W każdej relacji z katastrofy czy kataklizmu – informacja, że na szczęście nie było wśród ofiar obywateli polskich, lub (z nutą niepokoju) że nie wiadomo, czy ucierpieli Polacy. Nic dziwnego, powiecie, naród ma być informowany, czy jego członkowie, itd.
Kilka dni temu, że zima w Alpach uniemożliwia wyjazd do kraju kilkunastoosobowej grupie, która spędzała tam ferie. Samochody zasypane, konsulat już powiadomiony, może wyślą po nich autokar.
Troska o rodaka, by go sprowadzić na polską ziemię, gdy na jakieś wakacyjne wojaże wyjechał z nierzetelnym biurem.
Informacje MSZ z radami dla obywateli, by nie udawali się w miejsca, gdzie konflikty.
A misjonarze w Republice Środkowoafrykańskiej, z zapewnioną możliwością ewakuacji. No, USA nie jesteśmy, śmigłowców kawalerii powietrznej nie wyślemy, Gromu też tam nie rzucimy. Ale nie wyjadą, u diaska, mimo że wiedzą iż nikt im przecież nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa.
Zanim usłyszę popiskiwanie na rząd nieudolny, beznadziejnego ministra spraw zagr. – to zupełnie nie o to chodzi.
Nie potrafię przestać o nich myśleć. Bo dokonali wyboru. Będą tam, bo są potrzebni, bo ludzie ich potrzebują, bo stanowią jakąś namiastkę poczucia bezpieczeństwa dla tych, którzy im zaufali. Bo ludzie nie mają nikogo prócz nich.
Przypominam sobie tę sytuację z Algierii, Francuzi, zakon kontemplacyjny bez ambicji nawracania, kilka osób, w muzułmańskim społeczeństwie. Leczyli ludzi.
Powiedziano im wyraźnie: „nie możemy zapewnić wam bezpieczeństwa, wyjedźcie”. A oni codziennie podejmowali decyzję, by trwać. Skończyło się tragicznie, zostali najpierw porwani, później zgładzeni. Ludzie z okolic miejsca gdzie był ich klasztor pamiętają o nich. Tyle. Tylko czy aż.
Pamiętam film o nich, i tę scenę, gdy w końcu przyszli ich zabrać, a jeden po prostu wlazł pod łóżko, ze strachu. I przeżył.
Nie poleci po nich powietrzna kawaleria, do środka Afryki, gdzie bojówki muzułmańskie i bojówki chrześcijańskie, gdzie spirala zemsty. Nawet gdyby przylecieli po nich, oni mają wolę nie zostawić tych ludzi, którzy im zaufali. Godzą się podzielić ich los. Nie umiem przestać o nich myśleć.
A gdzie, do licha mieliby wracać? Do prześcigających się w wysiłkach by drugiego zniszczyć? Do kraju wielkich pomników Chrystusa i papieża, któremu nadano imię Wielki, jakiego sam sobie nie obrał? Do talibów zaczynających od formułki „niech będzie pochwalony…i Maryja zawsze dziewica” i na tym samym oddechu dających upust? Po to mieliby tu wracać?
Póki co, są tam, żywi, pośród ludzi, którzy naprawdę się źle mają. Innego od nich koloru skóry, innej kultury, innego pojęcia ubóstwa. Pomyśl o nich, chociaż przez chwilę, nawet jeśli słusznie trapi cię eklezjogenna nerwica. Tyle możesz.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo