Feterniak Feterniak
151
BLOG

Dziura w moście. Czyli znów o tczewskim moście wyborczym...

Feterniak Feterniak Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Nie wiem, czy przy takim natłoku ciekawych spraw ktoś pamięta jeszcze słynne „taśmy Neumanna” i  związaną z nimi sprawę tczewskiego, zabytkowego mostu – najstarszego istniejącego do dziś mostu wiślanego. Napisałem o tym w październiku dwie notki, wróżąc, że są sprawy, o których wyborcom trudno zapomnieć, bo samymi obietnicami takiego mostu dla przykładu nie idzie zbudować…

Reasumując  tę historię: zabytkowy tczewski most, od lat przez fachowców uważany za perełkę inżynieryjną (a mający jeszcze swój ważki historyczny epizod w wydarzeniach związanych z wybuchem wojny 1 września 1939 roku), od 2012 roku na wskutek fatalnego stanu technicznego jest nieprzejezdny. Od dwóch dekad jego właścicielem jest powiat, który co prawda zakasał rękawy by wziąć się za jego remontowanie (poprzedni porządniejszy remont to aż połowa XX wieku), ale którego na to po prostu nie stać. Ta sprawa od lat mocno ważyła na lokalnej polityce, bo właśnie mocne włączenie się w ideę odbudowy mostu w wariancie historycznym wyniósł PiS do władzy w powiecie tczewskim w 2014 roku. Na tyle, że choć z ogromnymi oporami, to minister Nowak w rządzie PO wymyślił system wsparcia remontu na zasadzie grantu od Warszawy, co pozwoliło na przeprowadzenie dwóch etapów  inwestycji: najpierw remontu trzech najstarszych przęseł, a potem wymiany kolejnych dwóch (co ciekawe najmłodszych) będących w stanie agonii…. A dokładniej drugi etap tak miał wyglądać, ale mimo, że most był mocno obecny w lokalnej kampanii wyborczej także w 2015 roku, a tczewski poseł Kazimierz Smoliński został wiceministrem infrastruktury w rządzie PiS, to w 2016 roku zaczęły się problemy. Najpierw zabrakło pieniędzy na wymianę owych przęseł i postanowiono najpierw zdemontować stare, a w kolejnym podetapie wstawić nowe. No i gdy w końcu zabrano się za rozbiórkę owych przęseł w zeszłym roku, w październiku tuż przed wyborami do gry wkroczył wojewódzki konserwator zabytków z Gdańska, którego nieskoordynowane, histeryczne i w sumie amatorskie działania nie dość, że zawiesiły w próżni całą inwestycję, to dość jednoznacznie pokazały wyborcom, że oto sprawa mostu stała się polem bitwy w wewnętrznej wojence regionalnego PiS.  Szerzej o tym pisałem w owych notkach z października 2019 roku.

Tu dodam tylko, że Generalna Konserwator Zabytków, mimo, że wiła się ponoć jak piskorz, nie była w stanie obronić decyzji swojego podwładnego z Gdańska i uchyliła jego postanowienie. A prokurator dowcipne w sumie oskarżenia w tej sprawie z hukiem oddalił. Remont wiosną mógłby ruszyć dalej. Jednak koszty samego zimowego zabezpieczenia mostu (wynoszące ponoć 111 tysięcy dziennie) „przeżarły” budżet całej inwestycji i w rok 2020 tczewianie weszli z kikutem jednego przęsła (drugie zdążono rozebrać) stojącym na tymczasowej podporze, pustką w kasie na inwestycje i z bólem głowy jak rozliczyć państwową dotację wobec jej niezrealizowania. Lokalni politycy PiS dość zmieszani wyborczymi rozstrzygnięciami z jesieni schowali w tej sprawie głowę w piasek, jeden poseł Kazimierz Smoliński jeno zapewniał jak mógł, że sprawy mostu nie odpuści, choć jego partyjni koledzy potrafili twierdzić, że to problem starostwa, wiec niech się samo martwi. Wieść gminna niosła, że cała ta sprawa była w sumie próbą „utopienia”  właśnie posła Kazimierza, a traktowanie sympatyzujących do tej pory mocno z PiS-em, mostowych społeczników przez urzędników z tej formacji, potwierdzało, że jest coś na rzeczy.

Tak jak jednak pisałem, o ile w wielu kwestiach różnorakie obietnice można jakoś zaczarować i tłumaczyć pięknymi słowami ich brak realizacji, to budowle mają to do siebie, że je widać. A most tczewski przedstawia dziś widok wręcz imponujący. Długa na ponad kilometr, ponad stu sześćdziesięcioletnia, przeprawa urywa się nad samym nurtem rzeki, gdzie brakuje półtora przęsła – ponad stu metrów mostu. Pechowo widok jest prawie identyczny jak z okresu wojny, gdy po wysadzeniu przez nasze wojsko przęseł nurtowych w 1939 roku, Niemcy ich do 1945 nie odbudowali. Póki była zima, a inwestycja formalnie trwała jeszcze to jakoś nie raziło. Potem przyszła pandemia i kwarantanna domowa. Ale jak w końcu maja ludzie wyszli na ulice i zaczęli znów bywać na tczewskim bulwarze nadwiślańskim (z pięknym widokiem na most) – pewnie najbardziej obleganym terenie rekreacyjnym w całym powiecie, to się posypało… Pojawiły się memy, aluzje, dowcipy i to powielane nawet przez ludzi sympatyzujących z Dobrą Zmianą. Na dodatek trafił się okres kampanii wyborczej, a mostowi aktywiści nie spali i zasypali sztaby kandydatów pytaniami o stosunek do pomysłu by most przejął jednak Skarb Państwa. Pechowo jeden z nich, Andrzej Duda, już się w tej sprawie wypowiadał w 2015 roku na tczewskim rynku deklarując, że most musi być odbudowany ze wsparciem państwa… A tu koniec pieniędzy, nad powiatem przez decyzję nieudolnego urzędnika wisi groźba ogromnej dziury budżetowej (nierozliczenie demontażu mostu oznaczało by zwrot ¼ rocznego budżetu starostwa), a most straszy dziurą.

I tu przechodzimy do sedna. Nie wiem jaki idiota odpowiada w sztabie Prezydenta za korespondencję w takich sprawach, ale gdy wszystkie inne sztaby dawno już odpowiedziały, mniej lub bardziej ogólnikowo na pytanie tczewskich bojowników o most (a cześć z nich to dziennikarze lokalnych mediów), to jeden sztab Andrzeja Dudy milczał jak zaklęty.  Nawet Witkowski z Trzaskowskim wyprzedzili Andrzeja Dudę w tej sprawie!  Lokalni zwolennicy opozycji poczuli krew i rzucili się jak wygłodniałe wilki. W ostatnim miesiącu mieliśmy wręcz lawinę obietnic,  pomysłów i biadoleń nad stanem państwa, które nie potrafi przeprowadzić tak prostej inwestycji jak remont najstarszego mostu przez królową „polskich rzek”, mającego na dodatek tak ważne historyczne znaczenie. A jakiś geniusz kazał jeszcze Prezydentowi obiecać budowę mostu właśnie przez Wisłę, tylko, że…. w Kozienicach. A on sam w swojej wędrówce po powiat tczewski dość wyraźnie ominął.

Najkrócej mówiąc w połowie czerwca w tym historycznie najbardziej pisowskim powiecie w województwie pomorskim (przypomnę te czasy, gdy to u nas była jedna, jedyna gmina i jeden, jedyny powiat rządzony przez PiS w całym regionie!) akcje Andrzeja Dudy stały tak nisko jak chyba nigdy. No i nie wiem co zadziałało. Czy niestrudzony poseł Smoliński  dotarł w końcu do kogoś inteligentnego w pisowskiej wierchuszce, czy ktoś z regionalnych strategów PiS w końcu obudził się z długiego snu. Ale nagle od tygodnia mamy kontratak ze strony ekipy Dobrej Zmiany, choć, charakterystyczne, że polegający głównie na składaniu obietnicy, że coś się „dobrego wydarzy”. Od samej europoseł Fotygi, po pisowskich radnych w powiecie, wszyscy jak jeden mąż nagle zaczęli się zarzekać, że jest pomysł by most w końcu wyremontować  i by znalazły się na to państwowe pieniądze. Co prawda na wstępie zaliczono wtopę, bo padła deklaracja, że pomysł polega na tym, by most przekazać marszałkowi, a ten ze wsparciem Warszawy da sobie w radę. A peowski Urząd Marszałkowski nie mógł nie skorzystać z okazji do  skomentowania, że nic takiego nie może mieć miejsca bo żadne ustalenia się nie toczą, a jakby teraz zacząć to hohoho czasu minie….

Czytam sobie te kolejne wystąpienia naszych parlamentarzystów, radnych i europosłów i się zastanawiam jak jest możliwe, że ktoś nie ogarnął tak prostej sprawy.  Widać od razu, że sprawa jest dziś robiona na zasadzie klasycznej kiełbasy wyborczej, bo nawet nie ma dziś pomysłu jak rozwiązać problem, który samemu się parę miesięcy temu wywołało.  Stąd tylko obietnice, że na pewno się go rozwiąże. PiS musi być tu  mocno pod bramką, bo nadstawia się na potężne ciosy politycznych przeciwników. Jak z obietnic nic nie wyjdzie, to kikut mostu będzie straszył pewnie do następnych wyborów, będąc świadectwem nieudolności władzy. Jak się jednak zmaterializuje, to ogłoszony dosłownie za dwie dwunasta, będzie przypominany jako przykład skutecznego nacisku społeczeństwa i polityków opozycji na nieudolną i odrealnioną od lokalnych spraw władzę. Zaś jak mowa o kiełbasie wyborczej, to jednak można wątpić, czy innowacja polegająca na tym, by miast ją rozdawać, tylko mówić o tym, że jest smaczna, pozwoli tu na zdobycie zauważalnych punktów...

Osobiście jestem tu pewnym optymistą i czuję, że przed drugą turą rządowy pomysł na tczewski most się zmaterializuje, jednak ta całą historia jest dla mnie dość wyraźnym przykładem, że gdzieś nam się zagubił społeczny słuch Dobrej Zmiany. Nie chcę być złym prorokiem (a i skala nie ta), ale tak jak most pogrążył pisowskiego senatora z naszego okręgu i doprowadził do bolesnej porażki w nim także w wyborach sejmowych, tak może być i kamyczkiem, który będzie liczył się w wyborach prezydenckich. Najistotniejsze jest, że dziś PiS walczy z problemem, który sam wywołał! Gdyby ktoś nie napuścił konserwatora Strzoka z Gdańska na tczewskie starostwo, to tczewianie dziś cieszyli się, że zakończył się etap IIa (rozbiórka) i trzymali kciuki za PiS by dał kasę na etap IIb (odbudowa owych dwóch przęseł). Od października było dosłownie pierdylion okazji by sprawę mostu, choćby politycznie rozwiązać. Wystarczyła by głupia obietnica, że nie będzie problemu z rozliczeniem owego grantu i zapewnienie, że kasa na kolejne będzie dalej. Ale nie, ktoś dalej grzał  idiotycznie temat. W pisolubnym portalu Gdańska Strefa Prestiżu, jeden z komilitonów konserwatora Strzoka jeszcze w czerwcu opublikował artykuł o tym, że ten remont to przestępstwo, a jego sprawców (przypomnę pisowski zarząd powiatu ze wsparciem pisowskiego posła) to trzeba wsadzić do kryminału.

Więc, jak ktoś przez ponad pół roku nie potrafi ogarnąć, że ciągłe pokazywanie przysłowiowego tyłka społeczeństwu w tak banalnie prostej sprawie nie może się dobrze skończyć, to źle się dzieje w Dobrej Zmianie… Obym był złym prorokiem, ale powtórzę, co już pisałem jesienią: Jak tak dalej pójdzie, to na Pomorzu PO może się spokojnie rozwiązać – PiS sam się zatopi i to jeszcze w błysku fleszów TVP…

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka