Zbyszek Zbyszek
364
BLOG

Misytycyzm dla wszystkich

Zbyszek Zbyszek Społeczeństwo Obserwuj notkę 43

Mistycyzm jest i nie jest dla wszystkich. O mistycyzmie nie da się mówić, ale się mówi, czego rewelacyjnym przykładem było zachowanie Lao Tse, który tak oto napisał: "Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie wie", po czym... napisał jedno z bardziej znanych dzieł na świecie czyli "Tao Te Ching".

Mistycyzm to są albo jakieś nieszkodliwe wygłupy mnichów, którzy nie mając co robić, wymyślają jakieś takie. Posty, techniki i potem taki złachany człowiek, dostaje wizji. Albo znowu to są te przeżycia nastolatek - przynajmniej w sensie dojrzałości psychicznej - pląsających w rytm muzyki, we wzajemnym nakręcaniu się do "przeżywania" czegoś tam, w ramach inscenizowanych i przygotowanych pląsacji, zwanych nawet czasem nabożeństwami.

Mistycyzm to też są tak zwane prywatne objawienia, gdzie jedna pani z drugim panem, ma widzenia i słyszenia, których nikt inny nie słyszy, ale one słyszą, to się dzielą i potem wycieczki autokarowe i mamy chodzących mistyków, dostarczających regularnie dawkę wiadomości konkretnych od postaci ponadziemskich.

Z mistycyzmem nie ma łatwo, bo przecież papież Kościoła Katolickiego zamknął swoje kościoły, żeby przypadkiem ktoś nie przyszedł i nie zachorował albo się nie zaraził, czym podsunął taką myśl wiernym, że Pan Bóg nie do końca działa i ich nie osłoni, więc... trzeba martwić się o siebie i do kościoła lepiej nie chodzić, bo tak mówią w telewizji i papież powtarza. A jak Bóg nie działa, to jaki mistycyzm? To mistycyzm staje się właśnie tym, szkodliwą lub nieszkodliwą bajką dla ubogich na umyśle, podczas gdy ludzie racjonalni chodzą po ziemi, do której zostaną złożeni, zjedzeni przez robaki, które potem "świat" zaoferuje pozostałym przy życiu, jako super przekąskę.

Poza tym mamy politykę, plandemię, zastrzyki obowiązkowe (prawie), (by były), wojnę, nba, celebrytkę z jej życiem intymnym, netflix, reflux, inflację, morawieckiego, internet i jazdę aktora po pijaku. Jaki mistycyzm? Tak na poważnie. Po jaką cholerę?


"Szukajcie a znajdziecie, pukajcie a otworzą wam, proście, a będzie wam dane" - nauczał Jezus z Nazaretu. Chrześcijanie uważają go za Boga. Parachrześcijanie oraz muzułmanie za proroka. Judaiści za heretyka. A reszta za sympatycznego głosiciela sympatycznych mądrości, który miał pecha i go Rzymianie ukrzyżowali, ale jak ktoś wyprzedza swoje czasy, to się zawsze tak kończy, o czym świadczy powiedzenie: "Niebezpiecznie jest mieć rację w sprawie, w której władza się myli".

Ale czy te słowa Pana Jezusa się sprawdzają? Czy proszący otrzymują, czy szukający znajdują, czy kołatającym otwierają? "Modlicie się a nie otrzymujecie" - pisał św. Jakub, ten który był jednym z najbardziej chodzących po ziemi, wśród Apostołów. Ten Jakub akurat był synem Alfeusza i to nie jest św. Jakub Apostoł, do którego grobu pielgrzymuje się drogą  (el Camino) do Santiago de Compostela. Św. Jakub pochowany (wg tradycji) w Santiago, był synem Zebedeusza i bratem św. Jana - autora czwartej Ewangelii oraz Apokalipsy, z której cytat będzie dalej.

No więc "Modlicie się a nie otrzymujecie". Ale dlaczego nie otrzymujecie? "bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz" - pouczał zdroworozsądkowy Apostoł. Ale może przesadzał. Bo przecież nie chodziło ówczesnym modlącym o zaspokojenie żądz, czasem rozumianych jako seksualne i nie o to się modlili. O co zatem? Pewnie o to, co my. O cokolwiek. Zdrowie, pieniądze, męża, żonę, dzieci, dom, pracę, spokój, przyjaciół, samochód, szczęście, karierę, wolność, może konia, kozę albo bydło itd. itp.

To nie o to się powinniśmy modlić? Może i o to. A czy otrzymujemy? No raczej różnie. Poprzecznie i podłużnie.

No to Pan Jezus nie miał racji, mówiąc, że znajdziemy, otrzymamy i otworzą nam? No miał. To jak? Jak właściwie?

"Kto zaś będzie pił wodę, którą ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki" - powiada Jezus. Jaką znowu wodę? - zapyta zwykły człowiek. Woda - tak to wygląda - jest tu przenośnią, pojęciem na określenie czegoś nieopisywalnego. Pewnie tego, czego doświadczają mistycy, o ile tacy jeszcze są.

Mistycyzm byłby więc doświadczaniem "picia tej wody". Nie tyle może dokonywania lewitacji, co bardziej przemawiające w szczególności do widzów czy mediów, ale przeżywania stanu, w którym doświadcza się "wody żywej". Mistycyzm jest ewidentną częścią tradycji dalekowschodniej. W końcu nirwana, to wyjście ze świata słownego, do świata poza słownego, poza intelektualnego, ale istniejącego, choć nie w opisywalnych przez człowieka kategoriach. Hinduska "moksza", to też spotkanie czy wejście w stan "inny", nie ten "ze świata". Przedsiębiorczy, głodni doznań, a majętni ludzie zachodu, mistycyzm fundowali sobie poprzez LSD, grzybki i szamanów z ich specyfikami. Tam fundowali. Dalej to robią. Ale... bądźmy szczerzy, mieszać w mózgu to sobie lepiej dobrym czerwonym winem, co opisywał dobitnie Platon w dialogu "Uczta": - "Na koniec wszyscy się popili". Ale to pseudo-mistycyzm.

Dlaczego właściwie warto się obecnie nad prawdziwym mistycyzmem pochylić? Otóż z bardzo prostego powodu. On może być - i w sumie powinien być - bardzo p r a k t y c z n y. To znaczy, mający korzystne i bezpośrednie zastosowanie w życiu. Ale jak? - zapyta człowiek, pukając się dyskretnie w czoło. "Moje jarzmo lekkie jest, a brzemię słodkie" - mówił Jezus z Nazaretu.

Zatem praktycznym zastosowaniem mistycyzmu, może być... jak to powiedzieć... odzyskanie równowagi. Pokój. Szczęście?

Generalnie coraz silniej jesteśmy wpychani przez żarłocznych naszych władców w sytuację, gdzie robi się nam ciężej i ciaśniej. Dla wielu osób tzw. świat ma coraz węższą ofertę czegoś pozytywnego, bo relacje międzyludzkie zostały w większej części już skonsumowane przez tęczowego belzebuba egoizmu, żerowania i samotności. Bo jesteśmy najzwyczajniej na świecie prześladowani przez wieloekranowego potwora i jego wysłanników w białych koszulach, krawatach, kombinezonach i rozmaitych tytułach. Bo znieczulające dawki pseudo-rozrywki stają się coraz głupsze, słabsze, stają się już właśnie "pseudo", bo my, nie jesteśmy "z ziemi", a oni i ich gówniane produkty rozrywkowe, są jak najbardziej "z ziemi". Więc trudno o zaspokojenie naszego "głodu", trudniej już nawet o zwykłe znieczulenie, przed eutanazją rodu ludzkiego czy indywidualną.

"Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne (wąska szczelina w murach miasta), niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" - pouczał Pan Jezus. Dlaczego łatwiej? Dlatego, że bogaty - tutaj bogaty nie tylko w pieniądze, ale we wszystko "ziemskie", co mu daje szczęście, powodzenie, poczucie bezpieczeństwa, pozycji itd - m a... w i e l e. Jest objuczony tym, co ma! Nie może się od tego oderwać. A dziś, dzięki naszym przywódcom, którzy zyskują dla wiarygodnych inwestorów zagranicznych krocie, my - mamy... coraz mniej. Coraz mniej możemy kupić, coraz mniej mamy spokoju, coraz mniej mamy wolności, poruszania się i wypowiadania. Coraz mniej mamy szacunku. Coraz mniej uczciwości od tych, z którymi mamy do czynienia. Coraz mniej zgody. Coraz mniej zaufania. Coraz mniej wszystkiego, co człowiekowi potrzebne do życia.

Więc mistycyzm, jako sposób na dotarcie do "wody życia", do "światłości, która w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła", do przypisanego nam i czekającego na nas "Oto stoję u drzwi i kołaczę" dziedzictwa, jawi się jako rozwiązanie dobre, praktyczne, coraz bardziej potrzebne, czasami jedyne możliwe, w powodzi ludzkiego cierpienia, nieszczęścia i puchnącej samotności.

Więc wystarczy prosić i szukać i... już? - Niby tak wynika z zapowiedzi samego wcielonego Boga - sorry niewierzący, to zdanie chrześcijan.

No ale... ile tak trzeba - prosić i szukać?

I to jest dobre pytanie. Bo ponoć trzeba do skutku :) Do pewnego hinduskiego guru przyszedł biały człowiek i zapytał go czy Boga można znaleźć.

- Oczywiście - odpowiedział guru.
- No ale ja szukałem i nie znalazłem.
- Bo to trzeba chcieć Go znaleźć.
- Ale ja chciałem.
- Spójrz w wodę w tej beczce - powiedział guru. Gdy człowiek pochylił głowę nad lustrem wody, guru wepchnął mu ją pod powierzchnię. Człowiek gwałtownie zaczął wierzgać usiłując się wyrwać oszalałemu mnichowi, ale ten jeszcze głębiej mu tę głowę wpychał w wodę. W ostatniej chwili guru puścił, a człowiek półprzytomny, dyszący, ledwie żywy opadł i usiadł na ziemi.
- Widzisz - prawił guru - jak będziesz chciał znaleźć Boga tak bardzo, jak chciałeś powietrza, to na pewno go znajdziesz.




***

--------------------------------------------------------
Adnotacja:
Jeśli to, co czytasz, znajdujesz jako ciekawe, wesołe, interesujące, fajne, jeśli jest to w twoim odbiorze jakąś wartością dla ciebie, to weź te swoje dwa ukochane złote i cholera wpłać. Wpłać komukolwiek i na cokolwiek - dobrego. Nie czekaj na orkiestrę świątecznej pomocy, na niedzielną tacę i zbiórkę po mszy świętej, na swoją gumę do żucia, papierosa, papier toaletowy, piwo czy batonika "Prince". Weź te dwa złote i wpłać. Komukolwiek, na cokolwiek - dobrego. Bo z naszej bierności bierze się bezczelność i pycha lewiatana i jego posługaczy. Bo mamy w ręku i w sercu realne możliwości wpływu na rzeczywistość. Bo to pieniądz, który jest jakoś "zmaterializowaną" ludzką energią i zasobami, napędza wydarzenia, instytucje, popycha ludzi w tym, lub w tamtym kierunku. Zrób cokolwiek. W ostateczności - uśmiechnij się do nieznanej sobie osoby. W porywie - powiedz takiej "Dzień dobry". W geście wychodzącym poza próg normalności, weź te dwa złote i gdzieś wpłać. To będzie twoja drobna, ale faktyczna próba poprawy świata.


----------------------------------------------------
Bonus:

Piosenka mistyczna. To znaczy oparta na tekście św. Jana od Krzyża jednego z największych mistyków kościoła, który pisał, że do Boga podróżuje się przez Noc Ciemną... czyli... "The Dark Night Of The Soul"

Warto popatrzeć, posłuchać, pomyśleć. Fajne.



Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo