Już pojutrze, w Lizbonie (dla niepoznaki!) zarządzony zostanie Anschluss. Przeczytałem niedawno, w tygodniku pod nazwą „Nasza Polska” apel Czytelniczki, by tego dnia wszyscy polscy patrioci wywiesili, na znak żałoby, flagi narodowe przepasane czarną szarfą. Ponieważ niektórzy z Państwa mogli tego apelu nie dostrzec, rozpowszechniam go niniejszym, za pośrednictwem medium jeszcze popularniejszego niż „Nasza Polska”.
Co stanie się po 13 grudnia?
Wiadomo, Polska utraci suwerenność. Ruszą kibitki – tym razem w kierunku Brukseli. Okupanci zaczną jeszcze bardziej prostować zakrzywienie banana polskiego, krągłość polskiego jabłka, krasność lica polskiej dziewki. Polski chłop, w okowach daniny (zwanej dotacjami bezpośrednimi) nie będzie już miał prawa nazwać swego żywego „Krasula” albo „Łaciata”: dozwolone będą tylko „Helga”, „Marie-Ange” i „Christine”. Nie tylko oscypek, ale i kochana siwucha, salceson warszawski i ogórek małosolny zostaną zakazane, jeśli nie uzyskają znaku towarowego europejskiego. Umiłowaną złotówkę zastąpi sprośne, bezwartościowe euro. Dzieci dozwolone będą tylko z probówki, seks – tylko bez miłości. Europejskie siły wolnego reagowania zajmą (z opóźnieniem charakterystycznym dla tej biurokratycznej machiny) czołowe przyczółki patriotyzmu i polskości: redakcje wszystkich pism za słowem „Polska” w tytule, plus Najwyższego Czasu, Naszego Dziennika i paru innych.
A potem?
Potem – jak zawsze. Droga, którą Jaś i Małgosia dreptali do szkoły, nie rozstąpi się w przepaść, a moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco brukselski, który prawa obce będziesz nam narzucał, regulacje środowiska dekretował, z kary śmierci drwił, małżeństwa heteroseksualne delegalizował. Ale synowie (i córki) ziemi się zgromadzą, śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności, jako to: Waldemar Łysiak, Stanisław Michalkiewicz, Krystyna Grzybowska, sól tej ziemi, a nawet jej pieprz, ci którzy zawsze o wolność Polski walczyli i za pierwszej i za drugiej komuny. Za naszą i waszą będą z Portugalczykami, Anglikami, Estończykami paktować przeciwko imperium; a potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy, plecaki pełne klęski rude pola chwały.
Obok męstwa pokaże też swoją brzydką gębę (o niepolskich, śródziemnomorskich trochę rysach) podłość: Targowica, zaprzaństwo, zdrada… Brukselskie srebrniki skuszą wielu; wielu da się skaptować do intratnej pracy u zaborcy. Jarosław Marek Rymkiewicz napisze kolejny piękny, gorzki esej pod tytułem „Rozstrzeliwanie”.
Znów rozpierzchniemy się po świecie, świecie nieproszonych gości, nie znajdziemy nigdy ciszy ni przystani. Aż nas obejmą w ciasny krąg łańcucha i każą oddać co najprędzej ducha, ale przedtem jeszcze poczęstują – by upokorzyć – po europejsku wyprostowanym bananem.
(Z zapożyczeniami ze Zbigniewa Herberta, Adama Mickiewicza i Juliana Tuwima)
Inne tematy w dziale Polityka