Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1132
BLOG

Po raz pierwszy mamy szansę na demokrację bezprzymiotnikową

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Gdybym miał za sobą taką siłę medialną, jaką miała przez lata III RP to z pewnością wprowadziłbym kilka koni do parlamentu w tym przynajmniej 2 trojańskie. Pomyślicie Państwo może, że przemawia przeze mnie pycha. Ale pomyślcie przez chwilę, jeżeli to lubicie, o słowie wódz, wodzuś. Gdy patrzysz na rzeczy tak, jak one się mają to wiesz i rozumiesz, że Donald Tusk i Jarosław Kaczyński byli / są liderami określonych stronnictw politycznych i walczą o jak najsilniejszą pozycję eliminując po drodze swoich konkurentów. Ta wiedza i rozumienie są skutkiem powszechnych doświadczeń na każdym etapie naszego życia - zwłaszcza życia zawodowego - większości z nas. Nie jesteśmy tym zdumieni. Mimo to jednak Jarosław Kaczyński jest wodzem, wodzusiem, rządzącym twardą ręką i idąc tym tropem skojarzeniem dochodzimy do dyktatury, totalitaryzmu itd. Zadawanie pytania dlaczego tak się stało jest trochę nie na miejscu - obóz III RP dysponował wszystkim, co było potrzebne i niezbędne, aby swobodnie kształtować jednolite przekonania Polaków. 

To zaś, może być to zaskoczeniem podobnie jak stwierdzenie, że DT i JK to liderzy partii, wytworzyło w Polsce sytuację identyczną jak w PRL: jednolity monopol propagandowy i zestaw słusznych poglądów, co - koniec końców - musiało skutkować rozwojem u wielu takiego modelu postrzegania świata: ci, którzy nas krytykują są źli więc i dobrze, że wegetują w nieszkodliwej dla nikogo niszy. Powstało coś na wzór kordonu sanitarnego z 1770 roku, gdy pod pretekstem szalejącej w granicach Rzeczpospolitej dżumy Austria anektowała , jeszcze przed I rozbiorem, kilka starostw polskich. Żyliśmy w świecie w którym przyzwoity człowiek mógł mieć tylko właściwe poglądy. Można przytaczać wiele przykładów, ale jeden jest charakterystyczny, bo dotyczy ładu medialnego: wiecie jak kochamy pluralizm poglądów, ale nie ma miejsca dla TV Trwam. Można przytaczać wiele skutków, ale ten jest charakterystyczny: kochamy wolne media, ale TVP to propaganda. Bo miłość do wolnych mediów kończy się tam, gdzie słyszę poglądy przeciwne do moich. 

Zwycięstwo partii prawicowej w ostatnich wyborach parlamentarnych było i nadal jest a także będzie przez jeszcze jakiś czas szokiem poznawczym. Po raz pierwszy w przestrzeni publicznej pojawiła się silniejsza konkurencyjna propaganda. A monopol niczego mniej nie lubi niż realnej konkurencji. Po raz pierwszy, od wielu lat, w Polsce mamy w ogóle szanse na demokrację, pluralizm, wolne media i wolne sądy, których domagają się przeciwnicy obecnego rządu. 

Po raz pierwszy od zwycięstwa w wyborach prezydenckich Lecha Wałęsy i rządu Jana Olszewskiego jest nadzieja na normalne państwo. 

Niespecjalnie mnie martwi kwestia zagrożeń, po reformie - o ile wejdzie w życie - dla niezawisłości sędziowskiej. Z dwóch powodów. Pierwszy - gwarancje konstytucyjne nadal obowiązują. Pozycja prawna sędziego pozostaje bez zmian. Po drugie musimy, jeżeli chcemy temat niezawisłości traktować serio i odnosić go przede wszystkim do praktyki stosowania prawa, odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego tak się stało, że wymiar sprawiedliwości nie poradził sobie z osądzeniem sprawców mordów sądowych z okresu 1944-55, masakry na Wybrzeży z grudnia 1970 toku oraz pacyfikacji górników kopalni "Wujek"? 

Moje zdanie jest w tej sprawie następujące: w polskim wymiarze sprawiedliwości, ujmując rzecz symbolicznie, nie znalazło się nawet dwunastu sprawiedliwych, bo sędziowie wiedzieli, że tak naprawdę nie ma politycznego klimatu dla osądzenia sprawców tych zbrodni. Nikt z tych, którzy mogli mieć wpływ na rozwój sytuacji nie miał interesu w tym, aby niszczyć mity istotne dla fundamentów III RP, mity oparte na m.in. na szczególnej pozycji w przemianach Wojciecha Jaruzelskiego. Natomiast jeżeli chodzi o mordy sądowe czyli takie zrządzanie procesem karnym, aby w ramach obowiązującej procedury dokonać zabójstwa przeciwnika politycznego to jest to taka sprawa, która bezpośrednio dotyczy środowiska prawniczego. Myślę, że najlepiej będzie to wyjaśnić na przykładzie: przez okres 12 lat I Prezesem Sądu Najwyższy był prof. Lech Gardocki. Ów profesor w roku 1988 opracował jako redaktor naukowy tom specjalny mający zadanie uczcić pracę naukową prof. Uniwersytetu Warszawskiego Igora Andrejewa. Tegoż samego, który był sędzią w procesie gen. Augusta Fieldorfa. Innym, myślę, że bardzo dobrym przykładem, jest sprawa prokuratora Wacława Krzyżanowski, który domagał się kary śmierci dla Danuty Siedzik, sanitariuszki Armii Krajowej. Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok uniewinniający powołując się, ujmując rzecz ogólne, na to, że nie doszło do złamania litery prawa. Ten motyw często się przewijał w takich sprawach: można zatem zabijać legalnie niewinnych ludzi. To nie jest przestępstwo, jeżeli w trakcie zabijania nie załamało się norm prawnych. Myśląc w taki sposób nigdy nie odbyłby się proces w Norymberdze. Nie jest to, aby było jasne, jakaś niespotykana postawa - sędziowie w Republice Federalnej Niemiec, po upadku III Rzesz, zachowali się w podobny sposób: brali za bardzo pod uwagę, że najpierw są to koledzy. Taki rodzaj specyficznie pojmowanej solidarności zawodowej. Ale nie tylko - to jest też uwikłanie się. 

Natomiast oponentów zmian w sądownictwie nie jestem w stanie zrozumieć - dla mnie zmiany, które idą w kierunku rozwiązań w Europie Zachodniej i pozwalają się nam pozbyć, przynajmniej w części, dziedzictwa po komunizmie są jak najbardziej do zaakceptowania. Postrzegam je jako pozytywne.

Te zmiany, oczywiście, nie są czymś, co jest dla mnie satysfakcjonujące. Zmiany powinny być głębsze i zmierzać do wybieralności sędziów do KRS, Sądu Najwyższego czy też do wyboru prezesów sądów. 

Na koniec, jeżeli chodzi o ingerencje innych krajów w wewnętrzne sprawy Polski i wezwanie do tej ingerencji oraz okazywania radości z tego powodu. Należy, w pierwszej kolejności, wyzbyć się naiwności, że ingerencja obcych państw jest podyktowana polską racją stanu. Warto też pamiętać o własnej historii i czerpać z niej naukę. Myślę, że każdy słyszał o instytucji liberum veto w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Myślę też, że wiemy, iż był związek z niemożnością naprawienia spraw wewnątrz państwa a stosowaniem tej instytucji w jej wypaczonym, anarchistycznym znaczeniu. Nie można zapominać tej lekcji historii: liberum veto było dla ościennych mocarstw wspaniałym prezentem pozwalającym tanio a zarazem skutecznie mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski osłabiając jej pozycję międzynarodową. Jak było to ważne dla mocarstw, aby zapobiegać wszelkim, korzystnym dla Rzeczpospolitej zmianom - podam następujący przykład: w 1720 r. w Poczdamie zostało podpisane porozumienie rosyjsko-pruskie w którym strony zobowiązały się do podjęcia wszelkich działań w utrzymaniu w Polsce liberum veto i wolnej elekcji. Takim współczesnym liberum veto jest dzisiaj opozycja totalna. Jest tym kanałem przez którym do polskiego krwiobiegu tłoczona jest trucizna przedstawiana jako lekarstwo: powstrzymajmy zmiany. To nie jest żadna źrenica wolności jako mawiano w przeszłości o liberum veto. 

Skąd w Polsce tylu Kuklinowskich chciałby się zapytać, gdyż nawet dziesięciu to za wiele? 

Wracam zatem do początku - monopol propagandy. Kuklinowscy, a może raczej ci, którzy za nimi gardłują, nie wiedzą o tym, że są Kuklinowskimi. Nie wiedzą, że ich działania są, w efekcie, działaniami na szkodę Rzeczpospolitej. Szkodę wizerunkową. Nikt poza nami sami nie może bowiem się zatroszczyć o nasz polski interes, co pokazuje sprawa Nordstream czy też świeża sprawa dotycząca tranzytu błękitnego paliwa przez gazociąg Opal. To też są współczesne porozumienia rosyjsko - pruskie, które mają szkodzić polskim interesom ekonomicznym. 

Ten monopol propagandy wytworzył przez lata takie przekonanie, które upowszechniło się, że albo inni nam robią łaskę albo też są dla nas dobroczyńcami: to widać najbardziej na przykładzie UE i sprawie dotacji. To bowiem czego propaganda, ze szkodą dla Polaków, nie potrafiła nas nauczyć to trzeźwości spojrzenia: to, co robią inni dla nas i nam się wydaje być korzystne to najpierw musi być korzystne dla innych, bo polityka nie jest serią akcji charytatywnych, ale twardą walką o władzę i interesy. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka