Ćwiczenia Państwowej Straży Pożarnej przed oddziałem zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala im. Ojca Pio w Przemyślu. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Ćwiczenia Państwowej Straży Pożarnej przed oddziałem zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala im. Ojca Pio w Przemyślu. Fot. PAP/Darek Delmanowicz

Specjalista chorób zakaźnych: Większy problem z paniką niż z koronawirusem

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 115

Praktycznie mamy większy problem z pewną histerią, paniką niż z samym koronawirusem – mówi specjalista chorób zakaźnych dr Lidia Stopyra.

Dr Lidia Stopyra kieruje Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii w szpitalu im. S. Żeromskiego w Krakowie. Oddział ten jak dotąd przyjął dziewięcioro dzieci z podejrzeniem koronawirusa z województw małopolskiego i śląskiego (woj. śląskie nie ma oddziału zakaźnego dla dzieci). U ośmiorga wykluczono chorobę, lekarze czekają na wyniki badań dziewiątego dziecka. 

Dla porównania z grypą – od początku epidemii grypy w tym sezonie (2019/2020) oddział ten, jak powiedziała we wtorek PAP dr Stopyra, hospitalizował ok. 200 dzieci z powikłaniami tej choroby. 

– Dość długo czekaliśmy na pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce i dlatego jesteśmy w miarę dobrze przygotowani, znamy procedury – podkreśliła. 

W jej ocenie, w tym momencie „praktycznie mamy większy problem z pewną histerią i paniką niż z samym koronawirusem”. – Dla osoby zdrowej ten wirus nie jest groźny – zaznaczyła lekarz. 

Zwróciła uwagę, jak wzrost liczby zachorowań na nowe infekcje wpływa na ludzi. W tym sezonie w Polsce odnotowano ponad 2 mln przypadków grypy. – Dużo wiemy o tej chorobie, mamy na nią szczepionkę, ale szczepialność jest niska. Tymczasem na grypę można umrzeć – śmiertelność, w zależności od szczepu, wynosi od 0,15 do 2 proc. – mówiła specjalista chorób zakaźnych. Średnia śmiertelność na koronawirusa wynosi 2-3 proc, przy czym u osoby zdrowej 0,5-1 proc., a u osoby schorowanej – 15 proc. 

straż pożarna, ćwiczenia, szpital w Gorzowie, koronawirus
Gorzów Wlkp. Jednostki Państwowej Straży Pożarnej podczas ćwiczeń z rozstawiania namiotów służących do wsparcia procesu segregacji osób zgłaszających się do szpitali z podejrzeniem koronawirusa. Fot.PAP/Lech Muszyński

Pojawia się koronawirus – mówiła lekarz – i ludzie zmieniają zachowania: zaczynają myć ręce, zastanawiają się czy podróżować środkami transportu publicznego, czy iść na koncert, kupują maseczki. – Tymczasem od listopada mamy epidemię grypy, a w związku z tym niewiele osób zmieniało zachowania – zauważyła specjalista. 

Mówiąc o potrzebie opanowania paniki związanej z koronawirusem dodała, że do szpitala zgłaszają się osoby, które widziały Azjatę w masce przechodzącego ulicą, i żądają konsultacji. – Obawiam się, że może to doprowadzić do tego, że osoby rzeczywiście chore nie dostaną się na konsultację – powiedziała. 

Dr Stopyra podkreśliła, że osoba, która czuje się chora, powinna pozostać w domu, maseczkę powinna założyć w ewentualnej sytuacji wyjścia z domu. – Nie ma w tej chwili u nas takiej sytuacji epidemiologicznej, aby osoby zdrowe nosiły maseczki – dodała lekarz.

KW

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości