Dwa tygodnie gdzieś minęło od tego spotkania, a pamiętam każde słowo.
Padało, wiadomo luty, teraz u nas, nie inaczej, jak pora deszczowa. Ciężkie krople spływały z liści z nieubłaganą precyzją trafiając mi za kołnierz. Tak to jest ,jak się chowa przed deszczem pod drzewem. Facet, w czarnej czapce z daszkiem, na oko sześćdziesięcioletni, który, jak ja, poszukał schronienia pod tą starą lipą, jęknął:
- Nie pamiętam, żeby kiedyś padało w lutym. A w tym roku już ze trzy razy zmokłem…
- No, jak pan nie pamięta, to ja tym bardziej – udzieliłem się w dyskusji.
Pokiwał głową na znak, że mam rację. Ale czyż mogłem nie mieć, skoro się z nim zgodziłem?!
- Może to prawda z tym ociepleniem klimatu… - pociągnął temat.
- Pewnie tak… - znów się z nim zgodziłem, a on usatysfakcjonowany ponownie pokiwał głową.
Nie, trochę za dużo było tej zgody. Stanąłem więc okoniem.
- Z drugiej strony w Ameryce zima stulecia…
Popatrzył na mnie uważnie.
- Był pan w Ameryce?
Miał mnie, pokręciłem więc przecząco głową.
- Tak myślałem – powiedział z niejakim politowaniem - Wie pan, Ameryka to już nie ta, co kiedyś. Ruskie ich dymają na każdym kroku. Reagan by na to nie pozwolił. Ale ten Obama to jakieś nieszczęście.
I tak, w łagodny sposób przeszliśmy do wielkiej polityki. A deszcz swoje, znaczy padał i nie zamierzał przestać.
- Ale sami go wybrali. I to dwa razy! – pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na pewien istotny walor demokracji jakim jest przestrzeganie reguł wyborczych.
-Panie, co pan mówisz?! – zaprotestował gwałtownie. – U nich wygrać może nawet ktoś, kto przegrał. Jak było z Bushem?! Miał mniej głosów od tego drugiego, a wygrał…
- No, taki system…- rozłożyłem ręce z rezygnacją i nawet z nutą żalu to powiedziałem, ale czy ja tak naprawdę żałuję, że w USA liczone są głosy elektorskie, a nie wyborcze?!
On wszakże już tym zagadnieniem głowy sobie nie zaprzątał.
- Problem jest taki, że Ameryki już się nikt nie boi – wypalił. - Myśli pan, że Putin się boi?! Gdzie tam, wie, że może sobie na wszystko pozwolić. Ten Majdan to albo rozwalą w siwy dym, albo ci banderowcy i inni tacy obalą Janukowycza. A wtedy Ruskie i tak podzielą Ukrainę.
- Jak podzielą? – zainteresowałem się.
- Na dwie połowy. Większą, tę wschodnią, z Krymem przyłączą do Rosji, a reszta, ta mniejsza połowa, będzie taka słaba, że szkoda gadać. Unia ją będzie musiała utrzymywać, z naszych pieniędzy…
- Z naszych? – zdumiałem się.
- A pewnie! Co pan myślisz?! Z tych, których nam nie da, tylko będzie musiała w tych banderowców ładować! Bo wie pan, tam w zachodniej części, to sama ekstrema, upowcy i inni tacy.
- O jedzie bus – ucieszyłem się.
- Ja tam na autobus czekam. Prawko ma m, to sobie za darmo jadę.
Wtedy się rozstaliśmy. A deszcz dalej padał, jakby niebo się rozpłakało nad losem biednej Ukrainy, biednej Polski i biednej Ameryki.
*
A tak swoją drogą, czy czasami nie ma wakatu w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego? Znam pewnego gościa w mojej gminie, który w sprawach geopolityki jest lepszym analitykiem od generała Kozieja.
Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka