Duda powinien wyrazić zaniepokojenie stanem demokracji w USA, jeśli nie teraz, to przy najbliższym spotkaniu z Bidenem.
Urzędujący prezydent USA stwierdza, że w kilku stanach wybory zostały sfałszowane. Wtóruje mu Rudolf Giuliani, który stwierdza, że głosowały osoby nieżyjące od 20 lat. Ponadto do obserwowania liczenia głosów nie dopuszczono mężów zaufania Trumpa.
Stacje telewizyjne w USA przerwały nadawanie przemówienia własnego prezydenta, pod pretekstem, że kłamie. Nawet, gdyby rzeczywiście kłamał - na co żaden dziennikarz nie przedstawił dowodu - to należałoby puścić całe przemówienie prezydenta, a dziennikarz ma prawo je co najwyżej skomentować. Inaczej nie jest dziennikarzem, lecz cenzorem i propagandzistą.
Media ogłosiły zwycięstwo Bidena, choć proces liczenia głosów nie został ukończony, nie ogłosił tego jeszcze żaden z decydujących, wahających się stanów, a prawidłowości wyborów nie ocenił jeszcze Sąd Najwyższy.
Tak właśnie wygląda "demokracja liberalna" - przypomina "demokrację ludową" za PRL, a nie prawdziwą demokrację.