Zaczyna się długi i z pewnością pasjonujący proces wyboru nowego prezydenta USA. Zastanawia mnie tak często widziane u komentatorów rozumowanie: Pan X to świetny kandydat, bo ma już 80 milionów dolarów. Ale pani Y jest jeszcze lepsza, bo zebrała już 100 milionów. Ale prezydentem zostanie prawdopodobnie pan Z, bo składki hojnych dawców na jego kampanię już wynoszą 120 milionów.
Rodzi się zatem niepokojące pytanie: kto wybiera prezydenta USA? Bankierzy i przemysłowcy, czy Amerykanie?
Oczywiście te ogromne sumy pieniędzy idą głównie na reklamówki i wybory stają się igrzyskami specjalistów od reklamy, sprzedających kandydata tak jak sprzedaje się proszek do prania. Już od paru miesięcy znaczna część komentarzy na temat amerykańskich wyborów to w rzeczywistości komentarze na temat ich reklamówek. A to że dla pana X znaleziono fajny chwyt propagandowy, albo że panią Y postawiono przed ładnym tłem, albo że pan Z został sfilmowany, gdy całował wyjątkowo wdzięcznego dzidziusia.
Zresztą, również podczas ostatnich wyborów w Polsce zauważyłem, że wiele dyskusji i komentarzy dotyczyło właśnie tego, jaki to nowy filmik wykombinowali panowie od reklamy, by pokazać marketingowy urok swojego kandydata lub dołożyć przeciwnikowi.
Zastanawiam się, czy istnieje jakiś związek między tym finansowo-reklamowym podejściem do wyborów a faktem, że w USA głosuje regularnie zaledwie 50 procent wyborców, i że w Polsce jest niewiele lepiej.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka