Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
164
BLOG

Jagoda

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 124

Szef resortu spraw wewnętrznych, początkowo cieszący się pełnym zaufaniem przywódcy politycznego: oddany, wierny, gorliwy w swych działaniach. Niestety, z czasem jego zwierzchnik stracił do niego pokładane na początku zaufanie: polityk odpowiedzialny za sprawy wewnętrzne okazał się mało przydatny, hamujący co ważniejsze śledztwa, podejrzanie nieskuteczny. W porę odsunięty – no i bardzo dobrze, bo okazało się, że w istocie był powiązany ze służbami bezpieczeństwa dawnego układu: jako uśpiony agent działał tym perfidniej, im bardziej wydawało się, że na jego lojalność można liczyć. Rozżalony, już po upadku ze szczytów władzy, przyznał się do moralnego i politycznego pogubienia: dostrzegł, że służył władzy, która na jego lojalność nie zasługiwała.

Oczywiście wszyscy Państwo zgadli, o kim mówię: to Gienrich Jagoda, szef NKWD od 1934 do 1936 roku. Zanim Stalin powołał go na to stanowisko, Jagoda wykazał się jako bezwzględny i sprawny organizator systemu Gułagu, a w szczególności – nadzorca budowy Kanału Białomorskiego. Jednak potem Stalin miał do niego żal, o hamowanie przygotowań do procesu Zinowiewa i Kamieniewa; Jagoda miał nawet pomysł, by tych wrogów Stalina oddać pod sąd Biura Politycznego w pełnym składzie, co się Stalinowi zupełnie nie podobało.

Po aresztowaniu Jagody, oskarżonego o szpiegostwo i zdradę, okazało się, że wcześniej był on tajnym agentem carskiej Ochrany. Jagoda został stracony w 1938 roku, a Meer Trilisser, dawny współpracownik Jagody, którego zeznania posłużyły jako dowód na związki Jagody z Ochraną – okazał się też zdrajcą i stracił życie w 1940 roku.

Analogie ze sprawą Janusza Kaczmarka są całkowicie nieuprawnione: Polska to kraj demokratyczny, konstytucyjny, chroniący całkiem nieźle prawa obywateli. Premier – o czym jestem całkowicie przekonany – nie ma najmniejszych zamiarów utrwalania swojej władzy w sposób niezgodny z Konstytucją, a ostatnie kroki, polegające na przedwczesnym rozwiązaniu parlamentu, są pochwały godnym przykładem poddania się osądowi społecznemu – przy sporym ryzyku utraty władzy – w sytuacji, gdy dalsze rządzenie okazało się – zdaniem Premiera – niemożliwe. (Piszę to grubym drukiem chociaż wiem, że i tak będą tu zaraz pisać, że Sadurski porównuje Kaczmarka do Jagody a Kaczyńskiego do Stalina. Nie porównuję. Ale znam tutejsze obyczaje i wiem, że i tak to usłyszę).

Zdumiał mnie natomiast ton wściekłości, jaki usłyszałem w głosach zwolenników rządzącej partii, pod adresem Janusza Kaczmarka. Kaczmarek – dla mnie ani brat ani swat, człowieka nie znam, a jego publicznej działalności, od momentu gdy się pojawił na scenie politycznej, nie lubiłem – został dosłownie wdeptany w ziemię. Jadowitość niechęci, z  jaką został tu potraktowany, gdy przejawił „niewierność” wobec Premiera i ministra Ziobro, przekraczała standardy zwykłej krytyki polityka, którego się po prostu nie lubi.

Tak się traktuje tylko renegata – kogoś, kto złamał nie tylko powinność prowadzenia porządnej, uczciwej i zgodnej z prawem polityki, ale coś więcej: przykazanie wierności i lojalności względem przywódców, którzy mu zaufali. Supozycje co do powiązań Kaczmarka ze starymi i nowymi układami, szydercze przygotowywanie gruntu pod zapowiadane publiczne wystąpienia Kaczmarka, by z góry rozbroić jego możliwe argumenty, stawianie go w jednym szeregu ze skompromitowanymi doszczętnie politykami (Kaczmarek powinien przeprowadzić wspólną konferencję prasową z Giertychem, Lepperem i Millerem – ironizował jeden z blogerów) – to wszystko wskazywało na niezwykłe natężenie złości, skierowanej przeciw Kaczmarkowi. Jego sformułowania były dekonstruowane, jego polszczyzna – wyśmiewana, jego (nieporadne skądinąd) powoływanie się na własny urlop czy sprawy rodzinne – wyszydzane. Rechot poprzedzał zapowiadane publiczne wypowiedzi Kaczmarka, a błoto spadało na Kaczmarka tuż po pokazaniu się w mediach. I im bardziej był wdeptywany w to błoto, tym piękniej świeciła gwiazda jego oponenta, nazywanego nawet przez niektórych – z młodzieńczym rozmarzeniem – Zorro. Wspaniały, nieugięty, heroiczny Zorro-Ziobro z jednej strony, a nieporadny, żałosny, poczwarny Kononowicz-Kaczmarek z drugiej.

Janusz Kaczmarek, Zbigniew Ziobro – nie mój cyrk, nie moje małpy. Ale styl reakcji na groteskowe wydarzenia ostatnich dni koncentrujące się wokół byłego ministra spraw wewnętrznych, powinien nas czegoś nauczyć. Czy jesteśmy – w swych mentalnych przyzwyczajeniach, w kulturze politycznej, w artykułowaniu konfliktu politycznego – bliżej standardu zachodniego, w którym minister, który się w oczach przełożonego nie sprawdził, odchodzi – czy też stylu wschodniego, gdzie minister, który wypadł z łask, okazuje się w istocie perfidnym renegatem i ukrytym agentem dawnych służb specjalnych? Zasługującym na największe obelgi, bo zawiódł zaufanie w nim pokładane.

Powie ktoś: to sam Kaczmarek zdecydował się na ruch sprzeczny ze standardami demokratycznymi. Wszystko co nastąpiło później to jego wina. Przypuśćmy, że tak właśnie było. Ale czy trzeba z góry zakrzyczeć wszystko, co ma do powiedzenia; czy nic z jego rewelacji – poddane najbardziej wnikliwej krytycznej analizie – nie może być przydatne dla zatroskanych o dobro publiczne komentatorów?

Zatroskanych o co?

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (124)

Inne tematy w dziale Polityka