Polska pisowska w latach 2005-2007 był to czas nieustających napięć, konfliktów, dzielenia społeczeństwa, polowania na teczki, upolitycznienia mediów i instytucji historycznych, afer, koalicji z Lepperem i chamskiego języka, napięć społecznych, które prowadziły do strajków wielce heroicznych pielęgniarek. Niektórzy politycy przez władzę umierali, jak Barbara Blida, a kto wie czy nie sam Ziobro pociągnął za spust. To w skrócie czas, który odszedł bezpowrotnie. Przyjrzyjmy się zatem jak jest przez pryzmat ostatnich 3 lat.
Politykę konfliktów, którą uosabiali Giertych i Lepper, zastąpiła miłość. Platforma Obywatelska postawiła na sprawdzonych ludzi, podnoszących zaufanie do władzy. Polepszył się niewątpliwie język. Ten Palikota, który siedział cicho gdzieś w kącie w czasie żałoby narodowej, pewnie po rozkazie Tuska, by nie popsuć diametralnie sondaży. Ostre tony zostały zastąpione przez "prostytutkę polityczną", "prezydenta chama", "prezydenta z krwią na rękach" i "jebać PZPN". Krzyk osiedlowego dresa ze stadionu, który czuje się mocny tylko w grupie, bo w pojedynkę okazuje się zwykłym tchórzem, to nowy wyznacznik miłości do ludu. Kolejnym, poprawiającym standardy, jest Stefan Niesiołowski. Choroba i zacietrzewienie to przecież coś lepszego, niż brednie od czasu do czasu z ust Brudzińskiego czy Filipka. I Kazimierz Kutz, spijający z dzióbka Palikotowi. Mauzoleum Lenina, Kaczyński zachowuje się jak Fuhrer - subtelne porównania historyczne, to w sumie coś nowego. Przyszło nowe do polityki na szczeblach władzy, inteligencja się zowie, ktoś powie.
Blida została zamordowana, a nawet jeśli nie, bo przecież prokuratura dała znowu ciała, to Ziobro i Kaczyński i tak są winni. Komisja śledcza, organy ścigania uruchomione, media 3 lata zainteresowane sprawą. Zaraz ma powstać film Latkowskiego i Pytlakowskiego, w którym padnie teoria spiskowa, podważająca samobójstwo posłanki SLD. Spadł samolot gdzieś w smoleńskim lesie z Prezydentem i elitami na pokładzie, na których nikt na lotnisku nie czekał - wina pilota, naciski Kaczyńskiego, krew na rękach głowy państwa, burdy hołoty pod Kurią w Krakowie a potem w sierpniu pod krzyżem. Zamach? Oszołomstwo i pisiory to głoszą. Zaniechania, błędy rosyjskie i rządu polskiego? Stało się, uwierzmy w to, co zaserwuje nam MAK. W II RP premier Felicjan Sławoj-Składkowski chciał podać się do dymisji w związku z konfliktem wawelskim, kiedy kardynał Sapieha nie wykonał zalecenia prezydenta Mościckiego i przeniósł trumnę Piłsudskiego do krypty pod wieżą Srebrnych Dzwonów. Głowa państwa jej nie przyjęła, ale można powiedzieć, że honor i jaja to Składkowski miał. Rząd nie dopilnował tak oczywistej sprawy, jak podróż Kaczyńskiego do Katynia i nie ma winnych. Premier, ministrowie Klich i Sikorski, gen. Janicki - wszyscy na swoich posadkach. Teorie spiskowe dla oszołomów, podobnie jak żądanie dymisji i wykazania się odpowiedzialnością. Zbyt późną.
Afera goniła aferę w IV RP. W odnowionej, platformianej, narzekaliśmy na ich brak. A to okazało się, że rzecznik rządu cieciował u Niemca i zapomniał o tym wspomnieć w oświadczeniu majątkowym. Kilku cwaniaków chciało zrobić coś miłego dla kumpla Rysia, nawet, jeśli mieli z siebie strugać kompletnych durniów jak Rosół na komisji śledczej. Zabawę popsuł szef CBA, który zresztą za to poleciał. Minister Grad kilkakrotnie miał wylecieć, afera stoczniowa wzmocniła jego pozycję. Można powiedzieć, że w IV RP za afery z rządem się trzeba było pożegnać, by wspomnieć tylko o Kaczmarku czy Lepperze. Dziś za wałki można dostać fuchę w PKOL lub tekę ministra utrzymać. Sto cztery pisowskie podsłuchy - wałkowano, wygrażano, straszono. I Ziobrze znowu się upiekło. Tymczasem ABW podsłuchuje ludzi mediów, a zapisy z prywatnych rozmów, które powinny zostać wyrzucone, zostają włączone do cywilnego procesu przeciwko jednemu dziennikarzowi.
Mało? To dorzucę jeszcze wspaniałe poczucie humoru, które także uległo ewolucji. "Ktoś nadpiłował skrzydło" - to rzecznik rządu lapnął w dyskusji nt. katastrofy Tupolewa, gdzie zginęła głowa państwa i ważne osobowości Polski. Poziom humoru - co tu dużo ukrywać - analfabetów umysłowych w rodzaju Tarasa, Wojewódzkiego czy Figurskiego. A premier zwyczajnie z tego boki zrywa i ogłasza, że Graś palnął z wrodzoną inteligencją i - jeszcze - delikatnością. Dziś chlew jest porządkiem lub "delikatnością", chamstwo kulturą a afera nobilituje.
Zapomniałbym wspomnieć o obciachu IV RP. Kaczyński, już zmarły, to był obciach. Jego pisiory w rodzaju Walentynowicz czy Gwiazdy, takoż. Nawet Maria Kaczyńska z początku została obiektem drwin. Dziś mamy Prezydenta poliglotę, fantastycznego mówcę, godnie honorującego poległych w katastrofie obecnością na uroczystościach pod Pałacem Prezydenckim, a także z wrodzoną inteligencją i erudycją przemawiającego do powodzian o wodach, które spływają do Bałtyku. A jego żona? Zgrabna laska, cudo, z którego Wojewódzki z drugim palantem nie zadrwią.
Cieszmy się więc, że morderstwa zostały zastąpione przez wypadki i żałoby narodowe, afery aferami cięższego kalibru, a protesty słuszne - niesłusznymi, pisowskimi. Gdzie chlew nazywany jest delikatnością.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka