Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
59
BLOG

Jeszcze parę drobiazgów z głosowania w sprawie Expo

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 10

Najważniejsze rzeczy już opowiedziałem w poprzednim wpisie. Teraz zatem tylko parę wspomnień na marginesie.

Podczas polskiej prezentacji wystąpienie Romana Polańskiego, choć sympatyczne, było raczej mało porywające. Ot poopowiadał sobie o wspomnieniach z dawnych lat, z bardzo umiarkowanym entuzjazmem, i to było wszystko.

Jeżeli już mówimy o ostatnich prezentacjach trzech miast, Koreańczycy zrobili coś dziwnego. Otóż pokazali na przykład film ze scenkami z przyszłej wystawy, w których to scenkach prawdziwi ludzie spacerowali sobie w wirtualnym świecie. Tyle tylko, że w tym wirtualnym świecie nie było ani jednego Azjaty. Same europejsko-amerykańskie twarze i oczywiście takież stroje. W Yeosu przechadzały się tabuny blondynów i blondynek z ładnymi blond-dziećmi. Jakby Koreańczycy starali się schować gdzieś swoją azjatyckość. Ich film był zresztą zrobiony bardzo porządnie, ale w strasznie hollywoodzkim stylu. Muzyka i zdjęcia przewidywalne. I zakończyli prezentację - już na scenie - oczywiście wyciskaczem łez. Dziecięcy chórek śpiewał "We are the world". I oczywiście dzieci trzymały w rękach plansze z literami, które ułożyły się w napis w rodzaju "bardzo chcemy expo" itp. Trochę tandetne to było, ale wystarczyło.

Najlepszą prezentację, przynajmniej w sensie artystycznym, pokazał tym razem Tanger. Była to kandydatura nie tylko Maroka, ale całej Afryki, bo Expo nigdy jeszcze nie odbyło się na tym kontynencie. A więc w prezentacji dużo było takich mieszanych elementów arabsko-murzyńskich. Świetnie śpiewali. Była bardzo udana scena tańca, w którym symbolicznie pokazana była scena zalotów między czarnoskórym mężczyzną a arabską kobietą. Bardzo sympatyczne i dobrze zatańczone. Podobało się widzom.

Wrocław miał prezentację średnią, ale już pisałem ostatnio, że polska delegacja postawiła raczej tym razem nie na młodzieńczą werwę, lecz na spór odnośnie głosów nowych członków. Ze znanym skutkiem. Lech Wałęsa na ekranie nie wywołał już takiej furory jak Lech Wałęsa na żywo podczas poprzedniej prezentacji. Donald Tusk - również na ekranie - powiedział swoje co trzeba, ale tłumów nie porwał. 

I jeszcze na zakończenie scenka już po ogłoszeniu rezultatów, gdy nasza delegacja wyszła na hallu i zorganizowała tam konferencję prasową. Poniższe uwagi nie mają już zresztą nic wspólnego z Expo, ale dotyczą wewnętrznej organizacji dziennikarskiego stada w tego typu okolicznościach. Byłem dość zaskoczony.

Podczas tej konferencji stanąłem obok Rafała Dutkiewicza, trochę z tyłu, by podetnąć mu mikrofon. W związku z tym miałem niejako przed sobą osoby z mikrofonami i z kamerami telewizyjnymi, w sumie dość duży tłumek złożony wyłącznie z polskich dziennikarzy. 

I przez cały czas trwania tej konferencji jakoś nie mogłem wczuć się w żałobną atmosferę tylko krztusiłem się ze śmiechu. Oto bowiem miałem przed sobą na pierwszym planie spory tłumek osób trzymających mikrofony. Wszystkie te osoby były zgięte wpół, bo za nimi, na drugim planie stali operatorzy różnych telewizji z kamerami. Sympatyczna Magda Tadeusiak już nie mogła wytrzymać, chwilami przykucała, chwilami siadała na podłodze, potem znowu wstawała, ale zaraz potem z tyłu ktoś syknął, że ma się pochylić. Współczułem, choć cała ta scenka była w sumie dość zabawna. 

Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem, żeby stado dziennikarskie we Francji (a często są to stada międzynarodowe) w tego typu okolicznościach, to znaczy podczas improwizowanych konferencji prasowych, organizowało się w taki właśnie sposób. Nikt się nie zgina. Każdy stoi normalnie, a operatorzy kamer jeśli stoją z tyłu, jakoś muszą sobie radzić. Albo się trochę poprzepychają, albo podniosą kamerę wyżej, albo wcisną między stojącymi przed nimi. 

I w sumie pomyślałem sobie, że nie jest to rzecz błaha, i to z dwóch powodów.

Po pierwsze, zadawanie pytań przez dziennikarza z pozycji zgiętej, wpół zgiętej, przykucniętej, przyklękniętej lub siedzącej na podłodze, daje zapytywanemu pewną symbliczną przewagę. Osoba pytająca nie wygląda poważnie i to może w jakiś sposób przenosić się na styl rozmowy. Warto przy tym przypomnieć, że Rafał Dutkiewicz nawet po tak dotkliwej klęsce w dalszym ciągu liczył co najmniej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, a więc kontrast był tym bardziej karykaturalny.

Po drugie, łatwo zauważyć, że te wszystkie zgięte wpół osoby trzymające mikrofony, to kobiety, a wyprostowane i stojące z tyłu osoby z kamerami - to wyłącznie mężczyźni. A więc kobiety nie tylko są zgiąte wpół przed przepytywanym politykiem, ale również przed stojącymi za nimi mężczyznami. Czy koleżanki po fachu naprawdę powinny akceptować coś takiego? Może jest to jeszcze jedna symboliczna Bastylia, którą warto by zburzyć? 

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka