Mania komentowania notek, swoja notka, jest szczególnie widoczna na blogach Salonu24. Przyznam, ze mnie to drażni, chociaż jest to praktyczne - wiec i ja to robię.
Łukasz Warzecha
tutaj na blogu Salonu24, użala się nad silną polaryzacją polskiego społeczeństwa. Zauważa ją na podstwie komenatrzy pod swoimi notkami, zmierza w konkluzji do stwierdzenia:
"W polityce podział na dwa ostro się zwalczające obozy jest oczywisty, wśród komentatorów i innych postaci życia publicznego - także. A skoro tak, to każdy, zabierając głos w tej czy innej sprawie, musi się, siłą rzeczy, zapisać - choćby na chwilę - do tego czy innego obozu."
Ja się zastanawiam, dlaczego pan Łukasz tak bardzo dziwi się polaryzacji? Czy dziwił się jej, w trakcie narodzin Solidarności?, podczas wyborów w latach 90? Główne obozy to byli komuniści i nie komuniści. Miało nastąpić oddzielenie ziaren od plew - to się nie stało jak wiemy. Czerwoni zbratali się z różowymi, powstał tzw. "salon" - serwowano tym samym społeczeństwu potrawę, na pierwszy rzut oka wyglądającą apetycznie, ale skrzętnie ukrywane było, że aby potrawa nie miała zgniłego koloru i zjadliwego fetoru, dodawano do niej różne polepszacze i barwniki. Jeżeli ktoś zwrócił uwagę, na sztuczność, szkodliwość tego dania, natychmiast zamykano mu buzię, za pomocą "ałtorytetu", który publicznie wkładał do swoich ust łyżkę z potrawą, przełykał z błogością i wydawał odgłosy : mniam, mniam, jakie smaczne. Społeczeństwo patrząc, raczej wolało wierzyć, że z jego kubkami smakowymi jest coś nie tak, bo skoro ałtorytetom smakuje...
W IV RP ma pan możliwość dowiedzieć się co było w tym garnku, ma pan możliwość mówić o tym, ma pan możliwość przeczytania komentarzy. Że nie są one takie jak pan sobie życzy, że co niektórzy mlaszczą i siorbią? no cóż...Ludzie to nie anioły... Że znowu silna polaryzacja? - to jest efektem nie oddzielenia wspomnianych plew od ziaren wcześniej, zatykania buzi oponentom, robienia z nich oszołomów, wariatów, dzikich ludzi, spychania na margines, na dno garnka.
Pod koniec swojej notki wyraża pan rozczarowanie rzeczywistością:
"Dziś razem z grupą bliskich znajomych - ludzi o poglądach w większości konserwatywno-liberalnych - możemy tylko z niedowierzaniem kręcić głową. Nic nie jest tak, jak chcieliśmy - i naprawdę nie ma to nic wspólnego z tym, czy premier byłby z Krakowa, Gorzowa czy z Pcimia. Chodzi o rozwiązania systemowe, o sposób sprawowania i utrzymania władzy, o polityczny koniunkturalizm, o codzienny teatr, o klasę ludzi, dopuszczanych do sprawowania władzy, o myślenie w kategoriach strategicznych, a nie doraźnych."
Rozczarowanie uzasadnione, też bym chciała podatku 10%, i żal mi, że obietnice konkretnych obniżek i ewentualnych zmian usłyszymy przed kolejnymi wyborami.
Pan i pana znajomi tkwią w przeświadczeniu, że w przypadku dojścia do władzy elegnackich PO czy demokratów, świat wyglądałby zupełnie inaczej niż teraz. Gospodarczo nie wyglądałby - nikt nie chce ruszyć spleśniałego ZUS'u, nikt nie obniży radykalnie podatków, nikt ze znanych nam partii. Z drugie strony, uważa pan, że ok, niechaj bedą Kaczory, tylko niech "rozwiązują systemowo", złości się pan, że urządzają społeczeństwu "wirówkę" polityczną, agenturalną, ogólnie społeczną. To jest ważne, choć estetycznie nieprzyjemne. Tej potrawy w tym garnku nie da się wylać - co byłoby estetyczniejsze, bo to my nią jesteśmy. Można ja wstrząsnąć najwyżej, żeby szumowiny zebrać. Stąd ta polaryzacja.
Jednak nie podzielam w pełni pana pesymizmu, z takiego powodu, że władza obecna słucha ludzi,jak żadna inna kiedykolwiek.Jak żadnej innej może pan wykrzyczeć swoje pretensje i domagać się tego co uważa pan czy inni obywatele za słuszne.
15:46,
BasiaPisze
Inne tematy w dziale Polityka