Pomimo tego, że współpraca polsko-rosyjska ws. śledztwa wydaje się na tyle dramatyczna, iż sam Tusk zaczął tupać nogą, a zakochany w MAK-u Edmund Klich krytykuje sytuację, przecieka do opinii publicznej więcej informacji.
Nie da się chować pod dywan odpowiedzialności politycznej rządu za przygotowanie podróży do Katynia najważniejszych osób w państwie. Jak wynika z instrukcji HEAD, o której mówił na swoich konferencjach prasowych Macierewicz, za przygotowanie wizyty VIP-ów odpowiedzialny jest szef Kancelarii Premiera. Dokument zatwierdził w 2009 r. sam minister Klich. Prokuratura jednak nie przesłuchała dotąd ani szefa MON, ani Arabskiego. Nie zamierzają też wybrać się na posiedzenie zespołu parlamentarnego, badającego przyczyny katastrofy. W kraju, gdzie władza nie bagatelizuje takich porażających sytuacji i szanuje obywateli, głowy w MON, MSZ i KP powinny z mety polecieć. Zamiast tego, minister Arabski, który niegdyś palnął do mediów: "Lech Kaczyńskiego na szczyt UE może polecieć prywatnie" po tragedii był w Smoleńsku i razem z Kopacz uczestniczył w identyfikacji zwłok. Można powiedzieć ironicznie: Prezydent poleciał wreszcie prywatnie. Tylko ktoś do tego dołożył starań.
Gdyby nie telefon Putina do Tuska - o tym też trzeba głośno mówić - najważniejsze osoby w państwie poleciałyby na uroczystości razem. Nie rozdzielano by delegacji i samych obchodów 70-tej rocznicy Katynia. Szef rządu, czy ktoś tego chce czy nie, dał się zwyczajnie ograć przez Rosjan. W tym sensie jest odpowiedzialny pośrednio za to, co się 10 kwietnia wydarzyło. PR, dziki wyścig, chęć zagrania Prezydentowi na nosie i zrobienie z jego polityki historycznej "maczugi" w mediach - tej, o której niedawno w "Polityce" wspomniał Bronisław Komorowski. To wszystko, niestety, doprowadziło do tragedii. Łatwo mówić i oskarżać, kiedy czasu się nie wróci. To jedna strona medalu, ale przecież trudno nie dociekać prawdy. Trudno nie pisać, jaka sytuacja miała miejsce przed 10 kwietnia.
Ośmieszany w mediach establishmentowych zespół Macierewicza wypunktował minister Kopacz za kłamstwa z mównicy sejmowej, kiedy to twierdziła, że polscy patomorfolodzy i prokuratorzy byli obecni przy sekcjach zwłok. Ich brak to kolejne, ogromne niedopatrzenie naszych władz. Nie doczekaliśmy się odpowiedzi od Minister Zdrowia. To pokazuje też, w jakim chaosie było polskie państwo po tym wydarzeniu, skoro członek rządu w pracach na miejscu uczestniczył, a mówi w Sejmie nieprawdę. A co twierdziła Kopacz w maju w TVN 24?
Ewa Kopacz:Tam pojechało naszych 11 lekarzy, patomorfologów, lekarzy sądowych, techników kryminalistyki. Ale tam na miejscu była grupa blisko 30 lekarzy. Gdyby nie robili sekcji zwłok, to jaka tam byłaby ich rola?
Minister Cichocki również w kwietniu zapewniał, że Polska dysponuje zdjęciami satelitarnymi z 10 IV. Oto, jak przekonywał 29 kwietnia w Sejmie:
Jacek Cichocki: Służby podległe Ministerstwu Obrony Narodowej skorzystały z możliwie najszybszego trybu otrzymania zdjęć satelitarnych od jednego z krajów natowskich i takie zdjęcia zostały nam niezwłocznie przekazane po skierowaniu tej prośby do tego kraju. Zatem takimi zdjęciami strona polska dysponuje i jeżeli zaistnieje taka potrzeba, również zostaną one udostępnione prokuratorom czy komisji. Tak więc nie korzystaliśmy z kanału natowskiego, bo trwałoby to pewnie parę tygodni, tylko od razu zwróciliśmy się do kraju, który posiada w tej kwestii ogromne kompetencje i możliwości, i niezwłocznie taka prośba została zrealizowana – te zdjęcia zostały przekazane. Chciałbym też powiedzieć, żetym krajem oczywiście były Stany Zjednoczone.
Tymczasem płk Rzepa w "Gazecie Wyborczej" stwierdził, że prokuratura nie dysponuje zdjęciami z 10 kwietnia, a z 5 i 12. Pozostaje kwestia, czy Cichocki w Sejmie mówił o zdjęciach właśnie z tego dnia, ale to one są dla śledztwa przecież kluczowe. I z kontekstu wynika, że właśnie o nie chodziło.
Ciekawe były doniesienia w mediach tuż po katastrofie, jakoby kontrolerzy w Smoleńsku podawali załodze komendę, by skierowali samolot na lotniska zapasowe - do Mińska lub Witebska. W kopii stenogramów z czarnych skrzynek - co o nich by nie sądzić - nie ma ani jednej o tym wzmianki. Poza tym, jak ustalił "Dziennik Gazeta Prawna" - sam Górczyński (naczelnik z MSZ) potwierdził w prokuraturze ich nieprzygotowanie:
Maciej Duda: Górczyński poprosił ambasadora RP w Rosji Jerzego Bahra, by zadzwonił do Moskwy i poprosił, by „ktoś wyjechał na lotnisko". Bahr również był w Smoleńsku. Jednak po około 15 - 20 minutach Kozłow przekazał nową informację od kontrolerów lotniska – że samolot będzie jednak leciał do Mińska. Okazało się jednak, że i ono nie było przygotowane do przyjęcia i przewiezienia delegacji na katyńskie uroczystości. „Skontaktowałem się z ambasadorem Henrykiem Litwinem, który powiedział, że jest w Polsce, ale że przekaże tę informację do Mińska” – opowiadał prokuratorom Górczyński. Dodał, że oddzwonił do niego pracownik ambasady w Mińsku, którego naczelnik poprosił, by „ktoś z ambasady oczekiwał na samolot”.
Śledczy mają jednak związane ręce. Wydaje się, że Seremet przegrywa najważniejsze śledztwo, jakie stoi przed prokuraturą. W dodatku został wybrany kilka dni przed tragedią przez Lecha Kaczyńskiego. Bezradność wynika z ogromnego błędu zaniechania polskiego rządu i oddania sprawy w ręce Rosjan. Dziś Edmund Klich ponawia prośby do Anodiny o traktowanie polskich śledczych jak partnerów. To nic, że jeszcze parę miesięcy temu brylował w mediach i opowiadał na prawo i lewo, kto był w kabinie pilota, kto mógł "nacisnąć" w trakcie lotu i przekonywał: współpraca jest świetna.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka