Przypominam sobie oburzenie genderówek na jakiegoś pana policjanta, który w wakacyjnym programie telewizyjnym wymienił kilka sprawdzonych, wiktymologicznych zasad, których stosowanie minimalizuje ryzyko seksualnego napastowania, w tym gwałtu. Nie było to nic odkrywczego, bo nawet na zdrowy rozum wiadomo, ze jak panienka założy zamiast majtek sznurek w d...., do tego spódniczkę niezdolną okryć nawet pośladków, przezroczystą bluzeczkę nie sięgającą pępka i uda się z przygodnie poznanym towarzystwem na nocny klubbing w nadmorskim wczasowisku, a do tego jeszcze będzie walić drinki i ćpać, to ryzyko, że zostanie zgwałcona wzrasta stukrotnie.
Rok temu w moim miasteczku dziewczę w wieku licealnym postąpiło dokładnie wbrew wszystkim radom pana policjanta, tego oszołoma i szowinisty, i zostało zgwałcone zbiorowo przez kilku dwudziestoparolatków i dodatkowo kolegę ze szkoły.
Dziś szmaty-genderówki znów opowiadają (i pokazują!) dyrdymały o tym, ze one mają prawo nosić sznurki w d...., włóczyć się nie wiadomo z kim, nie wiadomo gdzie i nikomu nie daje to prawa do ich gwałcenia. Formalnie oczywiście mają, jak mawia Bolesław, "słuszną rację", ale gwałciciele nie staną na baczność przed tą ich słusznością (i śmiesznym zagrożeniem kodeksowym) tylko dlatego, że one stanowczo żądają niegwałcenia maszerując z gołymi cyckami po ulicy.
Między innymi to starała się uświadomić postępowcom Pawłowicz, ale jej starania musiały spełznąć na niczym wobec lewackiej histerii i dość niezrównoważonej formie wywalenia przez panią profesor samej prawdy prosto w kamerę.
Lato we wczasowiskach zapowiada się więc hardkorowo.
Inne tematy w dziale Polityka