Pogodny Pogodny
373
BLOG

Markowi Różyckiemu o wartości

Pogodny Pogodny Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Czytelnictwo w Polsce jak wiemy karleje z roku na rok. Ludzie odchodzą od zadumy i przemyśleń, gdyż preferują życie na gorąco, życie  opisane obrazkami zwanymi dalej memami. Uciekają pomiędzy  pełne błędów któtkie zdania wbijane w pośpiechu w ekrany telefonów komórkowych. Wybierają banalne skróty myślowe psujące im język.. Komu więc dzisiaj  w głowie myśl o wadze, randze i wartość słowa?  Po cóż nadwyrężanie wyobraźni, skoro można wykonać jeden, jedyny prosty ruch zwany klikiem aby mieć w zasięgu oczu coś, o czym często nie ma się pojęcia, lub coś, co jednak z obowiązku należy poznać, by jakąś tam później znajomością w potoku własnej niewiedzy  się wykazać. 

Bardzo lubię serial telewizyjny Andrzeja Kondratiuka nakecony w latach 1966-1968 według opowiadań  Jerzego Szaniawskiego o profesorze Tutce. Lubię owe oddcinki nie tylko dlatego że są wierną adaptacją samych opowiadań, ale i  - a może przede wszystkim -  za rolę Gustawa Holoubka, który w roli profesora wypadł nad wyraz uczciwie, poruszająco i niebanalnie, choć przecież historie przez niego opowiadane na takie,  z racji ich prostolinijności, nie powinny w naszym zabieganym świecie zasługiwać na uwagę.

Z całości nakręconych nowel, a było tychże  dwie serie po kilka odcinków każda, zapadły mi w pamięć głęboko dwie opowiastki. Pierwsza to "Motylek", do którego być może kiedyś nawiążę, oraz ta gdzie profesor prowadzi wykład dla studentów, który pozwoliłem sobie przypomnieć.


"Dzień dobry Państwu

To o czym opowiem nie ma może zbyt wiele wspólnego z dziedziną ekonomii, ale zupełnie od niej nie odbiega.

Działo się to w Alpach. W miejscowości położonej wysoko. Oddalonej od ludnych szlaków turystycznych. Zamieszkałem w małym hoteliku. Usługiwała mi niezwykle sympatyczna i mająca wiele uroku dziewczyna. Widocznie, że ja byłem sympatyczny i miałem w sobie wiele uroku, bo wkrótce bardzo żeśmy się pokochali. Była to miłość pogodna i słoneczna. Jedyna chmura, która przesłaniała czasem słońce, to świadomość że się kochanie wkrótce skończy. Cóż, turysta odjedzie. Powie, że na przyszły rok tutaj wróci, ale zwykle nie wraca...Później, w czasie jakichś uroczystych świąt przypomni sobie znajomą, pośle jej barwną pocztówkę przedstawiającą tańce z jego kraju, i na tym się zwykle kończy.

Wiedziała o tym dobrze moja dziewczyna. Gdy po sześciu tygodniach nadszedł dzień, w którym trzeba było się pożegnać; Przemiłe, kochane dziewczę przyniosło mi paczuszkę. Dziewczyna miała łzy w oczach, ale mówiła z leciutkim uśmiechem:

"Oto popielniczka, którą sama zrobiłam. Gdy pan będzie daleko u siebie, proszę strząsnąć popiół do tej popielniczki, i pomyśleć czasem...o mnie".

Popielniczka którą postawiłem później na swoim biurku to dwa nałożone na siebie szklane spodki. Spodek dolny był wyklejony obrączkami do cygar. Wypalili te cygara goście hoteliku. W środku widziało się podobiznę Franciszka Józefa. Poza tym były tam głowy Indian, słonie, antylopy, palmy, monogramy. Słowem to, co się często widuje na czerwono-złotych obrączkach cygar.

Pokój mój, zaczęła odwiedzać przystojna i kulturalna pani. Zauważyłem raz, że przygląda się mojej popielniczce. Wiedziałem co myśli: "Jak można trzymać na swoim biurku rzeczy tak tanio i brzydko", ale nie rozmawiała ze mną na ten temat, miała bowiem opinię kobiety  subtelnej i starała się tę opinię zawsze utrzymać. Pewnego wieczoru przyniosła mi w prezencie popielniczkę srebrną, wykonaną misternie. Znałem się na ładnych wyrobach i musiałem przyznać, że otrzymałem rzecz cenną.

Po wyjściu pani na moim biurku stały od teraz dwie popielniczki. Tania i droga. 

Bajkopisarze, poeci, dzieci, umieją często ożywić przedmioty martwe dając im cechy istot żywych. Nawet mogą podsłuchać ich mowę podobną do ludzkiej. Ja wprawdzie nie słyszałem co mówią do siebie popielniczki, ale czułem że nie mają ku sobie sympatii, że stać razem nie mogą...

Tę nową, srebrną, po wyjściu pani schowałem więc do szuflady, a pozostałem przy dawnej. Trąciłem popiół z papierosa i wyraźniej niż w inne dni ujrzałem postać kochanej dziewczyny. Byłem dla niej czulszy i cicho powiedziałem jej imię.

Wszystko to piękne - pomyślałem - ale co zrobić z popielniczką, jeśli przyjdzie do mnie pani, ta bądź co bądź, bardziej realna? Postanowiłem, że gdy się będę spodziewał jej wizyty, wyjmę z szuflady popielniczkę srebrną a schowam tę szklaną. Tak też zrobiłem parę razy, ale pani przyszła kiedyś niespodziewanie. Na mym biurku zobaczyła skromną, szklaną popielniczkę. Co robić? Jak to wytłumaczyć? Było mi nieswojo. Pani nie pytała, bo jak wiadomo uchodziła za kobietę subtelną. Spostrzegłem jednak, że zwróciła uwagę na popielniczkę. Nawet po jej twarzy przebiegł uśmiech, ledwie dostrzegalny, ale zdecydowanie złośliwy.

Nie czuliśmy się dobrze. Zrodziło się między nami coś, jakby niechęć. Zrodziło się przeczucie poważniejszych w przyszłości nieporozumień. Zresztą, przeczucie nie myliło...

Ale wracam do popielniczki.

Popielniczka.

Rzecz drobna - rzecz błaha. Rzecz ładna - rzecz brzydka. Rzecz tania - rzecz droga.

Te wszystkie określenia nie zawsze są pełne, doskonałe. Całej prawdy, a w tym i prawdy o wartości popielniczki nie dają..."

Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości