Zamki na Piasku Zamki na Piasku
3584
BLOG

Wołyń - zapomnieć i z żywymi naprzód iść?

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 195

W związku z tym, że rosyjska inwazja na Ukrainę w lutym tego roku zapoczątkowała proces bardzo silnego, bezkompromisowego zaangażowania się rządu w Polsce po stronie państwa ukraińskiego w różnych dyskusjach dotyczących przedmiotowego konfliktu zbrojnego przewija się temat zbrodni wołyńskiej. Są dwie dwie wiodące postawy tj.:

a) przypominanie, że jest to ukraińska zbrodnia, która nie została rozliczona

b) zamiatanie pamięci o wydarzeniach roku 1943 na Kresach pod dywan.

Tak jak napisałem: wiodące a to znaczy, że są postawy jeszcze bardziej skrajne i jeszcze bardziej łagodne wobec wspomnianych wydarzeń oraz wszystkie odcieni czerni i bieli pośrodku. 

Chciałbym w tej notce odnieść się do argumentów podnoszonych przez tych, którzy dzierżą miotłę a dłoni. 

Zanim jednak przejdę do tego chcę tylko dla osób mniej zorientowanych w tematyce napisać, że żądania czy lepiej, oczekiwania, strony polskiej sprowadzają się do prac ekshumacyjnych na miejscach zbrodni oraz godnego pochówku jej ofiar. Nie zostały sformułowane przez jakikolwiek rząd Polski żądania odszkodowawcze, żądania dotyczące restytucji przejętego mienia, żądania ukarania, teraz już wyłącznie w formie symbolicznej, inspiratorów i sprawców, żądania zaprzestania gloryfikacji wojennych zbrodniarzy (a przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo). Opór państwa ukraińskiego jest zupełnie nieadekwatny do polskich postulatów, które określiłbym mianem skrajnie minimalistycznych.  To jedno. Drugie, a warto o tym wspomnieć, są wypowiadane tonem raczej prośby. 

A zatem - ad rem... przy czym zaznaczę tylko, że odniosę się do 3 argumentów, które wedle mojej obserwacji są najpopularniejsze. 

Argument o tym, że to było dawno i trzeba nam z żywymi naprzód iść...

a nie wracać do tego, co się stało prawie 79 lat temu. Wołyń zostawmy historykom. Argument z dawności jest wyjątkowo nietrafiony - bo gdyby stosować go konsekwentnie wówczas ad acta należałoby odłożyć i zbrodnie niemieckie popełnione na Polakach w czasie II wojny światowej i zbrodnie rosyjskie z tego okresu. Czymś zaś zupełnie nieprzyzwoitym byłoby żądanie odpowiedzialności za zbrodnie komunistyczne w Polsce - ich skala w porównaniu ze skutkami działań niemieckich, rosyjskich czy ukraińskich jest nieporównywalna. Argument odwołujący się do przemijania a zatem nieważności jest absurdalny. 

Skąd w ogóle biorą się zaciekłe spory o historię skoro minęła a ci, którzy byli jej świadkami już odeszli? Bo przedmiotem historii nie jest wyłącznie przeszłość - jest także i lepsze rozumienie teraźniejszości (dlaczego jesteśmy w tym a nie w innym miejscu) i kładzenie fundamentów pod budowę przyszłości. Pamięć wybiórcza to najbardziej ułomny rodzaj pamięci i jej posiadacze są właścicielami kalekich intelektów - w sumie stanowią doskonały materiał na propagandzistów. To, co mnie zafrapowało:  to, że swoiste uwiedzenie Ukrainą, które temat Wołynia czyni wyjątkowo niepożądanym dotknęło najbardziej zwolenników obecnej władzy. A może to nie dziwne z drugiej strony - bo przecież z ust byłego premiera Polski Jana Olszewskiego padły w przeszłości takie opinie jak np.: zagłada Polaków na Kresach to był "incydent", odpowiedzialność Bandery za Wołyń nie istnieje - ba wręcz przeciwnie - gdyby Bandera mógł podejmować decyzje to do zbrodni by nie doszło...Bo Bandera był "politykiem myślącym, mającym wielki zmysł polityczny". A może to i nie dziwne - np. w 2008 roku Prezydent Lech Kaczyński odmówił udziału w konferencji naukowej poświęconej 65 rocznicy rzezi wołyńskiej a jednocześnie objął patronat nad Festiwalem Kultury Ukraińskiej w Polsce... A może to nie dziwne - np. w 2017 roku Prezydent Andrzej Duda odmówił objęcia swoim patronatem Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Obywateli Polskich na Kresach II RP... 11 lipiec tego roku (Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa) będzie ciekawą próbą dla władzy w Polsce...

Argument o tym, że teraz trwa wojna

Wojna to nie jest dobry czas do tego, aby teraz mówić z Ukrainą o Wołyniu. Ten argument o niestosowności chwili jest mi znany. Czy rzeczywiście jest on słuszny? Gdyby ta dawka propagandy o wspaniałych relacjach pomiędzy PL a UA była przynajmniej w części prawdą to byłby najlepszy czas do tego, aby właśnie o tym pomówić dążąc, będzie górnolotnie, do pojednania w duchu wierności prawdzie tamtych czasów.  A jednak nie jest. Ta narracja o znakomitych stosunkach polsko - ukraińskich nieuchronnie zmierza w tą samą stronę w jaką zmierzała od początku narracja krzewicieli z towarzystw przyjaźni polsko - radzieckiej. Nie ma bowiem przyjaźni tam, gdzie dla nie zakłócania świętego spokoju lepiej jest milczeć niż mówić. Jak napisał w "Marinie" Carlos Ruiz Zafón - "Ocean czasu – chcemy czy nie – zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś pogrzebaliśmy". W końcu to o czym się nie mówi opowiada znacznie bardziej ciekawszą story niż ta o jakiej się non stop plecie.

Argument o tym, że popularność Bandery jest demonizowana

Nie wszyscy Ukraińcy to zwolennicy kultu Stepana Bandery. To też jest znany mi argument. Koniec końców przecież partie ukraińskie odwołujące się wprost do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii, ukraińskiego nacjonalizmu czyli np. Swoboda Oleha Tiahnyboka czy też Prawy Sektor Andrija Tarasenki to jedynie polityczny plankton i szowinistyczna egzotyka na mapie ukraińskich wyborców. Jeżeli ten argument byłby oparty na faktach to kwestia Wołynia będąca kością niezgody (o jakiej wymownie się milczy) pomiędzy PL a UA przestałaby już istnieć. Bo po co byłoby martwić się tym jak zareaguje na spełnienie polskich postulatów dotyczących godnego pogrzebania ofiar rzezi ta mało znacząca / mała ilościowo część ukraińskiego społeczeństwa? To przecież nie wywoła pożaru rewolucji a jedynie nadpalenie na marginesach. A może nie chodzi o to czy procent Ukraińców postrzegających pozytywnie S. Banderę jest duży czy mały? Może jest wystarczająco wpływowy? A może jest i tak, że jest i wpływowy i % jest wystarczająco duży? Argument typu - nie wszyscy... Ukraińcy itp. ogólnie jest słaby i może szybko obrócić się przeciw jego użytkownikowi, bo przecież nie wszyscy Niemcy popierali Hitlera i nie wszyscy Rosjanie popierają Putina... Tylko, że nie rozmawiamy tu o postawie Kariny i Mykoły czy Andrija wobec Polaków - zakaz prac zmierzających do pochówków ofiar mordów wołyńskich jest, co do zasady, niezmienną postawą władz ukraińskich. 

Problemy nie znikają od udawania, że ich nie ma

Nie zamierzam w tej notce analizować przyczyn dla których Ukraina ma takie a nie inne stanowisko wobec zagłady Polaków na Kresach przez ukraińskich sąsiadów. Nie zamierzam z różnych powodów np. dlatego, że relatywizm nie jest bliskim mi poglądem filozoficznym. Podobnie jak zresztą rewizjonizm historyczny, który uprawia strona ukraińska. Nadto nie przepadam za wieloznacznym sformułowaniem kryjącym się w zdaniu o tym, że były to trudne czasy i sytuacja była skomplikowana tak jakby jej skomplikowanie mogło usprawiedliwiać czynienie zła z jakiego czerpana była radosna przyjemność. Piszę o tym, gdyż skala okrucieństwa w sposobach zdawania śmierci na Wołyniu była porażająca i przeraziła nawet Niemców, którzy w celu powstrzymania zrodzonego z fanatyzmu skrajnego sadyzmu chcieli wymusić interwencję ze strony gestapo. 

Przypomnieć chciałbym natomiast słowa ks. Tadeusza Isakowicza - Zaleskiego wypowiedziane w 2008 roku o uciekaniu przez polskich polityków od prawdy o Wołyniu: "To głupota elit politycznych, które sądzą, że jeśli będziemy udawać, że nie ma jakiegoś problemu, to on zniknie. Milczenie w sprawie Wołynia szkodzi nie tylko Polsce, ale także Ukrainie, bowiem jest – w pewnym sensie – uznaniem, że zbrodniarze z UPA reprezentują cały naród ukraiński. A przecież tak nie było, banderowcy zabijali także Ukraińców. I te ofiary, choćby bohaterskich księży greckokatolickich, którzy ratowali Polaków, również powinniśmy upamiętnić. Milczy też polski Kościół". 

Z mojego punktu widzenia Ukraina ma problem ze swoją własną historią. Problem, który dotyczy nie tylko pomordowanych na Wołyniu Polaków, ale i ukraińskiego udziału w Holokauście (zachęcam do lektury tego artykułu: Pogromy na Ukrainie Roberta Chedy). Problem, którego nikt inny poza Ukrainą nie może rozwiązać. Problem, który zarazem nie może stać / nie powinien się stać pułapką uwikłania w historyczny relatywizm Polski czy Izraela. Reakcja zaś na ten problem, jakie ma z historią Ukraina jest miernikiem, papierkiem lakmusowym powagi państwa którego to dotyczy. Doskonale to zostało unaocznione przy okazji reperkusji dyplomatycznych po wywiadzie, jakiego niedawno udzielił Tilowi Jungowi ambasador Ukrainy w Niemczech, Andriej Melnyk. Otóż wyżej wspominany dyplomata nie tylko przeprosił dotkniętych wypowiedzianymi słowami Żydów, ale wręcz entuzjastycznie, publicznie pokajał się ("„Holokaust był i pozostaje śmiertelnym ciosem w serce i duszę każdego Ukraińca!”). Zupełnie inaczej wyglądało w stosunku do Polski - daleko idąca powściągliwość (to są osobiste poglądy ambasadora, nie odzwierciedlają stanowiska ukraińskiego MSZ (a jakie ono jest?) a poza tym nasze relacje z Polską są znakomite). 

Skomentować to mógłbym tak: nasz wybitny trener śp. Kazimierz Górski miał takie powiedzenie: tak się gra jak przeciwnik pozwala - ja strawestuję je dla celów tej notki: Panie Kazimierzu! Przeciwnik tak gra jak mu się pozwala. I to trzeba mieć na względzie.

Tradycja, która nie przynosi chluby

Z ostrożności procesowej :) odniosę się do zarzutów, które mogą być podniesione wobec mnie ze względu na podnoszenie w czasie wojny kwestii Wołynia:

a) zarzut nr 1 - sprawa zagłady Polaków na Kresach jest podnoszona w złej wierze a zatem tylko i wyłącznie po to, aby wzbudzać niechęć do Ukraińców. Odpowiem tak - na taki negatywny obraz pracują od lat same władze ukraińskiego państwa i nie potrzebują one mojego wsparcia w tym zakresie. Być może wzrosła intensywność przypominania na poziomie zwykłych Polaków (bo przecież nie rządu), ale ona jest wprost proporcjonalna do intensywności propagandowego ocieplania wizerunku Ukrainy. Ocieplanie zaś daje wyjątkowo niespójny obraz - z jednej strony Polacy to wspaniali przyjaciele Ukrainy (polscy bracia i siostry) a z drugiej strony ofiary wołyńskie to taki wielki kłopot...

b) zarzut nr 2 - sprawa Wołynia jest dowodem na prorosyjskość. :) :) :) Cóż, każdy brak jednoznacznej gorliwości wobec Ukrainy w tym czasie jest dowodem na prorosyjskość :) a wręcz na agenturalność. Nie wiadomo co na to odpowiedzieć. Serio. Troska o pamięć o polskich ofiarach czy to z okresu Powstania Warszawskiego czy z Katynia lub też Wołynia traktowałem do tej pory jako obowiązek każdego Polaka. Wydaje się, że ci, którzy zostali zamordowani po razy pierwszy przez Ukraińców muszą stać się ponownymi (tym raz już tylko symbolicznie) ofiarami tym razem Polaków a w zasadzie rządu w Polsce i grupy osób popierających go, którzy muszą o nich zapomnieć, gdyż to niepotrzebnie mogłoby zadrażnić rodzący się (bardziej jest to w świecie życzeń) sojusz Ukrainy z Polską. Jest to jakaś kontynuacja postawy marszałka Sejmu w 2008 roku, Bronisława Komorowskiego, który powiedział - "Ostre debatowanie nad uchwałą może się negatywnie odbić na stosunkach polsko-ukraińskich" (chodziło o nieprzyjętą przez ówczesny parlament uchwałę potępiającą mord na Wołyniu, ale bez używania słowa ludobójstwo). Niezaognianie ma jednak dłuższą tradycję - w PRL też nie można było tego robić (bo Kresy odebrane przez ZSRR). Niewątpliwie tradycja przemilczania jest długa, ale czy warto dalej iść tą drogą? 

Kończąc tą notkę - nie liczę na merytoryczną rozmowę, wiem, że ta notka dla osób tropiących rosyjskich agentów ma taki sam sens jak organizowanie wycieczki dla niewidomych na wystawę dzieł sztuki malarskiej w Luwrze. Ale... ale jest po prostu silniejsze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka