zjemcichleb zjemcichleb
1632
BLOG

Moja żona to leniwa feministka.

zjemcichleb zjemcichleb Polityka Obserwuj notkę 9

Moja żona jest feministką. W dodatku feministką "pełną gębą". Zaczytuje się w felietonach Szczuki, udziela się na portalach feministycznych, wybierze się czasem na jakąś manifestację jeśli jest akurat w okolicy. Keidyś była normalna, kobieca, a obecnie stała się wojowniczką o wyzwolenie kobiet. Staram się przymykać na to oko, w końcu sam mam swoje hobby, które niekoniecznie musi jej odpowiadać, tudzież lubię wybrać się z samymi kolegami, na biwak piwny więc czemu i ona nie miałaby czasem się gdzieś wyrwać sama i spędzić czasu inaczej, niż z dzieckiem w domu...

A właśnie, wspomniałem o dziecku. Otóż moja żona, feministka, jest również matką. Ja jestem ojcem. Typowa rodzina. Ja pracuję i zarabiam na utrzymanie domu i wyżywienie, żona natomiast zajmuje się domem i dzieckiem.

Tutaj właśnie zaczynają się schody i przysłowiowy "pies pogrzebany". Otóż od momentu w którym dziecko nasze ukończyło pierwszy rok życia, staram się "wypchnąć" swą luba do pracy. Niestety syn ma już ponad 3 latka i nadal mi się to nie udało. Na początku byłem delikatny i zaczynałem od drobnych sugestii typu: "Kochanie, myślę że już pora zacząć szukać pracy, mały da już radę z opiekunką albo dziadkami". Później zaczynałem się niecierpliwić, rozpoczęły się kłótnie, krzyki, awantury, obietnice i zapewnienia o rozpoczęciu poszukiwań, by po 3 wysłanych CV bez odpowiedzi, stwierdzić że nie ma pracy na rynku (swoją droga ciekaw jestem ilu więcej takich "bezrobotnych" mamy w kraju).

Moje argumenty to jak grochem o ścianę i na końcu i tak wychodzę na nieczułego drania i chama ostatniego, co to chce matkę z dzieckiem rozdzielać.

Już nawet nie chodzi o to że jakoś panicznie potrzebujemy pieniędzy, bo na szczęście ich nie brakuje, jednak powiem szczerze że nie imponują mi jakoś szczególnie "kury domowe" i nie taka była "umowa".

Założenie było takie, że pracujemy razem, jak równy z równym, po roku od narodzin dziecka. Coś nie wyszło...

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że powoli rozpoczyna się temat drugiego dziecka. Teraz co? Zgodzę się i kolejne 3 albo 4 lata życia na moim garnuszku? A może chodzi o to, żeby to już tak na stałe? A jak się nie zgodzę to co? Znajdzie sobie innego, który na to pójdzie?

 

Czemu to piszę? Zapewne większość się domyśla. Gdzie tutaj ten cały "feminizm" ja się pytam? Gdzie to wyzwolenie? Niezależność? Gdzie ta walka o prawa kobiet, w momencie w którym to ze mnie robi się konia pociągowego? Ja się pytam... O co ta walka? O to żeby mieć pełne prawo, byczyć się w domu za moją pensję, a w momencie w którym wyrażę swoje niezadowolenie z tego powodu, zarzucić mi ?

Feministki mają ciekawe podejście. Zasada "Mój umysł, moje ciało, mój wybór", czasem, mam wrażenie, istnieje jedynie wtedy gdy ma zapewniać im przywileje. Gdy trzeba dać coś od siebie, kończą się zasady, a najbardziej wojownicza feministka zamienia się w kurę domową i jeszcze narzeka czasem jaki to los ciężki i że prać i gotować musi. Prawdziwe średniowiecze... Niech się poużera z moim szefem, gdy termin skończył się 2 dni wcześniej, a praca wykonana w połowie, bo po powrocie z pracy przecież trzeba pomóc jeszcze przy dziecku. Chętnie się zamienię.

Jeszcze zechciej się tu mężczyzno "wyzwolić" i nie zostań przy tym nazwany tyranem i chamem, co chce rozdzielać rodzinę i krzywdzić dziecko, które bez matki, pozostawione na pastwę innych dzieci w żłobku, zapewne dozna trwałego uszczerbku na psychice oraz urazu do rodzicieli, którzy porzucili je w tak młodym wieku. Biedne, miliony krzywdzonych rok w rok dzieciaczków. Mam nadzieję, że pozwolenie na uczęszczanie do szkoły uda mi się wynegocjować... Tylko nie wiem w czyim interesie będą prowadzone te negocjacje. Żony, czy dziecka?

zjemcichleb
O mnie zjemcichleb

Zwykły.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka