Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
62
BLOG

Widziałem i słyszałem, jak głosowali. Było chwilami zabawnie.

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 42

Oprócz wiadomego już wszystkim wyniku głosowania w sprawie Expo, mam jeszcze dwie wiadomości - jedną dobrą, a drugą złą. Od której zacząć? Od dobrej? 

No to zacznę od złej. Otóż minionego wieczoru w Palais des Congrès przekonałem się, że jestem człowiekiem bezbarwnym, niepozornym, nie rzucającym się w oczy, a być może nawet całkiem przezroczystym. Dobra wiadomość to to, że dzięki tej przezroczystości mogłem siedzieć sobie spokojnie (no, w miarę spokojnie) w sali w Palais des Congrès, podczas decydującego zebrania i głosowania Biura Wystaw Międzynarodowych. I nagrywać dźwięki dla radia.

Posiedzenie to było zamknięte dla prasy, he he!!! A nagrałem je prawie w całości, he he!!!

Po prostu czasem warto być nieposłusznym.

Gdy skończyły się prezentacje trzech miast - najpierw Wrocław, potem Yosou, a na koniec Tanger - prezydent Biura Wystaw Międzynarodowych, pan Wu Jianmin powiedział, by teraz wszyscy wyszli z sali. Potem zaś będą wpuszczaniu tylko oficjalni delegaci i dyplomaci, a dziennikarze nie mają prawa wstępu na tę część obrad, podczas której odbędzie się głosowanie. 

Postanowiłem zignorować rozkaz pana prezydenta i stanąłem sobie w pobliżu pracujących w sali techników od dźwięku, oświetlenia itd. Ludzie stopniowo wychodzili z sali, technicy krzątali się, a ja sobie obok nich stałem. Gdy sala była pusta, ogłoszono, że technicy pracujący dla poszczególnych miast również mają wyjść, a zostać mogą tylko ci nieliczni, którzy pracują dla Palais des Congrès. Okazało się, że stałem, wcale się nie ukrywając, właśnie przy tych z Pałacu. Potem po sali zaczęli chodzić różni ludzie, którzy sprawdzali, czy wszyscy wyszli. Przechodzili kilkakrotnie obok mnie i nie zauważali mnie. Miałem powieszony na szyi magnetofon, w dłoni trzymałem mikrofon, i udawałem obojętność.

Dwukrotnie pytali szefa tych pałacowych techników, czy taki i taki osobnik, to ktoś z jego ekipy. Szef odpowiadał, że nie, i delikwent musiał wychodzić. A ja stałem w odległości mniej niż metra od tego szefa, i o mnie nikt nie zapytał! Pewnie ci wyrzucający myśleli, że pracuję z szefem skoro stałem tuż obok niego. A co szef myślał, nie mam zielonego pojęcia. Potem, gdy sala była już pusta (nie licząc tych kilku techników i mnie, he he!!!) prezydent ogłosił, że delegacje i dyplomaci mogą wchodzić. Gdy fotele zaczęły się co nieco zapełniać, i ja sobie usiadłem. I byłem już wtopiony w tłum delegatów, choć w dalszym ciągu miałem na szyi zawieszony magnetofon a w garści mikrofon. 

Mam wrażenie, że byłem prawdopodobnie jedynym dziennikarzem w tej dużej na kilkaset osób sali. Skutek tego był taki, że mogłem przekazać do radia info o wyniku pierwszej tury głosowania sporo wcześniej niż inni. Miło mi było przeczytać potem w domu relację na przykład w Wyborczej, o tym jak to dziennikarze musieli czekać za drzwiami i że ochroniarz nawet zabraniał im zaglądać przez dziurkę.

Przez cały czas nagrywałem na wcale nie ukrytym magnetofonie, i od czasu do czasu rozmawiałem przez telefon z radiem. Od taka szczeniacka przyjemność nieposłuszeństwa. Niestety w radiu nie ma czegoś takiego, jak lajf poza dziennikami o pełnej godzinie. A byłaby jeszcze lepsza bomba, gdybym sobie przebieg tego tajnego posiedzenia opowiadał na żywo przez telefon prosto z sali, w której nie miałem prawa być. Gdyby istniało w publicznym radiu coś w rodzaju France-Info, czyli kanał czysto informacyjny, wszedłbym na antenę o jakiejkolwiek godzinie, a tak to nie. Nie można burzyć rozkładu jazdy. A byłobyto bardzo fajne. Trudno. Ale i tak radio ma ode mnie nagrany przebieg posiedzenia z paroma dość znamiennymi szczegółami. Pewnie to teraz gdzieś sobie chodzi po antenach.

Przebieg głosowania był zaskakujący. Wszyscy chyba wiedzą, że był problem z krajami, które wstąpiły w ostatniej chwili do BIE i mogły głosować, choć nie miały okazji zapoznania się porządnie z kandydaturami. Tych nowych członków na szybko promowali głównie Koreańczycy i trochę też Marokańczycy. Podczas polskiej prezentacji Rafał Dutkiewicz gorąco namawiał te świeżo przyjęte kraje, by wstrzymały się od głosowania. 

A jak wyglądało to podczas głosowania? Otóż z samego jego przebiegu wynikało, że wstrzymanie się od głosowania było praktycznie niemożliwe. Gdy wszyscy delegaci pobrali już elektroniczne urządzenia do głosowania ( w Wyborczej pisali, że pobierali kartki do głosowania, ale oni oglądali to przez dziurkę w zamku, więc to normalne), najpierw wytłumaczono, jak należy się posługiwać ową maszynką. Przedstawiciel biura mówi, że są do wyboru trzy przyciski, bo każdy delegat ma do wyboru jedną z trzech kandydatur. Tłumaczący nie wspomina w ogóle o opcji "wstrzymanie się od głosowania". Nie wiadomo, jak to się robi.

Prezydent ogłosił, że zaczyna się głosowanie. I znowu powtórzył, że jest do wyboru przycisk A, lub B, lub C. Znowu nic od możliwości wstrzymania się.

Gdy zaczęło się głosowanie, szło to dość sprawnie. Na ekranie można było obserwować rosnącą liczbę tych, którzy już oddali głos. Było tam 140 delegacji. Jednak gdy do liczby 140 oddanych głosów brakowało już ich tylko kilkunastu, zaczęły się opory. Liczba oddanych głosów wzrastała bardzo powoli. Jakby niektórzy nie mieli ochoty głosować, albo nie wiedzieli na kogo.

Ale panowie z BIE cisnęli. Jeden z nich mówi po prostu do mikrofonu: "Mamy już 132 głosy. Jest państwa 140. Czekamy więc, aż będzie 140 oddanych głosów, i wtedy ogłosimy wyniki". Ciekawe, prawda? W dalszym ciągu ani słowa o możliwości wstrzymania się. 

Liczba na ekranie powoli, mozolnie wzrastała. Gdy po dobrych dziesięciu minutach wyczekiwania było już 139, a więc brakowało tylko jednego głosu, przedstawiciel Biura ponownie odezwał się, pogrzebawszy w swoim laptopie. "Jeszcze nie zagłosowała osoba, która ma urządzenie numer 105. Proszę tę osobę, by sprawdziła, czy na pewno dobrze nacisnęła na przycisk."

I proszę sobie wyobrazić, że właśnie wtedy, gdy zagłosowało już 139 spośród 140 delegatów, ów przedstawiciel Biura przypomniał sobie (choć niejasno) o możliwości wstrzymania się. I powiedział do mikrofonu: "Jeśli ktoś chce się wstrzymać, to hm... myślę, że to jest możliwe". I zaraz potem prezydent we własnej osobie pyta: Czy ktoś chce się wstrzymać? Przypominam, było to w momencie, gdy oddano już 139 spośród 140 głosów! 

Czekamy dalej, aż ta 140 osoba posiadająca pudełeczko do głosowania numer 105 skróci nasze męki. I wreszcie jest, zdecydował się, na ekranie pojawiła się liczba 140. Ludzie tak mieli dość tego czekania, że urządzili temu anonimowemu sto czterdziestemu delegatowi prawdziwą owację z okrzykami.

Potem wynik został podany szybko i gładko. Wrocław 13. Klops zupełny. Rafał Dutkiewicz czule ściskał ludzi ze swojej ekipy, polska delegatka w BIE rozpłakała się. 

Jutro jeszcze coś o tym dopiszę, bo było jeszcze pare innych ciekawych momentów.  

Proszę mnienie budzić przed godziną 11.

A jutro spróbuję się dowiedzieć, gdzie składa się podanie o nagrodę Pulitzera. Może ktoś wie?... 

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka