Wczoraj na moment rzuciłem o punkt 17.00 w kąt diaksa aby oddać cześć Powstańcom. Przyznam szczerze, że łatwiej mi zapamiętać tę datę i nazwę "Godzina "W", niż codzienną równie ważną dla życia człowieka Miłosierną "15.00". Czytałem że na Filipinach produkuje się w związku z tym specjalne zegarki, aby zabiegani katolicy nie mogli zapomnieć, by chociaż na krótką chwilę zadumali się nad Męką Zbawiciela i własnym losem.
Tymczasem ja zastanawiam się w skrócie nad naszą narodową Historią i dochodzę do wniosku, że z biegiem czasu przestaniemy kiedyś czcić z pompą Powstanie Warszawskie, podobnie jak przestaliśmy czcić Powstanie Styczniowe, a jeszcze wcześniej Listopadowe i wiele innych zrywów niepodległosciowych, bo przecież nim wybuchło Styczniowe naród ciepło wspominał i czcił powstańców- żołnierzy spod Olszynki Grochowskiej. Później otaczano należną czcią powstańców styczniowych. Kobiety na znak żałoby po upadku Powstania nosiły się wówczas na czarno. Apogeum oddawania hołdu walczącym o wolność Polski nastąpiło wraz z odzyskaniem Niepodległości. Nieliczni już wtedy żyjący Powstańcy styczniowi zostali wręcz otoczeni przez państwo i społeczeństwo aureolą powagi i szacunku. Oficerowie i żołnierze WP, niżsi i wyżsi rangą, salutowali z czcią takiemu Powstańcowi, gdy spotkali go przypadkiem na ulicy. Zdejmowano na widok Powstańca czapki z głów.
Dzisiaj wprawdzie ów piękny zwyczaj z lekka się rozmył, no bo cóż i ludzie i czasy nie te. Obecnie czci się bohaterów inaczej, nie tak jak wówczas, albowiem współczesny Polak nie czerpie już pełnymi garściami z pieknych tradycji i zasad obowiązujących w XIX w.
Zresztą wystarczy obejrzeć się do tyłu (uwaga dotyczy ludzi po 50-tym roku życia) i zobaczyć jak wielkiego skoku cywilizacyjno-mentalnego doświadczyliśmy. Sam pamiętam dorożki na szprychowych kołach jako popularny środek miejskiego transportu; Samochody które "urodziły się" grubo przed II wojną światową czy parowozy i ciuchcie jako obowiązkowy znak PKP a przeciez było to tak niedawno.... Gdzie tam człowiek myślał wtedy o lotach na księżyc, Marsa, komputerach czy "telefonach bez drutu", które przepowiedział nieświadomie jakiś czas później w serialu "Podróży za jeden uśmiech" zadziorny Poldek Wanatowicz.
To były inne czasy...Z tych czasów została jednak nieustająca pamięć o Powstaniu Warszawskim oraz pamięć o Katyniu, jako wydarzeniach historycznie najbliższych, najbardziej dotykających rodzinnie i państwowo. Poprzednie zrywy, owszem, również były i są pamiętane, ale już jakby inaczej .Odbierało się je i odbiera tak, jak mgliste wspomnieniami z dzieciństwa.
A dzisiaj do pamięci warszawsko-katyńskiej dołączył też tragiczny Smoleńsk, który niejako wyparł z naszych głów równie tragiczny lecz czczony co na odlew Gibraltar. No bo kto dzisiaj zastanawia się nad gen. Sikorskim i jego śmiercią? Chyba już tylko entuzjaści i historycy.
Jednym słowem każde pokolenie ma swoje powstanie i swoich bohaterów, swoje zwycięstwo i swoją tragedię - Ameryki nie odkrywam. Niemniej nrutuje mnie pytanie: kogo i co, więc będą czcili Polacy za jakiś czas, kiedy np. zemrze ostatni Powstaniec Warszawski, gdy umrą także ci, którzy obecnie dbają o pamięć smoleńską? Tego nie wiem, ale wiem jedno, że zarówno Smoleńsk jak i Powstanie Warszawskie wraz z Katyniem za kolejne 100 lat będą już tylko niestety odległą wspólną historią, jaką jest dla nas dzisiaj Powstanie Listopadowe wraz ze Styczniowym.
Ale jakby co to spieszę donieść, że Historia nie znosi zastoju, przynajmniej w Polsce. Istnieje więc podejrzenie i szansa, że zafunduje nam ona kolejne wydarzenie, które będziemy z oddaniem czcili i wspominali, tak jak wspominamy z czcią obecne.
Inne tematy w dziale Rozmaitości