Możecie Państwo mi powiedzieć, które zdanie Jarosława Kaczyńskiego, wypowiedziane publicznie po 10 kwietnia, nie zostało poddane analizie przez dociekliwych dziennikarzy i publicystów? Także tych, wzywających do rokoszu i życzących Polsce jak najgorzej, gdy PiS było u władzy? Właśnie, żadne. A czy na równi traktuje się słowa Donalda Tuska?
Polska to chyba jedyny kraj, w którym niemal wszystkie media odsądzają od czci i wiary szefa opozycji wespół z politykami w myśl dość wstydliwej zasady "wszyscy na jednego". Tymczasem premiera zauważają dopiero, gdy powie pięknie o drugiej Irlandii, niedobrych, bo pisowskich podsłuchach albo tanich jabłkach. Obserwator z zewnątrz mógłby sobie pomyśleć, że ktoś tu z władzy robi sobie jaja, nie szanując jej lub w każdym razie przykładając mniejsze znaczenie do słów i gestów, jakie od niej płyną, niż w przypadku opozycji. I tak mało kto zwrócił uwagę, że nawet Tomasz Lis oburzył się na kilkadziesiąt sekund w swoim programie, za straszenie dziennikarzy przez Tuska, że im odetnie trochę kasy, jak będą podskakiwać. A już dosłownie wszyscy olali, że na zjeździe "Solidarności" miesiąc temu Tusk podał motto działań swojej ekipy: by ludziom było dobrze "tu i teraz". Bez wyciągania wniosków z przeszłości, ani patrzenia w przyszłość. Zadłużenie Polski więc rośnie, ku uciesze lemmingów. Sprawdzają się słowa przywołanego do tablicy Waldemara Kuczyńskiego. Ma on jednak tego pecha, że życzenia dla kraju "wszystkiego najgorszego" spełniają się akurat wówczas, gdy władzę dzierżą jego pupilki.
Nie jest ważna szkodliwa reforma szkolnictwa, gdzie na alarm biją tylko Jan Rokita i Piotr Zaremba, bo reszta dziennikarzy zajęła się każdym słowem prezesa PiS, ruchem ręki, mimiką twarzy a przez chwilę nawet krawatem. Warto by zapytać, czy nie są oni masochistami? Bo już właściwie nie wyśmiewają, chyba się im to znudziło. Oni zwyczajnie doprowadzili do tzw. zmęczenia materiału, który dalej przemielają. Dają wypowiadać się ludziom, których śpiewki znamy na pamięć i równie dobrze mogliby nagrać się na dyktafon - stacja zaoszczędziłaby na prądzie. Choć to nie to samo, co wysłuchanie Sławomira Nowaka, znanego dotychczas z noszenia teczek za Tuskiem i Komorowskim, potem za zrobienie z tego drugiego Bronka Errora, którego trzeba wybrać tylko dlatego, by nie wpuścić tego ohydnego Kaczora do Pałacu Prezydenckiego. Nie z powodu żadnych przymiotów intelektualnych, wartości. Dziś wraca szef kampanii Prezydenta i ogłasza, że Kaczyński musi wycofać się ze słów w artykule do dyplomatów. Władza, oprócz gnicia i afer, znalazła sobie nowe zajęcie: kierowanie opozycją.
Jeśli tylko usłyszę, iż dla PO nie ma znaczenia wsparcie od wielkich państw i organizacji dla mniejszych i średnich, a Kreml jest zupełnie demokratycznym i bezpiecznym ośrodkiem władzy, czego dowód daje choćby w postaci śledztwa smoleńskiego, wtedy zupełnie przestaną mnie dziwić histerie pierwszego intelektualisty partii rządzącej.
A co mają począć dziennikarze? Przecież dużo łatwiej pisać za każdym razem, jak z automatu: "Kaczyński atakuje rząd", "Kontrowersyjne słowa prezesa PiS", niż rzetelnie zbadać aferę hazardową albo informować o śledztwie smoleńskim i przyczynach katastrofy. Jeżeli ktoś tu uległ "spisieniu", to histerycznie a przez to śmiesznie reagujący komentatorzy i politycy na każde słowo prezesa Kaczyńskiego.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka