Zbyszek Zbyszek
252
BLOG

Trawa

Zbyszek Zbyszek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Zastrzeżenie:

Fikcja literacka zawierająca wulgaryzmy.

***





Obejrzał się w moją stronę. Te same skudlone włosy, ten, jak pamiętam, trochę płonący wzrok, nieokreślonego koloru cienka kurtka.

- Hej - powiedziałem niechętnie, bo dobrze pamiętałem nasze ostatnie spotkanie i wszystko, co było w nim nieprzyjemnego.

- Hej - odpowiedział, patrząc przed siebie gdzieś, może na rzekę, może na jej drugi brzeg, za którym, daleko, miasto wyłaniało się u progu nowego dnia.

Słońce marszczyło się na pomarszczonej powierzchni wody, wydobywało z trawy jej najpiękniejsze odcienie. Soczystość. Dojrzałość. Aż się chciało położyć i zapomnieć o całym świecie, może gdyby nie temperatura, bo choć słońca w bród, to wiatr był chłodnawy, tak że kurtka nieznajomego nie wydawała się dysonansem, gdyby oczywiście była czysta, nie brudna i pomięta.

Przystanąłem, wahając się, co dalej.

- To nara - rzuciłem i ruszyłem dalej.

- Nara - doleciało mnie z tyłu.

Było coś w tym głosie takiego, że się zatrzymałem. Coś gorzkiego. Gorzkiego do szpiku kości. Jakby ból pobrzmiewał w każdej głosce, literze, dźwięku.

- Wszystko w porządku? - zapytałem. Nieznajomy wypuścił tylko kłąb siwego dymu, teraz dopiero zauważyłem papierosa w jego dłoni. - Co z tobą? - W sumie było mi go jakoś żal.

Odwrócił się ku mnie. Jego oczy. Chyba najgorsze były jego oczy. Jakieś pałające. Jakby skóra człowieka bolała, gdy w nie popatrzeć. I jakieś bezmiernie smutne jednocześnie. Para z wózkiem minęła nas, rozmawiając. Mężczyzna niósł dziecko na rękach, kobieta pchała ten wehikuł młodego życia. Powiew normalności. Powiew szczęścia. Westchnąłem. Zrobiłem kilka kroków i siadłem obok niego na ławce.

Popatrzył, chyba ze zdziwieniem.

- Chcesz? - jego ręka powędrowała w moją stronę z jakimś zgiętym papierosem.

- E... - machnąłem dłonią. Może w końcu należy mu się. Należy mu się wysłuchanie. Każdy człowiek ma swoją opowieść. Coś, co go trawi. Coś czego może nie wypowiedział wobec świata, wobec innych, wobec drugiego człowieka. Może mu to pomoże. Jak to może? Na pewno pomoże. Bo jest w nas, w każdym osobna, jakiś głos domagający się wypowiedzenia prawdy. Prawdy o nas, prawdy o... właściwie o wszystkim. Najpewniej o naszym bólu, którego worek, mniejszy lub większy, każdy niesie ze sobą na plecach, przez dni i noce swojego życia. - Więc... - zachęciłem go.

Znów obłok dymu. Jego oddech dał się słyszeć. Nawet z pewnej odległości. Coś w płucach.

- Może poszedłbyś do lekarza? - zagadnąłem. Skali szyderstwa pomieszanego z goryczą w jego uśmiechu nie dało się opisać.

- Tak myślisz? Do lekarza? - zapytał.

- A co? - rzuciłem zaczepnie.

- A nic. Pora umierać.

Wiatr zrobił się jakby chłodniejszy. Po wodzie kilka kaczek. Czegoś tam szukały, a może po prostu - żyły - nieświadome całej tej ludzkiej sytuacji. Może szczęście trochę na tym polega? Na nieświadomości. Na tym, że zamiast problemami, zamiast wiedzą o ciemnej stronie rzeczywistości, świadomość wypełnia się "Tu i teraz". A tu i teraz było słoneczne, zielono-niebieskie, świeże. Jak zwykle u narodzin jasnego dnia.

- Bo? - rzuciłem ostatnią zachętę. Niech już wyrzuci z siebie, cokolwiek by tam nie było. Niechże mu ulży i niech zobaczy to, co piękne. Świat. Ludzi. Wszystko.

- Bo piekło jest tu i teraz.

- Tu? - uśmiechnąłem się.

- Tak tu.

- Gdzie?!

- Tu - odwrócił się w moją stronę i palec swojej brudnej ręki skierował w moją stronę. Jakby celował prosto w serce. W sam środek. Odwrócił się w stronę rzeki. - We mnie też - uzupełnił. - Przez chwilę obaj patrzyliśmy na płynącą wodę. Nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki, jak mówi przysłowie. Ale czy nie tego chcemy? Żeby było "tak samo"? Tak samo, jak kiedyś? Tak samo, jak my wiemy, że dobrze. Żeby tak samo...? - Widzisz chłoptasiu - zaczął znowu - piekło wybiło. - Milczałem, pozwalając mu mówić. - Wybiło jak szambo na tym świecie i wylewa się. Kurwa. Wylewa się na was wszystkich - pokręcił głową. - Na mnie też.

Wziął głęboki oddech:

- Już nic nie będzie takie samo. Ta rzeka. To dziecko - wykonał ruch lewą ręką w stronę pary, która już daleko. - Te kurwy - powiedział, sącząc nienawiść przez usta. - Te kurwy zakaziły wszystkich. Srają wszystkim do głów. - Pokręcił swoją - Srają egoizmem, strachem. Piekłem kurwa srają. Kłamstwem. Pierdolone sukinsyny sprzedały się za to, co wsadzają w ludzi. Za kurwa więcej egoizmu. Za więcej śmierdzącego gówna zwanego pieniędzmi, mieszkaniem, samochodem, pewnością, ci durnie są tego pewni - uśmiechnął się kwaśno - że w przyszłości to oni, będą panami, a ta reszta, co jej pozwolą egzystować będzie jakąś formą zombie. - Pociągnął papierosa, który go zabijał. Nie zabijał od razu. Nie jak kula z karabinu. Zabijał stopniowo, niedostrzegalnie, jak złe słowa albo myśli.

- To już wszystko, co wymyśliłeś? - zapytałem.

- Nie nie wszystko. Nie wszystko - pochylił głowę ku ziemi, jakby coś tam zobaczył. Wziął głęboki oddech. - Czy ty naprawdę nie widzisz? Naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Nie widzisz, że ludzie dla ludzi przestają być ludźmi? Nie widzisz tego, co oni z nami robią? Z tym, co może powinno być między nami? Nie widzisz, że te kurwy przenoszą całe nasze kontakty do ich zasranego i pojebanego internetu? Przenoszą, bo tam są panami. Bo tam mogą wszystko. Bo tam poddają cię wiwisekcji o jakiej nie masz pojęcia. Bo rozbierają cię na części pierwsze. Na neurony. Na popędy. Na myśli, motywacje. lęki i pragnienia. Bo oni cię kurwa chcą zjeść. Nie na niby. Naprawdę. To pierdoleni kanibale, którzy zajmują się pochłanianiem ludzi. Ich myśli. Ich serc. Który kurwa ma dzisiaj serce? Co to jest serce? Wie kurwa ktoś? To psychicznie chore występy w obronie matki Ziemi i klimatu? To szatańska para-troska polityków o kurwa zarażonych? Gdzie jest serce do jasnej cholery? W psychicznie chorej dbałości własne mieszkanko? Cztery ściany, gdzie zamknięty z żoną przeczekasz, co najgorsze? Byle do jutra? Jakoś to będzie? A międzyczasie, gówno z Netflixa i innych, co wydalają z siebie całą tę piekielną ohydę?

Przerwał. Zapowietrzył się. Oddychał szybko. Łapał powietrze. Papieros zwiotczał w jego opuszczonej ręce. Popiół opadał na gołą, ciemnobrązową ziemię. Trwał tak przez chwilę.

- Czy ty naprawdę nie widzisz, że świat oszalał? Tam świat... Wyście ogłupieli! Ogłupieliście, bo chcecie przeżyć. Bo, żeby po was nie przyszli. Żeby wami się nie zajęli. No macie racje. Bo kurwy jedne już fizycznie przychodzą. To tego. To tamtego. Od góry. - Uśmiechnął się - Przecież to jest dom umysłowo chorych! - wykrzyknął. - Przecież jakby wam ogłosili, że eksperci twierdzą, że dwa plus dwa, to kurwa osiem, to byście się bali oponować! Zaprzeczać! Pisać! Wszyscy macie pełno w gaciach i grzecznie kurwa - zawahał się - jak to możliwe?! - patrzył teraz wprost na mnie - grzecznie kurwa milczycie! - dyszał. - Nie? Nie? Pierdolicie czasem w tym ich interneciku? Jakieś grzeczne pitu pitu, na które wam pozwalają, żeby was lepiej poznać i które kanalizują, w takim stopniu, który pozwoli na kontynuację ich wielkiego planu?

- Jakiego planu? - rzuciłem zły, bo miałem już dość prymitywnej agresji i wulgarności.

- Jakiego planu? - patrzył, pałając na mnie. - Jakiego planu? To kurwa jest jakiś inny plan niż plan Adolfa? Plan Józia? Plan morderców i zbrodniarzy wszystkich czasów? Plan handlarzy niewolników? Plan ich właścicieli? Kurwa tego nie było? Jaki plan się pytasz? Ja ci powiem, jaki plan. Plan jest taki, że człowiek nie będzie człowiekiem. Hehehehe - roześmiał się charkocząc - Już nie jest! - wykrzyknął. - Chcesz powiedzieć, że to pokorne bydło, szczepione w dupę chuj wie czym, to są ludzie? Naprawdę? - tym razem zwrócił się ku mnie z nieukrywaną ciekawością. - Plan jest taki, że do życia będziesz potrzebował przepustki. Od nich. A do przepustki... będziesz nadstawiał dupę. A oni będą w nią pakować co? - zawiesił głos. Chwile niepokojąco mijały. Zrobiło mi się niesmacznie i poczułem chęć opuszczenia tego miejsca. Milczałem uparcie. - Nie wiesz! - zakrzyknął.

- Wiem - rzuciłem zły. - To są szczepionki, a z tobą jest naprawdę źle.

- Gówno wiesz. Gówno! Rozumiesz? Rozumiesz, co to jest gówno? Gówno to nie dość, że to jest nic, to jeszcze śmierdzi i cię krzywdzi. Nie wiesz. Nie wiesz. To jest tajemnica, a jakże, słuchaj, bo jest bardzo ważne... handlowa! Rozumiesz? Handelek! Kurwa transakcja. Dobrowolna. Z jednej strony nasi właściciele, z drugiej strony nasi kapo, z trzeciej bydło z wystawionymi zadami, po kolejną dawkę. Kurwa. Przecież to jest opętanie! Ja pierdolę! Co oni wam zrobili? - patrzył na mnie w oniemieniu. - Wiem, wiem, co wam zrobili. Kurwa was zahipnotyzowali. Oni kurwa po prostu są w waszych głowach. Napełniają, jak chcą, waszą świadomość. Oni literalnie sterują waszym myśleniem. Dla was kurwa istnieje tylko i wyłącznie to, co pierdolą w mediach! O ja pierdole! - zawołał jakby dokonał epokowego odkrycia - Wy po prostu jesteście zahipnotyzowani! Kurwa, kiedy ostatni raz się podłączałeś?! Bo się podłączasz, co nie? Do ich ścieku fekaliów. Do pojebanego strumienia kłamstw i deprawacji. Do tego koncertu prostytutek, występujących w roli dziennikarzy, właścicieli, autorytetów i tak dalej. No kiedy? Kiedy? - powtarzał. - No dzisiaj już zdążyłeś! A jakbyś nie zdążył, to już pomyślałeś. Pomyślałeś o tym, o czym oni, każą ci myśleć. No ja wiem, nie każą, nie każą. Te cipy, po prostu powodują, rozumiesz, przez dobór i pozycjonowanie treści, przez uzależnianie ciebie i całego tego bydła od nowych i nowych dawek newsów, to jest dopaminy pomieszanej z kortyzolem, powodują, że myślisz o tym, o czym masz myśleć. Sterowanie bydłem osiągnęło etap operacyjny. Funkcjonalność praktyczną. Teraz każda teza wypowiadana przez - zakrztusił się - eksperta jest prawdziwa. Nie śmiesz tego podważyć. Najwybitniejsi coś tam popiskują, ale tłum? Tłum!? Te hordy przerażonych zombie? Przecież oni pierdolą, że kobieta to mężczyzna! Serio? Jest jakaś brednia, której nie przyjmą?

Poczułem, że koszula mnie uwiera. Uwiera mnie nawet powietrze, które jakby ściemniało od tej perorady zła, rozpaczy i wulgarności. Niepotrzebnie usiadłem - pomyślałem. Zawsze chcę dobrze, ale nie zawsze człowiek powinien iść za impulsami dobro-chcenia. Dobrymi intencjami - zrobiło mi się niedobrze. Od żołądka, jakieś przykre odczucie wędrujące w stronę gardła.

- Nie rozumiesz - tym razem powiedział spokojniej - ty po prostu nic nie rozumiesz. Nie rozumiesz, że te wasze media, są największym zagrożeniem dla waszego życia. Dla waszej poczytalności. Dla tego jak żyjecie. Myślisz, że to wszystko w telewizorze. Dobra, w komputerze - machnął ręką. - Że to tam jakieś bitwy. Że to tam. Że taki film, co se możesz pooglądać. Ale to jest tu. Tu i teraz. Tu i teraz i w twoim ciele. - Podniosłem oczy. - To nie może być już bardziej w was. To nie jest tam! To nie jest na ekranach. One służą tylko urabianiu was. To jest w was. Najgłębiej jak to tylko psychicznie, fizycznie i materialnie możliwe. To jest w waszym życiu, które kształtuje policja i sprostytuowani strachem i żądzą tak zwani politycy. Wasze myśli są formowane. Wasze życie jest formowane. Wasze organizmy biologiczne są formowane. Kurwa jego mać, czy ty czegoś nie widzisz?

Wstałem.

- To na razie - powiedziałem z niesmakiem.

- Uciekasz - uśmiechnął się złośliwe.

- Nie. Po prostu mam dość. Najzwyczajniej.

- Powiedziałem nieprawdę?

Zawahałem się.

- Jasne - odpowiedziałem, choć bez przekonania. Czy powiedział nieprawdę? Nie wiem. To raczej kwestia opinii. Świat nie może być aż tak zły. Ludzie to ludzie. Nie można nazywać prostytutkami dziennikarzy i właścicieli mediów. To nie są prostytutki. To ludzie. Tak się nie godzi. Politycy, eksperci. Owszem. Mogą się mylić. Ale mogą mieć rację. Czy my jesteśmy fachowcami, żeby ich oceniać? Z drugiej strony, może jednak nie wszystko jest w porządku. Więzi między ludźmi się rwą. Opresja i bezwzględność ze strony korpo i polityki rośnie. Wolności przecież jednak mniej, a tych co otwarcie i już powszechnie opowiadają się za jej ograniczeniem na zawsze, coraz więcej. No ale to - biegł dalej ciąg myśli w mojej głowie - dla bezpieczeństwa.

- Dla bezpieczeństwa? - powiedział, przyglądając mi się uważnie.

Jakiś chłód mnie przeniknął. Bez przesady. Co jest? Taki przypadek?

- No dla bezpieczeństwa. No to wam wmówili! Hahahahaha - głośny, jakiś sardoniczny śmiech, trząsł całą jego wątłą sylwetką. Odetchnął głęboko. - Wasze miejsce jest w piekle. Tam skąd to wszystko wyszło i do czego zmierza. Piekło - powtórzył z satysfakcją. - Piekło.

Zrobiło się cicho. Jakoś nie mogłem się odwrócić i iść dalej. Zanim się zdecydowałem z jego ust znów wypadły słowa:

- Bóg chce nas wszystkich budować. Chce żebyśmy rośli. Żebyśmy się kochali. - Nie dałbym głowy, ale w kąciku jego oka coś się zaszkliło. - Bóg wita każde dziecko objęciem jego matki. Przytuleniem do jej ciała. Bóg to zdrowie. To uczciwość. To prawda. To zaufanie i dotrzymywanie słowa. W Bogu nie ma nic ukrytego. Wszystko jest jak na dłoni, bo prawda jest otwarta, do poznawania, czytania, mówienia. Bóg to twórczość. To spontaniczność. To... wolność! To wzajemna pomoc i wspieranie się. To... razem. - Zamilkł na moment - Diabeł...? Diabeł to pożądanie. Niekończące się pożądanie, które spełnia się w pochłanianiu. W poddawaniu swej kontroli. We władaniu innymi. Bóg chce istnienia, wolności tego, co istnieje. Bo tylko w takiej wolności, to, co istnieje, może do niego wrócić z tym, co jest jego istotą. Z miłością.... Diabeł? Diabeł chce pochłonąć to, co istnieje. Chce to przemienić w część siebie. Chce to mieć w swoich wnętrznościach. Chce pochłonąć każdą myśl, każdy impuls, każdy odruch człowieka. Do tego potrzebuje go nasycić żądzą, pragnieniem, tym czym sam jest... Gdy człowiek pochłania drugiego, gdy go miażdży psychicznie, społecznie, fizycznie, to wypełnia rolę diabła. Jest jego ucieleśnieniem na Ziemi. Gdy człowiek niesie drugiemu miłość, to znaczy pomoc, to znaczy współczucie, to znaczy empatię i bycie razem, równoprawne, pełne szacunku i wyzwalające razem, to pełni zadania Boga, to staje się jego ucieleśnieniem, mówią - jego ciałem. Diabeł się po prostu na świecie objawił i objawia. W tej procesji obrzydliwych plutokratów, którzy chcą władać, rządzić. Tam chcą. Już to robią. Bo nie potrafią nic innego jak przeżywać to, co im ten diabeł włożył w duszę, pożądania, chciwości, pragnienia, by poddać swojej władzy wszystko. Bóg cieszy się z człowieka i chce go podnieść. Diabeł chce go wykorzystać. Przecież cały system stosunków społecznych. Cały archetyp, zbiór zachowań i postaw, opiera się na wykorzystywaniu innych. Kto kogo lepiej. Konkurencja. Dobra. Są wyjątki potwierdzające powszechną regułę. To się nie skończy - pokręcił głową - aż coś pierdolnie. Aż się załamie. Aż Bóg pozwoli diabłu zrobić swoje i na koniec skonsumować swoich wyznawców, którzy albo z głupoty, albo całkiem świadomie, jemu właśnie służą. Służą i zakażają naszą rzeczywistość. I wprowadzają do niej, kłamstwo, obrazę rozumu, przymus, niewolność, chorobę, dewiację życia. Powiedzmy, że dzisiaj zaczęliby wstrzykiwać nowe zastrzyki. Tym razem pod przymusem. Tym razem z wizytą policji w domu wobec opornych. Naprawdę myślisz, że ktokolwiek by oponował? Że ludzie by się oburzyli? Nie - pokręcił głową z rezygnacją - jeden z drugim siedzieliby w strachu w domu, myśląc, żeby tylko nie po nich. Żeby jednak posłuchać władzy. Bo to i tak nic nie da. Widzisz tą trawę? - potoczył spojrzeniem dookoła. - Ona jest nadzieją. Tratowały ją kopyta mongolskiej dziczy. Miażdżyły ją gąsienice hitlerowskich czołgów. Teraz zalewają ją asfaltem stada buldożerów. Trawa jest. Kołysze się. Przetrwa. Przetrwa wszystko. I kiedyś przyjdzie ktoś. Usiądzie na tej ławce i na nią popatrzy. I ją zobaczy. Bo zobaczyć, to nie to samo, co widzieć. Jak ją zobaczy, to ona się w nim zakołysze, rozbłyśnie, rozpostrze się. Zakwitnie po swojemu. Bo życia diabeł nie pokona. Bo sam jest jego zaprzeczeniem. Wiecznym zamknięciem, chorobą, która trawi innych. To minie. Może po nas. Ale minie. A my. My wszyscy, musimy służyć dobru. Wstał. Otrzepał się. To... - zawiesił na chwilę głos, patrząc na mnie - do niezobaczenia. Odwrócił się i ruszył w stronę, z której przyszedłem.

Patrzyłem jeszcze przez długą chwilę za nim. Jego sylwetka miarowo kołysała się w rytm kroków, w rytm podmuchów wiatru. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo... Może właśnie jak... trawa.



-----------------------------------------------------------------------

© Tekst jest chroniony prawem autorskim.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura