Dopiero co Monika Olejnik niemal błagała Kaczyńskiego, by nie odchodził z polityki, a dziś całą rozmowę z Jakubiak w Radiu Zet poświęciła na temat prezesa PiS, przedstawiając go non-stop w niezbyt korzystnym świetle. W mediach paradują Ciosek, Kwaśniewski czy Nałęcz, jakby mieli coś wspólnego z Sierpniem '80, a nie z komuną. W przerwach oczywiście na krytykę tego strasznego Kaczora.
Można się z nim nie zgadzać i polemizować, ale nie gnoić. Nikt nie ma moralnego prawa do miana obrońcy zmarłego przed bratem. To perfidne i paskudne, bez różnicy czy taką bzdurę głośno wypowie Tadeusz Mazowiecki czy Henryka Krzywonos, a więc ludzie w tamtym czasie zasłużeni. Dziś Solidarności nie ma. Są robotnicy, którzy dzięki kochanej władzy tracą prace. Zmęczeni staruszkowie i bufony - jak w przypadku Wałęsy - bez cywilnej odwagi i cech męża stanu, by przyznać się do jakiegokolwiek błędu przeszłości, poza pokrętnymi tłumaczeniami. Zresztą, tania odwaga jest dziś w modzie. I przykro, że tak muszę napisać o Mazowieckim czy Krzywonos, którzy zarzucają poniżanie godności śp. Lecha Kaczyńskiego przez Jarosława. Można zadać proste pytanie: gdzie oni byli, kiedy Prezydent był częstowany publicznymi epitetami, takimi jak: dureń, cham, pijak, alkoholik, ziemniak, gbur, niewykształcony, małostkowy, bo walczy z Tuskiem o krzesło, więc jeszcze wprasza się nieproszony tam, gdzie go nie chcą. Czy usłyszeliśmy jedno zdanie obrony od Mazowieckiego? Nie? To jakim prawem teraz broni go przed bratem czyli - za życia - najbliższą osobą? On w mediach na pewno zdobyłby posłuch. W przeciwieństwie do Henryki Krzywonos, która przez 20 lat była na salonach nikim i najwyżej by ją wyśmiano. Tak, właśnie taka jest prawda - gdyby nie to, że zaatakowała w taki sposób Kaczyńskiego, jej istnienie dla pokolenia facebook'owiczów byłoby tak istotne, jak podwyżka podatku VAT. A - bawiąc się w gdybanie - jeśli w podobny sposób na uroczystości w Gdyni odwinęłaby Tuskowi, zostałaby przedstawiona jako niewykształcona, chamska pisiorka, rozwalająca ważne uroczystości, przykład mohera i typowa zwolenniczka Kaczyńskiego. Mogę założyć się z każdym.
Nie ma żadnego znaczenia, że jej "mowa" nie odnosiła się do tego, co powiedział Kaczyński. I nie wspomniała o swoich kolegach, o - przynajmniej - równych zasługach. A pisał o tym Leszek.Sopot:
Leszek.Sopot: 15 sierpnia1980 r. strajk podjęła trójmiejska komunikacja. Od około godz.4.30, na trasy nie wyjechali kierowcy z zajezdni autobusowej przy ul. Karola Marksa (dziś Józefa Hallera) w Gdańsku. Zostały spisane postulaty i wybrano Komitet Strajkowy, którego przewodniczącym został Jan Wojewoda. Postulaty przekazano dyrektorowi Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku. (...) Pierwszym tramwajem, który wyjechał z zajezdni w Nowym Porcie kierowała Henryka Krzywonos. Przed nią dwóch motorniczych odmówiło wyjazdu na trasę - jeden gdzieś się zapodział, a drugi dostał raptem biegunki. Gdy raptem przerwano zasilanie trakcji tramwajowej wszystkie tramwaje które wyjechały na miasto stanęły. Krzywonos porzuciła swój tramwaj i poszła do stoczni. Inni motorniczowie pozostali w tramwajach. Krzywonos za pozostawienie tramwaju mogły grozić konsekwencje łącznie ze zwolnieniem z pracy. W stoczni nie reprezentowała swoich kolegów z pracy, gdzie pracowała od niedawna i była mało znana. (...) Gdyby nie zastrajkowali inni tramwajarze i kierowcy autobusów, którzy zorganizowali komitety strajkowe i wybrali swoich przedstawicieli na strajk w stoczni, gdyby strajk w Stoczni Gdańskiej się zakończył, zostałaby dyscyplinarnie zwolniona z pracy. Stąd jej determinacja i pełne poświęcenie w sierpniu1980 r. Henryko, dlaczego zapominasz o swoich kolegach z pracy, dlaczego nie walczysz o przypomnienie nazwisk tych, którzy wówczas poderwali całą komunikację w Trójmieście do strajku?
To żenujące, że wszyscy w mediach rzucają się na Kaczyńskiego, a nikt nie wspomni o ewentualnych zaniechaniach innych. W myśl zasady - nie ważne co powie, trzeba go zgnoić. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż Ci, którzy zarzucali liderowi PiS deptanie pamięci brata, sami to robią, licytując się, który Kaczyński robił więcej dla Sierpnia, Solidarności i opozycji w ogóle. Lech Wałęsa wypalił, że śp. Prezydent był praktycznie nikim, a największym jego osiągnięciem - katastrofa i śmierć. Nikt mu nie powie, by wreszcie przestał, bo nie wypada niszczyć swojej solidarnościowej karty, a poza tym się nie opłaca. Tu jest dzisiaj ta wielka Solidarność. Kasa, bezy, salony i poklepywanie po plecach.
A może nie? To dlaczego widzę Kwaśniewskiego, który karci Kaczyńskiego za przemówienie? Kim on był w czasach PRL-u i po której stronie? A może doczekamy się historii, pisanej na nowo, z bohaterami: Nałęczem, Cioskiem, Kwaśniewskim i Millerem? Pewnie nie jeden platformerski kibic rzekłby, iż mają większe zasługi dla opozycji niż dwa Kaczory. Tu jest ta właśnie Solidarność. I deptana godność Lecha, panie Mazowiecki i pani Krzywonos.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka