Najpierw byliśmy młodzi:

Potem byliśmy starzy:

Dowiedziawszy się o jej śmierci napisał:
Najdroższa Marianne
Jestem tuż za tobą, wystarczająco blisko by wziąć cię za rękę. To stare ciało już się poddaje, tak jak poddało się twoje.
Nigdy nie zapomnę twojej miłości i piękna. Ale ty to wiesz, a ja nie mam nic do dodania. Trzymaj się. Do zobaczenia tam, kiedyś. Z wieczną miłością i wdzięcznością
- Twój Leonard.
I nie chodzi o etyczne wartościowania życia i nauki. Chodzi o to, że jesteśmy przechodniami w tym życiu. Żeby to zobaczyć. Co zostaje po nas? Po Johnie McAfee została jego amatorska serenada,
grana o 5 rano na lotnisku w Portland dla kobiety, którą wyciągnął z mafijnego burdelu i z nią żył. Po Leonardzie Cohenie zostaje całe mnóstwo, w tym piosenka o tej norweskiej blondynce, ale i ten jego list, który napisał tuż po jej śmierci, a trzy miesiące przed swoją.
Kim jesteśmy w tym życiu? A czy to ważne? So long Marianne!
Inne tematy w dziale Kultura