Pierwsze dwie płyty The Beatles to mieniąca się kolorami mieszanka wyznań miłości, poczucia humoru i rozterek serca. Każda piosenka wpada w ucho. Każda ma swój własny "ładunek emocjonalny". Urzekają zarówno kompozycje The Beatles jak i świetnie zaśpiewane "covery". Z tych ostatnich wybrałbym "Anna", historię chłopaka odtrąconego przez dziewczynę. Wszystko sympatyczne, w sumie pełne nadziei, radości, oczekiwań. Taki to był czas. Człowiek od słuchania tej muzyki był weselszy, pogodniejszy, owszem - radośniejszy.
A słuchać nie było łatwo, tak trochę lat później w głębokim PRLu. Miał jeden z drugim magnetofon kasetowy, kabelek łączący go z radiem, które w nocy podświetlało zwykłą żaróweczką skalę, a wieczorem była dyskografia w Trójce i można sobie było nagrać, na kasetę, jak udało się ją wcześniej kupić.
Potem się odtwarzało, często nawet wspólnie, żeby posłuchać, zwykłe chłopaki - kurde, słyszysz tą gitarę - się mówiło albo inne rzeczy. No i w domu, do ucha, z wieczora właśnie.
Więc się kolekcjonowało tą muzykę i to był jakiś skarb. W ciągu szarych dni rzeczywistości, jakiś promyk słońca, czegoś lepszego. Ale świat nie stoi w miejscu, nic nie stoi w miejscu, muzyka też. Wraz z walkmanami muzyka wlazła w każdą możliwą część dnia i w każde miejsce. Sercowe tematy, zastąpiły najpierw klimaty poważniejsze, głębsze, potem płytsze, ale kolorowe. Dotarliśmy do dna, gdzie muzyka zaczęła wnosić ciemność w życie ludzi. Nihilistyczno - potępieńcze brzmienie Nirvany, opętany tym dziwacznym czymś tłum, to był nowy eksperyment, nowe doznania. Właściwie chodziło o anihilację osobowości w tej destruktywnej muzyce i doznanie przez to wyzwolenia chyba i poczucia mocy.
Później Linkin Park wyśpiewywał z przejęciem, a w ślad za nim wielbiciele, że wszystko jest bez znaczenia, nie ważne jak ciężko byś nie próbował. "Tak daleko zaszedłem, tyle wysiłku włożyłem, w rezultacie to wszystko nic" - śpiewał, krzyczał Chester Bennington. Nihilistyczno potępieńczy teledysk, do tej pory jest oferowany fanom.
Oczywiście to tylko muzyka, swoboda artystyczna i odkrywanie nowych horyzontów, a nie jakieś mające odbicie w ludziach, realne procesy. Tutaj "świat" ma od razu przygotowane wygodne wyjaśnienia, bo zarówno lider Nirvany jak i zespołu Linking Park odebrali sobie życie. No wita rozumita, wpadli w depresję. Ot... przemysł rozrywkowy, ot... muzyka, ot... konieczność zrobienia kariery, którą można było robić właśnie w ten, zawierający przesłanie ciemności sposób.
To minęło i mamy obecnie w muzyce nowoczesność. To znaczy muzyka zniknęła. "Po co ci telefon, jeśli nie możesz mówić?" - pytał agent Smith, Neo w Matrixie. Po co ci muzyka, jak nie umiesz jej już odbierać i słuchać? - wypadałoby zapytać dzisiaj.
Sama muzyka przekształciła się w jakiś dziwny produkt przemysłowy. Są stada dukających tak zwany rap. Są tabuny wokalistek śpiewających w kółko, te same, sztucznie brzmiące z powtarzalnymi motywami piosenki. Są radia, walące muzykę przez cały czas, jaki pozostaje między propagandą a reklamami, są sklepy, gdzie nie da się uwolnić od brzęku muzyki, produkowanej wyłącznie dla tej sieci marketów.
Zalani dostępnością muzyki, traktujemy ją jak produkt konsumpcyjny. Nie wybieramy, nie szukamy, bo nie ma czasu, bo nie ma na to siły. Ludzkie gusty są kształtowane. Potrzeby indukowane.
Inne tematy w dziale Kultura