Była taka piosenka:
Most londyński pali się, pali się, pali się
Most londyński pali się, moja miła.
U nas było bardziej swojsko: Hej, wariat! Wisła się pali! Gaś ją benzyną!
Ostatnio w sieci krąży masa newsów, że pali się las deszczowy, płuca świata: Amazonia. Teren objęty ogniem, to obszar równy Europie. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy widzieli pożar dżungli na własne oczy.
Aby na pewno? Świat ostatnio stał się dzieckiem kłamstwa. Fake news goni fake news. Wojciech Cejrowski twierdzi, że to niemożliwe aby ociekający wodą tzw. deszczowy las sam z siebie zapłonął. Taki mega pożar możliwy jest w suchym jak pieprz terenie, ale nie tam gdzie woda wręcz wisi w powietrzu. Owszem, może się i taki mokry las zapalić, ale tylko wtedy kiedy z pomocą pospieszy mu człowiek. Tak więc, moim zdaniem ktoś cynicznie podpalił Amazonię, i już liczy z tego tytułu kasę jaka mu wpadnie w kieszeń w postaci złóż uranu, złota, ropy naftowej i Bóg jeden wie czego tam jeszcze.
Dżunglę mogli podpalić również miejscowi farmerzy gospodarujący na obrzeżach, którzy ustawicznie cierpią na brak ziemi ornej, chociaż bardziej skłaniam się ku temu, że płuca świata zwęgliły w sporej części się za sprawą władz Brazylii, które to za sowitą łapówkę od międzynarodowych korporacji zgodziły się na podpalenie bogatych w surowce terenów indiańskich. Z tego powodu pompuje się w dziewiczy, mokry las hektolitry ropy aby jakoś uzasadnić swoje działania.
Jest jeszcze inne podejrzenie, że w ten idiotyczny sposób międzynarodowe korporacje wydobywcze chcą wykończyć.... stojących im ustawicznie na drodze wszędobylskich ekologów. Taki Zielony Reichstag jakby kto pytał. Wcale bym się więc nie zdziwił, gdyby nagle objawił się w mediach news, że za pożarem Amazonii stoją właśnie ci ostatni, którzy w ten dość niehumanitarny sposób postanowili zablokować, i tym samym wyrzucić z dzikiego serca świata zachłannych na naturalne bogactwo bankierów i przedsiębiorców.
