Toczy się tu, na forum Salonu24, interesująca dyskusja na temat demokracji, którą wywołał – i chwała mu za to! – niestrudzony Amin, a do której eumenes, Maciek Sonik, Arek, ja i jeszcze paru innych blogerów dorzuciło swoje trzy grosze. To, muszę przyznać, była jedna z bardziej satysfakcjonujących debat Salonowych; Amin obiecał że niedługo napisze jakieś podsumowanie naszej wymiany zdań, a ja mam nadzieję, że to podsumowanie będzie z kolei punktem wyjścia do dalszego etapu dyskusji, no bo tak właśnie wygląda postęp myślowy, nawet jeśli ktoś niespecjalnie lubi słowo „postęp”.
Nie da się zresztą ukryć, a wprost przeciwnie, należy to odnotować z zadowoleniem, że w międzyczasie do naszej debaty cenny wkład wniósł inny prominentny bloger, a mianowicie Pan Krzysztof Kłopotowski, już samym tytułem swego ostatniego wpisu wyrażając ciekawy choć pewno kontrowersyjny punkt widzenia: wpis nosił mianowicie tytuł „Demokracja sracja”. http://klopotowski.salon24.pl/28132,index.html
Wyobrażam sobie, że nie wszyscy z tą nową teorią demokracji zgodzą się; będą zapewne i tacy, którzy wbrew Panu Kłopotowskiemu wyrażą opinię, że demokracja to bynajmniej nie jest sracja, albo co najwyżej pół sracji, no ale od tego właśnie mamy Salon24, by takie intelektualne debaty tu prowadzić i by żadnego – najbardziej nawet kontrowersyjnego– poglądu nie unikać. Oczami duszy mogę sobie nawet wyobrazić, jak to za kilkadziesiąt lat w podręcznikach historii doktryn politycznych, w rozdziale na temat różnych podejść do zagadnienia demokracji, będziemy mieli następujące podrozdziały: 1. Demokracja populistyczna (Rousseau), 2. Demokracja liberalna (Constant), 3. Demokracja elitarystyczna (Schumpeter), 4. Demokracja deliberatywna (Habermas), 5. Demokracja sracja (Kłopotowski).
Zanim to jednak nastąpi, warto skupić się na tych doktrynach demokracji, jakimi póki co dysponujemy w formie nieco bardziej rozwiniętej. Chciałbym zwrócić Państwu uwagę na niezmiernie ciekawy wywiad, zamieszczony kilka tygodni temu w Gazecie Świątecznej z zapewne najwybitniejszym żyjącym filozofem prawa i polityki, a mianowicie Ronaldem Dworkinem, o którym tu jeszcze więcej kiedyś napiszę, bo to mój idol, bohater intelektualny, a na dodatek znajomy. Wywiad przeszedł trochę bez echa, a szkoda.http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34181,4329920.html
Na pytanie Marcina Bosackiego o to, czy głos pojedynczego obywatela może mieć znaczenie dla wyborczego wyniku – a wiemy, że statystycznie takiego znaczenia nie ma, Dworkin odpowiada:
„Mówienie o wyższości demokracji z tego tylko powodu, że rządzi w niej większość, to nieporozumienie. Moim zdaniem demokracja to posiadanie takiego rządu, który traktuje każdego, także ciebie, jako równego.
Bosacki: Tu dochodzimy do drugiego ideału rewolucji francuskiej.
- Tak. W demokracji nie chodzi o to, że obywatel ma jakąś dużą władzę, ale o to, że żaden obywatel nie ma władzy większej niż inni. Po drugie, każdy może zabierać głos w debatach i mówić to, co myśli. I po trzecie, obywatelowi pozostawia się prawo do samodzielnego decydowania o sprawach najintymniejszych - tych, które określają, czy człowiek ma do siebie szacunek. Na przykład - o wyznaniu religijnym. Nie mógłbym myśleć o sobie jako o prawdziwym obywatelu, gdyby rząd czy większość miała prawo decydować za mnie, czy i w co mam wierzyć. Albo mówić mi, jakie życie seksualne mam prowadzić. A także - choć wiem, że to bardzo kontrowersyjne - uważam za pogwałcenie demokracji, gdy państwo mówi, czy wolno dokonywać aborcji.
Uważam, że demokracja to coś więcej niż forma rządów. To rodzaj partnerstwa. Każdy obywatel współpracuje z innymi w ramach czegoś w rodzaju przedsiębiorstwa kolektywnego. W tym przedsiębiorstwie los każdego liczy się równo. I właśnie dlatego w demokracji tak ważny jest czynnik równości.”
Ta odpowiedź stanowi potężne wyzwanie wobec czysto proceduralnego rozumienia demokracji. W kilku moich tekstach naukowych – przyznaję, zawiłych i nudnych – broniłem koncepcji czysto proceduralnej, przeciwko idei, że demokracja to „coś więcej niż forma rządów”. Dworkin staje po tej samej stronie barykady, pod tym jednym wzgledem, w wielkiej debacie o demokracji, co Jan Paweł II, który w swym wspaniałym przemówieniu w Sejmie 11 czerwca 1999 roku potępił „demokrację bez wartości”.
Ja z kolei należę do tych, którzy uważają, że „demokracja bez wartości” to wewnętrzna sprzeczność, zaś uzupełnianie demokracji proceduralnej o wymogi treściowe grozi, że na społeczeństwo pluralistyczne i pełne podziałów zaczniemy nakładać „kalkę” jedynie właściwych wartości. Wolę demokrację proceduralną niż tyranię jednej, jedynej prawdy. Napisałem o tym, dużo szerzej, w Teologii Politycznej w artykule zatytułowanym właśnie „Demokracja bez wartości” (tytuł, dodam, był świadomie przewrotny, bo moim zdaniem demokracja bez aertości to wewnętrzna sprzeczność): http://www2.teologiapolityczna.pl/templates/teologia_polityczna/archiwum/tp3/sadurski_tp3.pdf
Ale może się mylę. Co Państwo o tym myślą?
Inne tematy w dziale Polityka