zerokultury zerokultury
1015
BLOG

Butem w mordę #2

zerokultury zerokultury Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 74

Ordnung muss sein

 Radio Westdeutscher Rundfunk powiedziało, że niemiecka Polizei jest instytucją, która cieszy się największym zaufaniem wśród społeczeństwa. Osiemdziesiąt siedem procent nagabniętych Niemców podobno z własnej woli zadeklarowało zaufanie do stróżów porządku. Policja w tym rankingu ma więcej punktów niż wojsko.

 Komunikat z miejsca trafił mnie wprost we wspomnienie dowcipu, że prawdziwy Niemiec gdy się skaleczy, to z rany nie sączy mu się krew, lecz zielona policyjna farba. Od razu też zapragnąłem zaklasyfikować wszystkich Niemców jako zastraszonych donosicieli bez kręgosłupa moralnego i w ten sposób raz na zawsze wyrobić sobie właściwe zdanie na ich temat. Na szczęście odór hipokryzji wyrwał mnie z tej wewnętrznej galopady bredni. Jakby ktoś pytał – hipokryzja śmierdzi siarką.

 Dla nas Polaków, zwłaszcza tych, których choć częściowo edukowano w poprzednim systemie, zaufanie do policji to oksymoron. Zwyczajnie nie mieści nam się w głowach posłuszeństwo wobec systemowego funkcjonariusza. Nikt nie zapyta policjanta o drogę, nie poprosi o zapalniczkę ani wezwie patrolu bez absolutnej konieczności. Podczas kontroli myślimy tylko o tym, za co zostaniemy ukarani, bo doskonale pamiętamy, że wystarczy odrobina chęci i znajdzie się paragraf na każdego.

 Podejrzliwość wobec przedstawicieli aparatu państwowego jest pomiędzy Odrą i Bugiem tak naturalna jak oddychanie. Wrosła w polski genom i stanowi naszą integralną cechę narodową. Nieposłuszeństwo wobec władzy, które przychodzi nam tak łatwo, bez zastanowienia, stawiamy sobie za punkt honoru. Z kolei dowolny przejaw posłuszeństwa, czy nie daj bóg służalczości wobec aparatu państwowego z automatu spotyka się z pogardą.

 W Niemczech jest inaczej. Miejscowi niemal ochoczo wypełniają policyjne zalecenia, wzywają radiowóz do najmniejszej nawet stłuczki i dzwonią po patrol jeśli balanga u sąsiadów nie skończyła się punktualnie wraz z nadejściem ciszy nocnej. Wydaje się, że oni naprawdę szczerze wierzą w Ordnung wspomagany policyjnym autorytetem kaliber dziewięć milimetrów.

 W poprzednim mieszkaniu spotkana na korytarzu sąsiadka z dołu kłaniała się nisko i rozpływała w pozdrowieniach, po czym w domowym zaciszu pisała donos za donosem i całymi seriami słała do sekretariatu spółdzielni mieszkaniowej. A to, że za głośno tupię, a to, że za wcześnie wstaję, a to, że rower stoi nie tam, gdzie powinien. Spółdzielnia natomiast upominała mnie raz po raz, również listownie. Cała sytuacja wydawała mi się niezmiernie zabawna; wyobrażałem sobie owe niedorzeczne ilości papieru, farby w drukarkach, prądu i ludzkiej pracy, które zostały zmarnowane na potrzeby tej absurdalnej farsy. Bo przecież pomijając już samą idiotkę sąsiadkę, musiała w tym wziąć udział cała masa ludzi: listonosz, pracownik sortowni listów, pani z sekretariatu spółdzielni mieszkaniowej i tak dalej. Ktoś musiał również wyprodukować samochody, którymi tę korespondencję transportowano, wydobyć ropę naftową na paliwo, czy ściąć drzewa na papier. Wszystko w trosce o mój dobry humor - żebym mógł się szczerze uśmiać czytając kolejne upomnienia.

 Zabawa skończyła się, kiedy Hugo wyjaśnił mi w kilku krótkich słowach, że jeśli nie zareaguję, i to jak najszybciej, to będę sobie musiał poszukać nowego mieszkania, bo sekretariat spółdzielni mieszkaniowej po kilku pisemnych upomnieniach wypowie mi umowę najmu. Porozmawiałem więc z sąsiadami i spółdzielnią i sprawę ostatecznie rozwiązano, ale cała sytuacja nauczyła mnie, że Niemcy ufają nie tylko Policji ale i biurokracji, która w kraju Goethego rozrosła się do rozmiarów monstrualnego absurdu.

 Wszystko bez wyjątku jest obwarowane setkami przepisów, umów, powiadomień, zaświadczeń, meldunków, rozliczeń i kserokopii. Urzędowa korespondencja piętrzy się w każdym zakamarku i wypływa potokiem formularzy z szuflad, szafek i komód. Jedyną zadowoloną z tej sytuacji wydaje się być moja kotka, która z upodobaniem surfuje na grzbietach papierowych fal i nurza się między koperty w nadziei upolowania czegoś interesującego.

 Trochę się wyzłośliwiam nad formalistycznymi Niemcami, ale istnieje oczywiście i druga strona medalu. Ktoś przecież jest bohaterem sąsiedzkich donosów, ktoś ośmiela się głośno imprezować po dwudziestej drugiej, ktoś w końcu buchnął Hugo skuter. Olbrzymi system socjalny utrzymuje całkiem sporą grupę meneli i wszelkiego rodzaju krętaczy.

 Menele, jak powszechnie wiadomo, mają swój własny kodeks, jeśli jednak idzie o stricte menelskie zdolności, pewien polot, to tutejsi również odbijają się od policyjnego muru. Nasi menele, pomijając już romantyczny rozmach, potrafią mieć panów policjantów zwyczajnie w dupie. Niemieccy kloszardzi stają na baczność i posłusznie dają się pacyfikować, czasem tylko burkną pod nosem niezrozumiałą skargę. Wydaje się, że coś silniejszego od nich samych, od honoru i alkoholowego rauszu nie pozwala im przekroczyć granicy, której nasze chłopaki, nauczone doświadczeniem wielu pokoleń, zdają się zupełnie nie zauważać.

 Niemcy to taki dziwny kraj, w którym niemal każdy nosi w sobie bolesne poczucie obowiązku, w ostatecznym rozrachunku ważniejsze od osobistego interesu, który jest gotów poświęcić tylko po to, żeby dać drugiemu nauczkę. To tutaj bardzo ważne: wszyscy pouczają wszystkich, kiedy tylko nadarzy się okazja i z dumą noszą na twarzach piętno zimnej satysfakcji. Satysfakcja jest zimna, a poczucie obowiązku, jak napisałem wcześniej – bolesne. Mam wrażenie, że w istocie pod płaszczykiem wyższej konieczności kryją się pobudki zwyczajnie małe i egoistyczne, co – jak sobie wyobrażam – musi uwierać sumienie jak kamień w bucie.

 Ostatecznie nic mi do tego, jaki kto ma charakter i z jakich powodów, sam jestem daleki od ideału, a z każdym rokiem zauważam nowe rysy na moim i tak już dość żałosnym autoportrecie. Z drugiej strony – czy ten instynktowny formalizm nie stanowi cechy, która czyni Niemców takimi jakimi są?

 Ordnung muss sein to doktryna potrzebna Niemcom do sprzedawania światu german quality, produkowania świetnych (i drogich) samochodów i budowania najlepszych na świecie autostrad. To złota zasada, która stanowi ważny element tożsamości narodowej. Ma swoje konsekwencje, o czym na pewno jeszcze napiszę, ale w dużej mierze czyni naszych zachodnich sąsiadów Niemcami. Może i dobrze.


zerokultury
O mnie zerokultury

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (74)

Inne tematy w dziale Polityka