Koszary są twoją małą ojczyzną- głosi napis na rampie przygranicznej, białoruskiej jednostki. Za jej murami trwa walka z dominacją aparatu władzy, ze zniewoleniem. Rozgrywa się dramat, żywcem wzięty z historii McMurphy’ego, bohatera „Lotu nad kukułczym gniazdem”, walki o wolność wyboru jako warunku zachowania godności. Koszary mają być parabolą autorytarnego kraju i jego społeczeństwa, gdzie walka o bycie pełnowartościowym człowiekiem, zachowanie tożsamości, ucieczka przed propagandą niczym przed lekami otępiającymi jest niemożliwa a oporni, walczący o prawo do indywidualności karani pozbawieniem prawa do komunikacji ze światem, zabiegiem lobotomii.
Dziesiątki tysięcy aresztowanych, pobitych, akty innych rodzajów przemocy, dziennikarze i internauci wiele ryzykujący, fałszerstwa wyborcze, społeczny strach przed retoryką opozycyjną. „Płoszcza” na którą państwo odpowiada pałkami i pięściami. Autorytarny kraj z demokratyczną konstytucją. W rankingu ocen Reporterów bez Granic, Białoruś zajmuje 157 pozycję, obok Azerbejdżanu jedną z ostatnich.
Obraz Krzysztofa Łukaszewicza, autora „Linczu”, współscenarzysty „Generała Nila”, „Żywie Biełaruś”, to demaskująca białoruską rzeczywistość, historia walczącego z trybami reżimowej machiny, ryzykującego wszystko, frontmana punkrockowej grupy. Muzyk Miron (Dżmitry Vinsent Papko) wybiera "wolność w niewoli”, wcielenie do wojska, by stworzyć siebie na nowo. Pisany przez niego dzięki pomocy dziewczyny (Wiery, granej przez Karolinę Gruszkę) blog z wojskowego życia zacznie podbijać serca rodaków a walka przeniesie się na front antysystemowych mediów. Nastąpi zderzenie nowego typu mediów, internetu ze starymi, przyrządowymi. Nowego pokolenia, kontrkultury, wyobraźni, kreatywności z mechanizmami kontroli władzy nad społeczeństwem.
Postać Mirona inspirowana jest przeżyciami współscenarzysty, dziennikarza i czołowego aktywisty opozycji Franaka Wiaczorki, wcielonego do wojska mimo wrodzonej wady serca (spadek po Czarnobylu). Internetowy dziennik, który prowadził stał się sławny. Będąc poborowym, rozpoczął walkę o równouprawnienie języka białoruskiego. Wywiad z nim przeczytał Łukaszewicz i zaproponował współpracę przy filmie.
Film stał się moralnym wsparciem dla walczących o swoją tożsamość, prologiem do szerszej dyskusji. Rzecznik białoruskiej ambasady oświadczył, że jest wytworem "chorej wyobraźni" zaś ambasador w Polsce zaapelował o powstrzymanie się od dystrybucji filmu i sam napisał recenzję w jednym z polskich czasopism mimo, że filmu, jak się przyznał, nie widział (jak mawia klasyk „ja nie widzjeł nu ja znaju”). Film zmusił władze białoruskie do zagłuszenia efektu polsko- białoruskiego dzieła i rozpoczęcia pracy nad własnym filmem, wspartym przez ministerstwo kultury i nadzorowanym bezpośrednio przez prezydenta Łukaszenkę, obrazem dla zagranicznego odbiorcy, na zagraniczne festiwale, celem zniszczenia ”stereotypów” międzynarodowej opinii publicznej o rządzących Białorusią.
Mimo, że fabuła „Żywie Biełaruś” ulega schematyzacji, jednostronności, uproszczeniom, realia występują w postaci zredukowanej, wbrew pozorom staje się to walorem filmu niczym w literackiej paraboli, ułatwiając odczytywanie znaczeń uniwersalnych takich jak wyznaczenie przez człowieka granic konformizmu.
Komentarze