Zbyszek Zbyszek
305
BLOG

O relacjach między nami: mieć mapę czy być Januszem

Zbyszek Zbyszek Społeczeństwo Obserwuj notkę 16

image


Dostawca hostingu dla mojego osobistego bloga podniósł mi cenę usługi. Blog trzymam taki płatny, odrębny, bo chcę, żeby było ładnie, niezależnie, żeby pliki książki udostępniać. Żeby... no. Ale inflacja. W telewizorze, znaczy telewizji nie oglądam, więc w strumieniu wiadomości internetowych ze 12% już. Znajomy mówi, że to pikuś i inflacja ma nowy mechanizm, wcale nie związany ze wzrostem kosztów czy tam czegoś innego.

- Nie rozumiesz? Są zawody. Ile da się radę wydrzeć z ludzi. Gościu podniósł blachę o 30%, ale tydzień później o następne 30% i inni też podnoszą. Teraz takie wyścigi - mówił - i to napędza dodatkowo inflację.

Mój dostawca hostingu podniósł mi opłaty o ok 50%. - Szit - myślę sobie spolszczając angielski. Niby siedem dych na rok, nie pieniądz, ale... serio? 50%?

Ponieważ dodatkowo podniósł cenę domeny - żeby mieć całkiem swój fajny blog to trza mieć i domenę i hosting - to się zaangażowałem. Poświęcając czas i wysiłek znalazłem nowego, nieznanego mi dostawcę. Formularze, umowy, przeniesienia, ustalenia. Czy to warte tych pieniędzy? Chyba w końcu nie. Ale...

W końcu byłem gotów. Na wariata wrzuciłem jeszcze dotychczasowemu dostawcy hasełko "Dalibyście jakiś sensowny upust". Czy wyobrażacie sobie, że na zawołanie, przyszła odpowiedź obniżająca cenę o 10%? - Zaraz, zaraz - pomyślałem, ktoś tu kogoś robi w ...

No i jeszcze formalności. Bo się okazało, że potrzeba ściągnąć, wydrukować, wypełnić długopisem, włożyć do koperty, zakleić, zanieść na pocztę, opłacić przesyłkę i wysłać. Bo inaczej nie da rady. Takie zasady opracowali, jak ktoś chce się przenieść gdzie indziej.

Równolegle odezwał się dostawca telefonii internetowej. Ten zawiadomił mnie, że podnosi cenę utrzymania numeru, a jak nie, to numer przepada z końcem miesiąca. Ile podnosi? Zgadnijcie... 500% Drobiazg. Standardy.

Bank za to się postarał i zawołał, że daje 5% za 3-miesięczne ulokowanie u nich środków. Nowych. Te, co człowiek u nich ma, to se można wsadzić w... no... gdzie kto ma chęć czy ochotę.

- Bo oni tak robią - tłumaczył mi inny znajomy spotkany po latach. - Podnoszą po trochu, po tyle, żeby ta suma, żeby ci się nie opłacało szarpać. Bo oni wiedzą, że się przyzwyczajamy. Nabieramy nawyków. Że nie chce nam się inwestować wysiłku i energii w przesiadkę, którą zresztą sami utrudniają. Więc ciągną coraz więcej.

- Ale dawniej było inaczej - zaoponowałem. - Dawniej, to jak klient był dłużej z bankiem czy dostawcą czegoś, to dostawał właśnie ulgi za to, że jest dłużej.

- Ale to było dawniej - odpowiedział znajomy.

Z bankami w ogóle ciekawa sprawa. Przy inflacji ok 10% i stopie referencyjnej NBP i WIBORze (odsetki na rynku międzybankowym) 6%, oferują dla znakomitej większości środków jakieś całkowicie gówniane pieniądze. No chyba, że "nowe środki". Trzeba by mieć 10 kont w bankach i ciągle przenosić w okresie trzy miesiecznym lokaty między nimi. Inaczej... jest się dojonym, przez tych, którzy dla "szanownych klientów " tworzą"najlepsze usługi".  Gdyby nie przedsiębiorczy premier i Skarb Państwa ze swoimi obligacjami, to bylibyśmy wszyscy w czarnej dziurze. Oczywiście wskutek nieustannej "troski", jaką nasi dostawcy przywiązują do naszego dobra.

Dawniej po prostu ludzie biznesu, może nie tylko biznesu, inwestowali w... RELACJE. W relacje z ludźmi. Jesteśmy razem, dobrze nam, staramy się o ciebie, ty się starasz o nas, choćby tak, że nie szukasz lepszego, nie uciekasz, nie przenosisz się. Ze strony dostawców pojawiały się postawy rzetelne, autentycznie budzące zaufanie. Teraz, wszystko się zmieniło.

Teraz ludzie biznesu, bazują na psychologii i żądzy zysku jak najszybciej. Wszelkie hamulce rzetelności, uczciwości, już dawno zostały zapomniane i wyeliminowane. Człowiek jest PRZEDMIOTEM, który należy jak najintensywniej wykorzystać TERAZ. Reszta się nie liczy. Jutro się nie liczy. Bo jutro przetrwa ten, co będzie miał najwięcej kasy, a kasę trzeba wyszarpnąć właśnie - TERAZ.

Postawę, w której istniały osadzone przez kulturę, religię i etykę względy solidarności, uczciwości i troski o dobro innego, zajęła postawa, w której harmonijnie współistnieje bezwzględna żądza zysku i budowane z wielkim zaangażowaniem kłamstwo, sugerujące pozostałym te intencje, których prowadzone działania są odwrotnością.

Tak więc polityk "dba" o ludzi, a na ich karkach, buduje sobie dobrobyt. Dostawca, troszczy się o najwyższy poziom usług i towarów, robiąc wszystko, by działać na naszą szkodę, poprzez eksploatowanie naszych słabości.

W zasadzie, nie ma nic w tym złego. W tym sensie, że nie ma nic złego w tym, że lew chce zjeść człowieka, komar napić się jego krwi, a drugi człowiek go wykorzystać. Jedyne co złe, i to dotyczy ludzi, a nie zwierząt, to, że w celu realizacji swoich intencji kłamią, wprowadzają w błąd niemal powszechnie już, że kłamstwo stało się modus-operandi, sposobem funkcjonowania w rzeczywistości ludzkiej.

Potrafią tacy okłamywać nawet  samych siebie, uczestnicząc np. w życiu religijnym, dorabiając sobie uzasadnienia, tłumacząc sobie, to pewnie najczęściej, że inni są tacy sami, że owi inni to prymitywne i tępe świnie, które by ich samych podeptały, gdyby tylko miały okazję. Więc... dostają to, co im się należy. Należy ich wykorzystać, do ostatniej nitki. Wszczepić im to, za co nam "zapłacą". Oszwabić - wybacz Klaus - na pieniądzach. Zrobić wodę z mózgu, za pomocą ustawicznych taktyk medialnych.

Dostajemy rzeczywistość, która się rozlatuje, rozłazi w palcach, jest nieefektywna. To, co się rozłazi to tkanka społeczna, zanikają relacje i we współczesnych społeczeństwa dominuje samotność, dla której antidotum jest uczestnictwo w wielkich masowych manipulacjach. Możesz dołączyć do ochrony planety, do ochrony ludzkości przed wirusem, do obozu politycznego. Adresatem zawsze jest jakieś przesłanie i masa. Nigdy drugi człowiek obok ciebie. Nas... przestają łączyć relacje ludzkie. Nie całkiem. Nie od razu. To jest zawsze proces, ale realny.

Wbrew pozorom jest dla człowieka, dla każdego z nas, sytuacja wyjątkowo korzystna. Bo:

1. Zmuszeni jesteśmy do uaktualnienia obrazu świata i ludzi. My mamy ten obraz często jeszcze z poprzedniej epoki. Dokonujemy projekcji wyobrażeń ludzi, jakimi "powinni być", na ludzi realnych. Polityków jacy  "powinni być", na polityków jacy są. Biznesów jakie "powinny być" na te, z którymi mamy realnie do czynienia. Zmuszeni jesteśmy do przejrzenia na oczy. Do dostrzeżenia, że nastąpiła zmiana, że na skali od szlachetności do podłości nastąpiło istotne przesunięcie i rzeczywistość oraz ludzie wyglądają inaczej.

2. Zmuszeni jesteśmy do gimnastyki. Trzeba się ruszyć. Czas błogości, normalności i komfortu dobiegł końca. Ponieważ "każdy" chce nas wykorzystać i często w tym celu nas okłamuje, to musimy się zdobyć na wysiłek poszukiwania, sprawdzania, weryfikacji rzeczywistości. Dzięki temu wysiłkowi, poprawi się nasza sytuacja, dzięki temu wysiłkowi przyczynimy się do odsiania najbardziej agresywnych podmiotów z rzeczywistości. Segregujmy i filtrujmy to, co widzimy i czytamy, dostaniemy to, co nas wzbogaci, a nie oszołomi i ogłupi.

3. Zmuszeni jesteśmy do doceny tego, co - z rzadka - jeszcze dobre. Uczciwy przedsiębiorca, dbający naprawdę o nas, nie o własną dupę i kasę lekarz czy naukowiec. Mówiący prawdę, a nie pierniczący bzdury w celu zyskania głosów polityk, to są sprawy wartościowe. Tak jak rzetelny człowiek obok nas, który ma sobą coś do zaoferowania. Nie podnośmy poprzeczki za wysoko. Nie ma ideałów. Ale ceńmy i wspierajmy, co dobre, bo tak poprawiamy całą rzeczywistość.

4. Nie jesteśmy zwierzętami, jak to mam wmawiają sprostytuowani gwiazdorzy i celebryci, jak nam wpierają wielkie stacje medialne i autorytety, jak powtarzają to nam ogłupieni nasi współ-bliscy. Jesteśmy "stamdąd". Z miejsca - nie-miejsca. Człowiek, jest dziwacznym stworzeniem, równocześnie stojącym w świecie trawiącym siebie nawzajem jak i w tym, co nieustannie wyłania z siebie. Co wyłania? Wszystko. Wiersze, symfonie, mądrość, miłość i to nienazwane coś, co każe czasem wieczorem się zapatrzeć. A to w iskry ogniska pędzące ku górze, a to w gwiazdy. Jesteśmy "stamtąd", w sensie religijnym z "Nieba". I bez odkrycia tego na powrót, staniemy się zwierzętami, przemielonym przez procesy, a to wojny, a to fałszywej lub prawdziwej  pandemii, a to psychiatrycznej natury szaleństwo i okrucieństwo, które zabija lub kastruje małe dzieci, które dorosłym zamyka usta, które ma jeden przekaz: zamknij się i bądź posłuszny.

Nie mamy powodu by się zamykać. Bo nie jesteśmy stąd. Bo mówiąc, stajemy się głosem "stamtąd" i gdy "tu" nas nie będzie, to będziemy właśnie tam, w "stamtąd". A jak będziemy "tu", to owo "tu" będziemy leciutko zmieniać, tak by stawało się bardziej ludzkie, a nie zwierzęce, czy nawet gorzej niż zwierzęce. To "stamtąd" jakoś się przez nas "upostaciowi". Choćby w prawdziwym uśmiechu, choćby w naszej rzetelności, choćby w wymianie między ludźmi, która robiona na ludzkich zasadach, przynosi dobro wszystkim.

Jest dobrze. Mamy do robić.


Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo