Kwestia pomnika - czy mogiły, jak wolą niektórzy - w Ossowie jest w istocie rzeczą bardzo prostą. Swoistym sprawdzianem na nasz stosunek do państwa, jego historii i tożsamości. Dziwnym trafem to właśnie teraz, po katastrofie smoleńskiej, mamy do czynienia z relatywizacją tych ważnych pojęć. Nieprzypadkowo też wybrano termin odsłonięcia obelisku na cześć poległych bolszewików.
Najczęściej podnoszonym argumentem w całej tej dyskusji jest humanitaryzm i postawa chrześcijańska. Nikt nie neguje tego, że grobów nie wolno bezcześcić. Można nawet zapalić świeczkę w Dzień Zaduszny czy pomodlić się o dusze tych, którzy kiedyś stanęli przeciwko Polsce. Nikt mnie nie przekona, że to za mało. Że trzeba na siłę, ocierając się o wazelinę, szukać drogi pojednania. Szczególnie, kiedy historię Katynia Rosja zdecydowała się nagłośnić dopiero po wielkiej tragedii. Zresztą intencje Kremla w tej mierze nie są do końca znane.
Każdy, kto choć trochę interesuje się historią wie, że bolszewicy w 1920 roku zamierzali zdobyć Europę. I gdyby tych zamiarów nie powstrzymały wojska polskie, dziś zapewne rozmawialibyśmy w innym języku, a pielgrzymki odbywałyby się nie do Częstochowy a do Mauzoleum Lenina. A może to będzie nowy, kolejny punkt pojednania? 15 sierpnia to dzień szczególny. I ktoś, kto wpadł na pomysł uhonorowania czerwonoarmistów doskonale wiedział, co wywoła. I mógł spodziewać się reakcji. Powiedzmy szczerze - Bronisław Komorowski i nasze władze uniknęły hańby.
Analogia być może zbyt prosta, ale wcale nieodległa: czy powinniśmy postawić w Krakowie obelisk na cześć Hansa Franka? A co z żołnierzami Wehrmachtu? Nazistom, którzy zginęli na terenie okupowanego kraju? Moda na pojednanie za pomocą tuszowania historii ostatnio jest w modzie. To bardzo zły znak. Autorytety takie jak Wajda (i nie tylko) powoli pozbywają się pewnej historycznej prawdy i tożsamości na korzyść wizerunku w oczach świata. Za niedługo przyjdzie czas na kłamstewko w postaci pokojowej walki w 1920 roku. Przecież zarówno Piłsudski, "knując" na Ukrainie, jak i bolszewicy mieli swoje cele. A to doprowadzi do kolejnych przekłamań i wybielania.
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego medialnej wrzawie ulega historyk, którego doceniam, a mianowicie Antoni Dudek. Najbardziej nietrafiona wydaje się być w jego wykonaniu swoista podpucha, jaką umieścił w tekście dla "Rz": "Od wojny polsko-bolszewickiej minęło już 90 lat. Wydaje się, że to wystarczająco dużo czasu, by na tamte wydarzenia spojrzeć nieco spokojniej i z pewnym dystansem". Tym argumentem można wybielić dosłownie wszystko i dodać przy innej okazji - 70 lat to wystarczająco ws. Katynia. Trzeba popatrzeć na to z dystansem, przecież to wszystko realia wojny. Poza tym nie wiem, co jest hańbiącego w znaku na pomniku, pod którym bolszewicy walczyli. Czy swastyka na obeliskach, upamiętniających hitlerowców, też by była bezczeszczeniem ich pamięci?
I jeszcze jedno pytanie, na które już nie znajduję odpowiedzi: jak to jest, że władza ma takie opory przed pomnikiem na cześć ofiar katastrofy w Smoleńsku (a tym bardziej tragicznie zmarłego Prezydenta), a chce legitymizować upamiętnianie bolszewików?
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka