Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
268
BLOG

Zło, którego nie ma

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Zachłanność jest cechą kapitalizmu. Kapitalizm zainfekował nią ludzi, uczynił z niej swą naczelną cnotę i wraz z żądzą zysku wypisał na sztandarach. Te dwie składowe są kapitalizmowi nieodzowne, stanowią cel i wyznacznik kapitalistycznej aktywności, drenują etykę, kulturę i prawo. Jeszcze gorszy jest turbokapitalizm. Wprawdzie nie jestem pewien co to znaczy, ale na pewno jest gorszy bo „turbo” oznacza zapewne wzmożenie, zintensyfikowanie. W turbokapitalizmie jest więc tak jak w kapitalizmie „zwykłym”, tyle że bardziej. Taka żądza zysku na przykład rozprzestrzeniając się globalnie powoduje, że ludzie są wyzyskiwani w sposób urągający elementarnej godności, a rozwarstwienie społeczeństw osiąga ekstremum nieznane przedtem w historii. Rozwarte paszcze rekinów biznesu pożerają w pogoni za zarobkiem każdy element świata, a ich ofiarą padają wartości wyższe spuszczane do ścieku po równi pochyłej wypolerowanej zachłannością.

Cóż, może dla niektórych zabrzmi powyższe jak opis rzeczywistości, ja jednak próbowałem sformułować ten ustęp z pewnym przerysowaniem mając nadzieję, że przez to zabarwi się nutką ironii, bowiem uważam takie ujęcie sprawy za wierutną bzdurę. Poza wieloma pomniejszymi znajduję jedną, główną przyczynę dla której kapitalizm nie może być winny tych wszystkich grzechów, a jest nią po prostu to, że … kapitalizmu nie ma. W ogóle nie ma. Nie tylko realnie w Polsce czy Europie - on nie istnieje i nie istniał. Brzmi idiotycznie? Co nas w takim razie otacza? Co było w XVIII czy XIX wieku w Anglii, co w XX-wiecznej Ameryce czy Europie Zachodniej?

Żeby odpowiedzieć i wytłumaczyć się z mojej ryzykownej tezy pozwolę sobie zacząć od drugiej strony, czyli od czegoś co powszechnie i słusznie uważa się za kapitalizmu przeciwieństwo: od socjalizmu. Czy chociaż on istnieje? Owszem, jak najbardziej, co do tego nie mam wątpliwości. Istnieje nad wyraz realnie i definiuje go prosta cecha: nieuznawanie prawa własności. Brak tej własności w gospodarce to socjalizm właśnie. Można pozbawić ludzi również własności osobistej – wtedy też jest socjalizm tyle, że „doskonalszy” i możemy go obrazowo nazwać komunizmem, ale rozróżnienie tych pojęć jest umowne i niejasne, zasadniczo więc powinno się je traktować jako synonimy. Zresztą rozróżnienie własności „osobistej” od „gospodarczej” też jest nieostre i ogólnie mówimy po prostu o własności prywatnej i to ona jest socjalizmu głównym wrogiem, a  jej ograniczanie jest ku niemu drogą.

Własność prywatną wykluczać można różnymi sposobami, niekoniecznie bezpośrednim upaństwowieniem dóbr. Ten sam efekt da się osiągnąć choćby podatkami albo nałożeniem na biznes „siły kierowniczej” w postaci planistów czy kontrolerów, czyli faktycznych dysponentów (z ramienia państwa), pozbawiając przedsiębiorców możliwości decydowania o swojej własności (tak było np. w III Rzeszy). W trakcie rozwijania tych metod mamy okres przejściowy – to socjalizm niepełny, niekiedy nawet szczątkowy, tyle że ta szczątkowość ma taką właściwość, że stale i nieuchronnie ewoluuje. Nazywa się ten proces postępem (socjalizmu) i towarzyszy mu zawsze rozrost biurokracji, oraz pasmo regulacji i restrykcji pochłaniających kolejne obszary wolności. Ten to właśnie, tyczący własności prywatnej, specyficznie socjalistyczny element generuje całą niewydolność i totalitarne ciągoty systemu, wszystkie katastrofalne skutki, które tyle już razy w historii się ujawniły i wciąż są zapominane, a socjalizm dalej ma szlifowaną i „doskonaloną” formułę.

Tak więc socjalizm ma definicję. Wymyślono też określenia na jego formy przejściowe - które wielu uważa za twór zbliżony do ideału - łączące cechy obu systemów. Zwie się go „trzecią drogą” albo "kapitalizmem państwowy", czy państwem opiekuńczym - to jednak zabawy słowne, które nie zmieniają istoty rzeczy, czyli wyciągania ręki po czyjąś własność (pod osłoną potęgi państwa).

Gdy już zdefiniowaliśmy socjalizm to łatwo zrobimy to samo z tzw. kapitalizmem. To po prostu przeciwieństwo socjalizmu, a więc system ustrojowy gdzie własność prywatna jest respektowana. Tylko tyle. Inaczej mówiąc kapitalizm to po prostu państwo nieokaleczonego, sprawiedliwego prawa. Sprawiedliwego i równego dla wszystkich. Państwo socjalistyczne nie jest takim z definicji, bo jedno z praw fundamentalnych jest na samym początku usunięte z systemu.

Zwolennikowi kapitalizmu to właśnie przeszkadza i chce tylko, by nie pozbawiać systemu prawnego tego elementu. Nic więcej. Nie widzi powodu by dokładać do stanowionego prawa czegokolwiek więcej. Nie potrzebuje wprowadzać dodatkowego warunku, by „osiągnąć” kapitalizm, żadnej nowości ideologicznej poprawiającej świat – państwo sprawiedliwe to właśnie brak „udoskonaleń”, nie wymaga ono żadnych nowych założeń czy postulatów. W tzw. kapitalizmie nie ma najmniejszego nawet paragrafu, który byłby „kapitalistyczny”, np. takiego, że „kapitalista” (ktokolwiek by to miał być) ma jakieś specjalne prawa, albo, że osławiony zysk jest specjalnie chroniony. Nic z tych rzeczy. Jest tak gdyż, zgodnie z moim spostrzeżeniem, nie ma „wynalazku” o nazwie kapitalizm. Nikt go nigdy nie „wprowadzał” - on wyłonił się jako odrzucenie barier z dawnych epok (niewolnictwa, feudalizmu), które ograniczały ludzką swobodę, a nie jako formuła ujęta w punkty konieczne do realizacji. Nie ma manifestu ideowego, algorytmu wprowadzania kapitalizmu – zupełnie przeciwnie niż w socjalizmie. Powtarzam: tzw. kapitalizm to brak gorsetu korekt mających ulepszać świat, to po prostu równe dla wszystkich prawo, czyli sprawiedliwość – i tylko tyle. Dlatego, jeśli już chcemy podkreślić jakoś obowiązywanie prawa własności preferuję zamiast nazwy „kapitalizm” określenie „wolny rynek”, bo ono lepiej wskazuje na istotę, czyli wolność w dysponowaniu swoją własnością.

Z tych to powodów pozwalam sobie przewrotnie stwierdzić, że kapitalizmu nie ma. Nikt go nie wymyślił w genialnym akcie twórczym. Owszem, niektórzy zauważyli i wyartykułowali spostrzeżenie, że ograniczenia wolności są niesprawiedliwe i wskazali, że przywracając sprawiedliwość uzyska się zarazem wydajny system ekonomiczny sprzyjający bogaceniu się społeczeństwa, ale tak się składa, że pojęcie kapitalizmu upowszechnił jego wróg śmiertelny, niejaki Karol Marks - stąd też i pejoratywne konotacje, oraz rzekome cechy trwale doń doklejone. Spójrzmy na niektóre z nich.

Konsumpcjonizm na ten przykład. Niewątpliwie występujący i słusznie krytykowany. Ale chwila refleksji wystarczy by zauważyć, że to przecież naturalna cecha większości ludzi przed którymi stoi możliwość korzystania z atrakcyjnych dóbr. Ujawnia się w każdym systemie, gdy pojawia się w nim zamożność. Kapitalizm po prostu pozwala najskuteczniej zaznać tej możliwości „szerokim rzeszom społeczeństwa” i jest na dodatek skuteczny w udostępnianiu maksymalnie bogatej oferty. 

Inny termin: „władza kapitału”. Cóż to takiego? Myślę, że nic innego jak po prostu siła wynikająca z bogactwa i stanu posiadania. Analogicznie podkreśla się, że w kapitalizmie „rządzi pieniądz” - spytam więc: a w nie-kapitalizmie nie rządzi?  To żadne sensacyjne odkrycie, że w realnym świecie bogactwo ułatwia życie i daje możliwości większe niż jego brak, oraz że może być wykorzystywane podle i niegodziwie. Rzecz w tym, że nie jest to wcale domeną kapitalizmu. We wszystkich systemach i społeczeństwach tak się dzieje – taka już ludzka natura. Jeszcze bardziej sprzyja temu władza, najsilniejszy może narkotyk ludzkości, a ona niekoniecznie musi być pochodną bogactwa, choć do niego  łatwo prowadzi. Te reguły dotyczyły zarówno burżuazji jak i szlachty, magnaterii, rzymskich notabli, czy perskich szachów, ale, bynajmniej, wcale nie mniej ujawniają się w rzekomo egalitarnych systemach socjalistycznych. Widzimy je też w działaniu demokratycznych rządów i polityków mających gęby pełne „sprawiedliwości społecznej” – ma ktoś co do tego wątpliwości? To, co się zwie kapitalizmem, ma tylko tę „wadę”, że najbardziej tworzeniu bogactwa powszechnego sprzyja. Socjalizmowi trudno taką cechę przypisać, więc rzeczywiście można uznać, że w swym realizowaniu równości w  biedzie jest „szlachetny” – ale kto marzy o takiej drodze dochodzenia do duchowej doskonałości? W tzw. kapitalizmie, czyli państwie sprawiedliwego prawa, stan majątkowy nie daje dodatkowych uprawnień i – zwrócę na ten drobiazg szczególną uwagę – dotyczy to zarówno mnogości jak i braku dóbr. Bieda też nie może stanowić podstawy do uprzywilejowania i otrzymywania czegoś od bogatszych.

Przypisywanie ludzkich wad kapitalizmowi jako systemowi wyjątkowo je stymulującemu jest dokładnie tym samym co przypisywanie wad samej idei wolności - człowiek wolny w swych wyborach ma wszak ogromne pole do pokus, błędów i porażek. Najmniej ma go niewolnik. To śmieszne, że z możliwości jakie daje ludziom gospodarcza wolność uczyniono największy zarzut wobec niej. Dołożenie do tego epitetów typu  „wilczy kapitalizm” czy „dyktatura kapitału” to po prostu propaganda ideologów szukających utopijnych rozwiązań. „Problemem” dla krytyków kapitalizmu są powszechne ludzkie dążenia do zamożności i wygody. Ludzie chcą być bogatsi, a nie biedniejsi, chcą tego w każdym systemie, również w socjalizmie, tyle że tam jest to nieosiągalne w skali społecznej i masy (jakże trafne to w tym przypadku słowo) żyją w szarej bylejakości. W państwie wolnego rynku, dzięki wolności – dowodzi tego historia - takie cele osiągnąć najłatwiej. Zabicie tej możliwości przez socjalizm ma być remedium na ludzką ułomność, ma przynieść dobro?

Ludzka natura i jej słabość to problem realny, człowiek nosi w sobie zagrożenie dla moralności i wartości zwanych wyższymi. Ale, na Boga, nie można czynić systemowi opartemu na sprawiedliwym prawie zarzutu z tego, że prowadzi do masowej zamożności, czy postępu technologicznego. Prawidłowość sprawiająca, że bogacąc się mamy tendencję do demoralizacji, znudzenia, czy moralnego rozkładu to rodzaj fatum ciążącego nad światem. Społeczeństwa, które zamożność osiągnęły pokazują to dowodnie. Czy to znaczy, że dążyć mamy do biedy? Przecież taki postulat to absurd. Każdy, kto potrzebuje wartości innych niż materialne musi o nie walczyć i zmagać się z pokusami świata. Nie ma przymusu korzystania z dobrobytu w sposób głupi i niemoralny. Jest natomiast smutną prawdą, której uczy nas historia, że najskuteczniej pokusy wynikające z bogactwa można stłumić (wzmacniając poczucie równości) po sprowadzeniu wszystkich do przymusowego zrównania w biedzie i zniewoleniu - bo równość zaprowadzać daje się tylko w dół.

Wracając do kapitalizmu i jego „nieistnienia”: nie ma go jako programowego systemu społeczno-ekonomicznego, bo nie ma ideologii kapitalizmu. Nigdy jej nie wdrażano, ponieważ nie ma czegoś takiego jak ideologia prawa własności. Podobnie jak nie ma ideologii rodziny, ideologii naturalnych różnic między ludźmi (zwłaszcza między kobietą a mężczyzną), poczucia sprawiedliwości, piękna albo potrzeby transcendencji. To byty wynikające z naturalnego porządku rzeczy najgłębiej umiejscowione w ludzkiej naturze. To nie są ideologie – ideologiami są ich przeciwieństwa. System chroniący własność ma wroga w postaci socjalizmu. Antytezą antropologii zbudowanej na rodzinie i naturalnym pojmowaniu człowieka z jego różnorodnością i płciowością jest ideologia gender i jej mutacje. Do ludobójstwa prowadziły koncepcje równości, karykaturą sprawiedliwości jest tzw. sprawiedliwość społeczna, kpiną ze sztuki jest jakże często tzw. sztuka nowoczesna czy „wyzwolona”. To one są budowane na ideologiach. Kapitalizm ideologią nie jest. Nazwano tak system wolności gospodarczej i udało się przerobić to pojęcie na epitet kojarzący się z nagannym zyskiem i zachłannością. Przypisano je kapitalizmowi jako rzekomo temu, w którym zyskały wyjątkową pożywkę, ale on po prostu dał i ziścił szansę na powszechny dobrobyt. Przyzwyczailiśmy się, dzięki latom socjalistyczno-państwowej propagandy do zbitki: kapitalizm-zysk-zło. Zysk nie jest zły, jeśli jest uczciwy, ba, jest koniecznym warunkiem działania gospodarki. System, pozwalający wszystkim starać się o zysk i dający najwięcej w historii szans na sukces, nie jest zły. Zły staje się człowiek nie potrafiący robić z niego dobrego użytku, poddający się zachłanności zaspokajanej nieuczciwie. Oferowana przez wydajny i produktywny system wolnorynkowy mnogość dóbr nie jest złem samym w sobie, choć system taki można oczywiście uznać za „generatora” pokusy. Jednak dopiero jej uleganie w pogoni za pustym blichtrem i zapominanie o wartościach staje się złem. Remedium na to musi być rozsądek poparty refleksją i wstrzemięźliwość w głupocie. Nikt nie zabrania oddawać się dobroczynności, sztuce, sportom, nauce, turystyce i wielu innym aktywnościom – z bogactwem można robić wiele dobrego i nie ma ograniczeń w kreatywności na tym polu.

Nie opluwajmy więc kapitalizmu bo zasadniczo go nie ma - i to podwójnie. Po pierwsze, jako bytu ideologicznego, a po drugie - jeśli umówimy się, że użyjemy tej nazwy na określenie systemu sprawiedliwego prawa - nie ma go też jako bytu realnego, bo to co nas otacza w Polsce, Europie i całym Bożym świecie też na pewno kapitalizmem nie jest.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo