Zbyszek Zbyszek
198
BLOG

Finały konkursu Chopinowskiego, dzień 2, tego nie daruję Piotrowi Alexewiczowi

Zbyszek Zbyszek Kultura Obserwuj notkę 7

MIYU SHINDO grała bardzo dobrze i ładnie. Chętnie pójdę, jeśli będę miał możliwość na jej koncert. Poloneza-fantazję zaczęła zdecydowanie. Zrobiła to jednak po kobiecemu, z dużą dozą czułości, a nie jak np. Malezyjczyk, swobodnie, bez brania pod uwagę, idąc po prostu swoim brzmieniem i tempem. Koncert na wysokim poziomie.

ZITONG WANG podobała mi się jeszcze bardziej niż Japonka. Była dosłowniejsza w swoich uczuciach, mimo, że grała na fortepianie Kawai, a ten by dać wyraz zdecydowaniu pianisty wymaga jakby większego wysiłku. Słuchałem Chinki z zajęciem, z zaciekawieniem, ze szczerym uznaniem. Jest niepozorna. Zdaje się - nie błyszczy - ale jest w niej dojrzała, pełna, kobieca, emocjonalność i niefałszowana bliskość z samym sercem muzyki. Potrafi dźwiękami opowiadać i... może nawet dotykać tego, co w środku człowieka. Bardzo na plus.

WILLIAM YANG - właściwie nie słuchałem go w poprzednich etapach, nie wiem czemu, może za mało czasu. Może zewnętrznie za mało wystrzałowy, bo krótkie włosy, przedziałek, człowiek jak my - się wydaje - a nie wielki artysta. Co można powiedzieć o jego występie? Właściwie trudno to opisać, bo był wypełniony po brzegi delikatnością. Nie tą ślamazarną czy dziecięcą, ale tą poetycką, tą, z którą przesadził Stachura i zaprowadziła go na ciemne manowce, tą, która przewija się przez słowa poetów, przez krople farby impresjonistów. Było w jego grze autentyczne natchnienie. Ze swojego wykonania robił taką platformo-windę, na którą zabierał słuchacza i wiózł go prosto, by stanął twarzą w twarz z samą muzyką, która wszystkimi możliwymi kolorami mieniła się przed nim, ciekawa wrażenia i piętna, jakie zostawia w duszy słuchającego.

PIOTR ALEXEWICZ grał na koniec tej sesji, na finał - można by powiedzieć. I zaczął fantastycznie. Coś pomiędzy odkrywczym przyspieszeniem Vincenta Onga a wykonaniami tradycyjnymi. Gdy WILLIAM YANG zabłysnął tym, że z Poloneza-Fantazji As-dur op. 61 uczynił absolutnie płynną całość i w jego wykonaniu to był strumień mieniący się kolorami i dźwiękami, to PIOTR uczynił ten utwór książką, powieścią, której strony przewracamy, odsłaniamy, zdumieni czytamy, bo nowe, bo inne, bo wynika i łączy się z poprzednimi, ale zaraz następna strona, następna historia, niczym w wierszu - następna strofa. Więc Piotr nadał tym stronom, strofom treść, znaczenie, a wiążąc je razem uczynił z nich - historię, którą słuchający podziwia i ciekaw, co dalej.

A potem koncert. Chopin napisał dwa koncerty, różnie nazywane i klasyfikowane pod względem kolejności, bo czy to kolejność ich napisania czy publikowania? W każdym bądź razie koncert pierwszy jest jakby bardziej standardowy, to e-moll, grany jest przez większość uczestników i na przykład przez zwycięzcę poprzedniej edycji. Koncert drugi f-moll jest trochę inny. Może bardziej osobisty. W tej edycji konkursu tak się złożyło, że wszyscy finaliści do Williama wybierali ten pierwszy z koncertów. Drugi wybrali i Yang i występujący bezpośrednio po nim Alexewicz. I niestety - tego Piotrowi, to znaczy wykonania tego koncertu - nie daruję.

Wykonania naszego finalisty zawsze cechuje pewna powściągliwość, precyzja, może nawet pewien lekki dystans i chłód w relacji do kolejnych nut i dźwięków. Dzięki temu jego podejście ma charakter "architektoniczny", składa w całość, dostrzega harmonie w całości, które umykają, gdy człowiek się przywiązuje do szczegółu, potrafi bezbłędnie mówić strukturą muzyki o głębokich odczuciach i przeżyciach. Jest racjonalny w tym najlepszym sensie tego słowa znaczeniu. A jednak architektura, racjonalność, spójność to bywa za mało. Bo my ludzie nie jesteśmy wyłącznie racjonalni i nie chodzi tu wcale o uleganie popędom i instynktom, ale chodzi o coś, czego nie potrafimy wytłumaczyć, a co ma wpływ, na to, co robimy, co odczuwamy, jak widzimy, jak przeżywamy. Czasem nasze decyzje i linie postępowania nie są racjonalne, ale są właściwe. Dlaczego? Bo jesteśmy ludźmi, a nie maszynami czy komputerami, jak na chcą widzieć "specjaliści" od sztucznej inteligencji albo biznesmani robiący konkurs Ciliburn.

Do rzeczy. W drugim koncercie fortepianowym Chopina, w jego drugiej części "Larghetto" jest kilka takich drobnych elementów. Kilka chwil. Kilka... tych ofert dla wykonawcy i słuchacza aby wyszli, poza racjonalność, poza konstrukcje, poza wszystko i sam na sam z "niewysłowionym", a przeglądającym się w dźwiękach, dali sobie bezsłowną odpowiedź na pytanie o piękno, dobro, wielkość, człowieczeństwo. 

Oto pierwszy taki moment w wykonaniu Williama Yanga - 31:37 jego występu: {LINK dokładnie do tego momentu} pierwsze 45s:


Jeśli przesłuchałeś te 45 sekund i cię "nie ruszyło", "nie potrząsnęło", nie zabrało cię gdzieś indziej, to masz "drewniane ucho" i na muzykę wybierz się do supermarketu albo mc donalda. A teraz te same 45 sekund w wykonaniu Piotra Alexewicza 30:32 sekunda jego występu: {link dokładnie do tego momentu TUTAJ}

Tutaj jeszcze wykonanie Piotra się broni, choć można już wyczuć mniej emocjonalne i bardziej "konstrukcyjne" podejście, wyraźnie szybsze tempo. Gorzej wygląda to przy drugim podejściu, ok. 2 minuty później:

Piotr przyspieszył i ściszył ten emocjonalny fajerwerk, próbując na koniec - tak ja to odbieram - ratować sytuację, jeszcze większym ściszeniem motywu, ale to już było za cicho i w zasadzie musztarda po obiedzie, gubiąca to, co w tym ustępie bardzo - jest. Ale kolejna mijanka, z istotą i fundamentem przytaczanych fragmentów, zdarzyła się przy trzecim podejściu do motywu emocjonalnego w Larghetto. Oto on:

Znów Piotr gra to po profesorsku, szybciej, chłodniej, z dystansem. Serio, trzeba spojrzeć w materiale wideo na usta naszego pianisty, gdy uderza w klawisze, on sobie wyraźnie nuci "pam, pam, pam". Drogi Piotrze, to nie jest "pam, pam, pam"! To jest Konstancja Gładkowska, a konkretniej to, co czuł 19 letni, wrażliwy chłopak-mężczyzna po raz pierwszy zakochany w kobiecie! Więc to jest szaleństwo, przynajmniej jakiś jego odblask i wypadałoby to oddać, tak jak się potrafi, a nie robić z tego ładną, racjonalną i elegancką frazę. Te rzeczy to w innych momentach!

Tak więc - nie mogę, po prostu nie mogę darować tego Piotrowi Alexewiczowi. Był moim absolutnym faworytem i we wszystkich pozostałych elementach takim pozostaje. Ale tę sprawę w moim osobistym odbiorze pokpił, przedobrzył, był zbyt konsekwentny. Więc jak dla mnie, to może 3 miejsce. Niestety. Chociaż, będę się cieszył, gdy wygra. W dniu dzisiejszym dałbym nagrody dwójce, przede wszystkim Williamowi z USA oraz pani Zitong z Chin. Ale dziś jeszcze jeden raz. Ostatni. Potem wyniki, pięć lat przerwy pomiędzy edycjami najlepszego konkursu pianistycznego na świecie. Mówią, że Ciliburn z USA najlepszy. Guzik prawda. Sprawdziłem. To dość bogate przedsięwzięcie o charakterze głównie marketingowym - typowy mainstream, showbiznes. Cały świat zszedł na showbiznes, to znaczy na interes, którzy przynosi złoty pieniądz. Ludzkość stała się jak król Midas, nauczyła się przemieniać wszystko - w tym muzykę - na złoto. Tyle, że tym się nie da nasycić, tego co nas czyni ludźmi, a co choć nieokreślone, to w nas jest, gra, opowiada, tak jak muzyka Chopina, na tym naszym wspaniałym konkursie, który przy okazji następnej edycji, dopiero w 2030 roku, będzie obchodził swoje setne urodziny!


--------------------------------------------------------

Poprzednie notki z tegorocznego konkursu Chopinowskiego:



Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura