Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska
1102
BLOG

2.2 - Zabili konie

Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska Kultura Obserwuj notkę 14
Życie nie tylko na wsi stało się koszmarem, ale i w mieście nie było inaczej. Zamożni kupcy, rzemieślnicy, a nawet lekarze zostali pozbawieni własnego mienia i wywiezieni do obozów lub zabici. Sklepy, pracownie i zakłady rzemieślnicze stały się własnością państwa i równocześnie przestawały pełnić swoje funkcje. Wszystko nagle zszarzało, zbiedniało, a sklepy pozamykano, bo przecież nie było towaru.

Święta Bożego Narodzenia - dawniej uroczyste i rodzinne - minęły w smutku - były bardzo ubogie. Mroźna zima niosła ze sobą beznadziejność i zdawała się nie mieć końca. Kiedy wreszcie nadeszły święta Wielkiej Nocy, gdy było trochę cieplej, znowu zapomniałam o wszystkim i próbowałam cieszyć się słońcem i ciepłem.

Śpiewaliśmy „Wesoły nam dziś dzień nastał..”, chociaż wesoły to on wcale nie był, ale przyszła utęskniona wiosna. Znowu jak zawsze, jak od wieków wieśniacy pracowali w polu, jakby nic się nie wydarzyło. Mały promyczek radości błyszczał jeszcze w ciemnym tunelu rzeczywistości. Gdzieś w środku lata ten mały promyczek nagle zgasł. Calutką wieś ogarnęło przerażenie i rozpacz. To już nie było rozkułaczenie kilku gospodarzy, jak to się działo na początku zimy. Tragedia dotknęła prawie wszystkich.

Otóż służba weterynaryjna - już państwowa, nie prywatna - otrzymała zadanie zlikwidowanie nosacizny u koni w naszej wsi. Nikt się takiego czegoś nie spodziewał i nie przeczuwał, zwłaszcza, że konie były zdrowe. Chyba nawet diabli nie wymyśliliby czegoś okrutniejszego. Rzekomo zapanowała epidemia nosacizny. "Spece" w białych kitlach chodzili po wsi i wyprowadzali ze stajni co ładniejsze i młodsze zwierzęta. Konie stare, wypracowane pozostały. Ten straszliwy i makabryczny czyn nie oszczędził żadnego gospodarza, a żniwa były tuż, tuż.

Spontaniczny opór i walka bezbronnej ludności z milicją uzbrojoną po zęby skończyła się bardzo tragicznie. I znowu chowaliśmy na naszym wiejskim cmentarzu, który błyskawicznie się rozrastał, następne ofiary nierównej walki. Dla zwiększenia strachu i rozpaczy towarzysze przywiązywali bardziej opornych do koni. Galop dla uwiązanej ofiary kończył się śmiercią. Zmasakrowane zwłoki leżały w przydrożnych rowach i nawet ich pochować nie było wolno. Martwe ciała ludzkie obdarte ze skóry stały się żerem dla mrówek i much.

Konie również pomordowano w bestialski sposób. Daleko od wioski, w polu, wykopano ogromny dół. I to nie jeden, aby wszystkie konie mogły się zmieścić. Koni było dużo, bo i wieś była duża. Fachowcy znający się na rzeczy zrobili nawet drewniany pomost, po którym wpędzano konie do dołów.

Utratę koni przeżyłam bardzo boleśnie, ponieważ rosłam wśród ludzi, którzy kochali te zwierzęta. Ja również je kochałam, szczególnie kasztan był moim ulubieńcem. Zawsze uważałam, że konie są najbardziej inteligentnymi i pojętnymi stworzeniami. Zawsze nosiłam w kieszeni fartuszka kilka kostek cukru. Łakomczuchy wiedziały o tym i upominały się o swój smakołyk. Nie mogłam się pogodzić z tym, że tych stworzeń już nie było. Zdawało mi się, że to jakiś makabryczny sen, że gdy się przebudzę, znowu będzie jak dawniej.

Ale niestety nie był to sen. Wchodziłam do pustej stajni, stawałam przy żłobie, w którym leżały jeszcze resztki siana i płakałam, a łzy były gorzkie i piekące. O Boże, jak mi było ciężko, smutno i bardzo źle. Po tylu latach, gdy obecnie o tym piszę nie mogę powstrzymać łez. Okrutne to były czasy.

Od pewnego czasu działo się ze mną coś okropnego. Od kiedy leżałam w cuchnącym kurniku, a później kiedy patrzyłam na zmasakrowaną, okrwawioną twarz ojca, którego uwielbiałam, zapalił się we mnie płomień nienawiści. Nienawidziłam ludzi w mundurach, nienawidziłam miejscowych działaczy partyjnych, których czasami spotykałam na drodze idąc do szkoły. Po ostatniej zbrodni koniobicia do grona znienawidzonych doszli jeszcze ludzie w białych kitlach.

To było straszne. Dziecko potrafiło tak bardzo nienawidzić. Mimo woli ściskałam pięści aż do bólu, a łzy męki płynęły z oczu i jęk wydobywał się z piersi. Na całe długie życie zapamiętałam wszystkie doznane w dzieciństwie krzywdy. Bardzo bolesne i nigdy nie zagojone rany bolą do dziś i uwierają gdzieś głęboko w sercu jak zapiekłe guzy.

Bardzo ciężkie żniwa były tego lata, a szczególnie ciężka była zwózka zboża do stodoły. Ojciec z dziadkiem zaprzęgali się do wozu drabiniastego zamiast koni i ciągnęli urodzaj do domu. My kobiety popychałyśmy z tyłu ten pojazd z ludzkim zaprzęgiem. Nie wiem czy pomagałam, czy przeszkadzałam, ale musiałam tam być. Żadne trudności nie zdołały przeszkodzić w sprzątaniu urodzaju. To już leżało w naturze chłopa. Nic się nie zmarnowało! Jesienna orka i zasiewy zbóż ozimych stały się niemożliwe. W żadnej wsi ukraińskiej nie traktowano ludzi tak brutalnie jak nas. To nas wcale nie dziwiło - byliśmy przecież Polakami. Łachy, mazury, polskie świnie, kułaki to przezwiska, które nam doklejano w każdej sytuacji.

W naszych stronach zimy były zawsze mroźne i śnieżne. W lepszych czasach to ludziom nie przeszkadzało, ale w tamtych - było dodatkową udręką. Ziębiła zima, ziębił wschodni i północny wiatr. Zimno promieniowało z Moskwy - z Kremla. Wszystkie nowe zarządzenia, ukazy tchnęły mrozem. Dygnitarze na Kremlu mieli serca z lodu. Towarzysz Stalin wyróżniał się wśród swoich pomocników szczególnym okrucieństwem. Tak widocznie musiało być.

Tak więc zaczynała się chłodna i głodna zima. Zboże wprawdzie w stodole jeszcze było, ale już do nas nie należało. Mieliśmy przecież masę długów za niewykupione obligacje. Wszystkie młyny i wiatraki - dawniej prywatne, również zarekwirowano, a więc nie było gdzie zemleć mąki. W wielkiej tajemnicy ojciec skonstruował prymitywny młyn - żarna, na których mieliliśmy mąkę. Ten prowizoryczny młynek schowany był w ciemnym kątku spiżarni. Podczas mielenia mąki siadałam przy oknie i pilnowałam, by ktoś niepewny nie zjawił się w pobliżu. Była również stępa - prymitywne urządzenie do robienia kaszy.

Chleb i kaszę więc robiliśmy sami. Gorzej było z omastą. Nie było mleka, nie było tłuszczu, bo trzodę też zabrano - pusta obora, pusta stajnia i puste chlewy. O przepraszam - zostały kury.

Autorka Kim jestem? Polką, ur. 1921 r., żyjącą do 1945 r. na terenie ZSRR. Przeżyłam głód, czystki, zesłania, II wojnę i PRL. Teraz chcę o tym opowiedzieć, bo pamięć jest najważniejsza. Elektroniczną wersję pamiętnika prowadzi mój wnuk. Wszystkie zapiski pamiętnika zrobione zostały ręcznie, w szkolnych zeszytach. On je przepisuje. Redaktor Całość strony redaguje ja, od autorki pochodzi jeno tekst. Wspomnienia będę umieszczał w częściach co dwa dni, czasami może codziennie. Księga pierwsza ma ok. 100 stron A4, więc jest co dzielić. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do Zofii Pawłowskiej to proszę śmiało pytać, postaram się uzyskać na nie odpowiedź. Aktualny kontakt e-mail (wnuk): jediloop@tlen.pl Spis treści: - Wstęp - 1.1 - Piękne Podole i komunizm - 1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury - 2.1 - Rozkułaczanie - 2.2 - Zabili konie - 3.1 - Pani nie przyszła na lekcje - 3.2 - Msza pożegnalna - 3.3 - Rabunek do ostatniego ziarnka - 3.4 - Kot przy zamkniętej komórce - 4.1 - Ojciec ucieka - 4.2 - Rok 1933 - 4.3 - Głód - 4.4 - Śmierć (i życie) w mieście - 5.1 - Pora żniw - 5.2 - Orszak pogrzebowy - 5.3 - Dlaczego ocalałam? - 5.4 - Ojciec wraca - 6.1 - Błogosławieństwo pracy - 6.2 - Portret Pawlika Morozowa - 7.1 - Zepchani do bydlęcych wagonów - 7.2 - Ognisko w cerkwii - 7.3 - Nowy "dom" - 7.4 - Szukając szkoły - 7.5 - Nowa zabawka - 8.1 - Wiosenna odwilż - 8.2 - Kolejna ucieczka - 8.3 - Mijając wymarłe wsie - 8.4 - Pociągiem do Połtawy - 9.1 - Machina terroru - 9.2 - Duch pod oknem - 9.3 - Umrzeć aby życ - 10.1 - Znowu chce się żyć! - 10.2 - Wrzesień 1939 roku - 10.3 - Niewłaściwa narodowość - 11.1 - Bombowce nad miastem - 11.2 - Pakunki z chlebem - 11.3 - W niemieckiej niewoli - 11.4 - Na rodzinnej ziemi - 12.1 - Śmierć z honorem - 12.2 - Wracają "swoi", a z nimi strach - 12.3 - "Dobrowolne" zesłania - 12.4 - Pociąg z polskim wojskiem - 12.5 - W wojsku "polskim" - 13.1 - Końce i początki - 13.2 - Powroty - Epilog ... - Stare zdjęcia ... - Interludium

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura