niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
320
BLOG

„gdzie indziej szukać poezji” albo trwanie sadu

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Siedziałem z porterem w dłoni na ławce prze biurem pani sołtys. Dobre miejsce na szukanie poezji, takie z „Baru na Stawach” Bellona: wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa/ tępo spod dacha popatrzył/ nie mieści mu się w głowie służbowej/ że można wypić na czczo.

 Robert Kasprzycki napisał tekst o Bellonie. Ten tekst krążył mi już w żyłach od kilku dni: Jego [Bellona] „my kontra świat” było przejawem nie tyle rejterady, co kapitulacji na własnych warunkach: propagandowy świergot mediów, „w atmosferze szczebiotu oraz własnego zrozumienia”, który Stanisław Barańczak potraktował jako materię poetycką, Bellon w całości odrzucił, wybierając ucieczkę do, jak to nazwał Harasymowicz: „kraju  łagodności”. […] Dla ówczesnej „władzy” ów wybór, Góry zamiast Miasta, zakrawał na prowokację. Tak, Bellona i jego przyjaciół można było tolerować, ale nie wspierać. Dodatkowo w Bellonowskiej wizji poetyckiej Miasto było XIX-wiecznym ‘la cité infernale’, w którym ludzie, jeśli nie umierają, to obumierają. Dopiero później potrafił je oswoić, poprzez powtórną lekturę Harasymowicza, tym razem jako piewcy „Baru na Stawach” – z bruku, asfaltu i murów czyniącego rodzaj Pogranicza, równie ciekawego i inspirującego.

Siedziałem tedy z piwem przed biurem władzy, niedziela, przed strażnicą wielki drewniany święty Florian z drzewcem flagi w ręku, do otwartego sklepu co chwila ktoś podjeżdżał po zapas płynnego paliwa pod grilla. W połowie portera skonstatowałem, że nie znajdę poezji w tych odświętnych – przed mszą lub po mszy – klientach sklepu. Oni pomiędzy uroczystością a po swojemu pojętą celebracją, ich „nie bierze” poezja doświadczania ograniczeń, doświadczania życia, doświadczania losu mleczarza, doświadczania bycia pomijanym.

Napisał Robert Kasprzycki przejmujący i głęboki tekst o Belonie, Jerzym Wojciechu Belonie, urodzonym w Kwidzynie w roku mało pańskim 1954, Belonie przez jedno ‘l’, mleczarzu przez czas jakiś i pijaku, jak tak wielu z nas; napisał z intencją odbrązowienia osoby która uległa ciekawej formie zmitologizowania – nie dość, że stał się bohaterem legendy zbudowanej przez siebie, to czytamy Go w perspektywie relacji innego poety – Adama Ziemianina, który pokazał nam „Bellona by Ziemianin”, posługując się własną poetyką i zasobem skojarzeń. […] Ziemianin nadał „ton”, namalował nam Bellona niemal wyłącznie jako Wiecznego Wędrowca z Apaszką Szamotaną Wiatrem – postać trochę odklejoną, trochę bajkową, posklejaną trochę z mitologii Ziemianinowej, trochę ze Stachurzanej, i aż się chce, kurka siwa, zawołać o obraz nie kolejnego „Majstra Biedy” (którym Bellon przecie nie był), ale Bellona żywego, podanego nie na letnio i cieplusio, ale ale na gorąco lub lodowato. Bo chyba był ktoś taki jak Wojciech Bellon, poeta rodem z Kwidzyna, sercem z Buska, zamieszkały na krakowskim Kaźmierzu?

Wstałem z tej ławki, o którą uprzednio otworzyłem portera, oddałem w sklepie, jak obiecałem a kaucji nie wzięto. Zabrałem się spod świętego Floriana, co cierpliwie patrzył na zakup materiałów ognistych, powlokłem z obolałym kolanem w górę, zostawiając coraz mniejszą strażnicę za sobą i poniżej. I powtarzałem jak mantrę słowa z „Baru na Stawach”, co je wiele lat już ze sobą noszę: chłopakom od sąsiedniego stolika, chyba z zawodówki pobliskiej, nagle się dziwnie zachciało, żeby te zgredy wyszli/ i wyszliśmy z Hnatowiczem, gdzie indziej szukać poezji.

 Poszedłem zanim komuś się dziwnie zachciało, żeby se zgred poszedł. A zachciewa się wielu, względem różnych „zgredów”.

Ładnie a i mądrze napisał Robert Kasprzycki, też w końcu pieśniarz i poeta, pod koniec swego tekstu: Bo w tym świecie to pisany ręcznie śpiewnik decyduje o tym, kto przetrwa, a jego użytkownicy jak średniowieczni kopiści z irlandzkich klasztorów, którzy przechowali mądrość starożytności, słowa pieśni, wciąż uparcie pozwalają tej mądrości wypłynąć na powierzchnię.

 Taką oto mądrość wziąłem od Belona, i idę z nią po cichu do swojego końca: zawsze jakimś „chłopakom od sąsiedniego stolika” może się dziwnie zachcieć „żeby te zgredy wyszli”. Wtedy trzeba się brać, gdzie indziej szukać poezji. Kapitulacja na własnych warunkach?

Jest jeszcze jedna mądrość wzięta z Belona: wyrąbali sady (nieważne kto wyrąbał) – niech w nas trwa sad. Tu nie ma kapitulacji, jest za to konstatacja, jaki jest świat dookolny i co można w nim zrobić: Więc stwórzmy sad własny po horyzont aż […] Więc spłodźmy go w znoju miłości.

Nie ma tu dychotomii niewinność – doświadczenie. Jest wołanie o „znój miłości”, który bolesnemu doświadczeniu nie pozwoli odebrać niewinności prostej wiary, czynienia świata pięknym, mimo wszystko. Chodzi o trwanie, wymiar wręcz eschatologiczny, o tworzenie sobą faktu, na przekór marazmowi otoczenia.

 Belon bez apaszki, bez patyny legendy. Wojciech B., co dokonał żywota za PRL-u w Chrystusowym wieku, jak zdarzało mu się zapowiadać, i – jak to Hnatowicz Jan określił – „zmarł na ciężki PRL”. Ważny jest fakt, że w nas trwa SAD.


inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura