Tąpnęło mocno na Bliskim Wschodzie. Armia turecka ruszyła na Syrię.
Poinformował o tym ok. godz. 15.00 prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan, jak również syryjska agencja prasowa SANA. Oficjalnie Turcy chcą zniszczyć kurdyjski "korytarz terroru". W tym dziele wspierają ich pro tureckie bojówki syryjskie. Trwa ostrzał artyleryjski oraz naloty na pozycje Kurdów. W związku z atakiem Turcji na Syrię kurdyjski prezydent Nechirvan Idris Barzani poprosił o pomoc Rosję w osobie ministra Ławrowa. Ławrow oczywiście wyraził poparcie dla Kurdów.
Tymczasem prezydent USA Donald Trump wycofał się na z góry bezpieczne pozycje, bo ogłosił że "Amerykańskie stosunki z Turcją, partnerem NATO i handlowym, są bardzo dobre. Turcja ma już dużą populację kurdyjską i całkowicie rozumie, że chociaż w tej części Syrii pozostało tylko 50 amerykańskich żołnierzy, którzy zostali usunięci, wszelkie niewymuszone lub niepotrzebne walki Turcji będą druzgocące dla ich gospodarki i bardzo delikatnej walut. Pomagamy Kurdom finansowo oraz dostarczamy im broń. Turcja jest ważnym członkiem NATO o dobrej opinii. Być może jesteśmy w trakcie opuszczania Syrii, ale w żaden sposób nie porzuciliśmy Kurdów, którzy są wyjątkowymi ludźmi i wspaniałymi wojownikami."
Donald Trump spotka się z prezydentem Turcji Erdoganem 13 listopada w USA.
I tak to wśród serdecznych przyjaciół tureckie psy kurdyjskiego zająca zjadły, bo w tym wypadku wspomniane poparcie Moskwy dla Kurdów można jedynie o kant przysłowiowej de potłuc, albowiem Rosjanie mają z Ankarą sojusz, mimo zestrzelenia przez armię turecką rosyjskiego samolotu wojskowego.
Pomyślałem sobie dodatkowo, że w miejsce Kurdowie, można też sobie wpisać słowo "Polacy" i może być podobnie, a może się mylę?