Marta Lempart, organizatorka protestów ws. aborcji. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Marta Lempart, organizatorka protestów ws. aborcji. Fot. PAP/Radek Pietruszka

Strajk Kobiet traci na znaczeniu. Słaba frekwencja i mniejsze zainteresowanie w sieci

Redakcja Redakcja Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 129

Choć manifestacje w 102. rocznicę uzyskania praw wyborczych przez kobiety odbyły się w wielu miastach, to frekwencja podczas protestów jest niepokojąca dla organizatorów. 

Spryskanie gazem łzawiącym posłanki Barbary Nowackiej, Marta Lempart wyzywająca policjantów i zatrzymanie kilku działaczy Obywateli RP, następnie wypuszczonych z komisariatu - to najważniejsze wydarzenia z sobotniego protestu kobiet, który odbył się pod hasłem "W imię matki, córki, siostry". Organizatorki ogólnopolskiego strajku mają jednak poważne problemy z mobilizacją uczestników.

Pod koniec października w wielu miastach gromadziło się łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób, które nie zgadzają się z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ograniczającym prawo do dokonania aborcji. Skala protestów zaskoczyła też polityków PiS - do tej pory orzeczenie TK nie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw, a opinia publiczna czeka na doprecyzowanie zapisów ustawy o planowaniu rodziny. Strajki kobiet cieszą się mniejszą popularnością nie tylko na ulicach, ale również w sieci. 

Jak podał portal "Polityka w sieci", antyrządowy marsz miał "bardzo niskie zainteresowanie w sieci" - łącznie 21 mln wzmianek, na które największy wpływ miały portale "oko.press", "Sok z Buraka", "tvp.info" i KOD-u. W porównaniu z sytuacją sprzed miesiąca, nastąpił spadek interakcji aż o 90 proc. "Temat pozostaje w małe bańce informacyjnej" - podsumowała "Polityka w sieci". 

Z danych przekazanych portalowi wpolityce.pl wynika, że na manifestację w Warszawie przybyło zaledwie 4 tys. aktywistów. Pod koniec października i na początku listopada inicjatorki protestów chwaliły się frekwencją na poziomie ok. 100 tys. osób. 

Chaos i spadek zainteresowania Strajkiem Kobiet przebijają się z relacji na żywo, prowadzonej przez "Gazetę Wyborczą" - dziennikarze rozmawiali z niezadowolonymi uczestnikami wydarzenia. 

- Na Marszałkowskiej koło kina Luna jest spokojnie, ale ludzie pytają się nawzajem, gdzie mamy iść. Jesteśmy zdezorientowani. Ktoś przypuszcza, że może na Żoliborz, inni mówią, że organizatorzy na swoich kanałach przekazują informację, że najpierw trzeba iść na pl. Unii Lubelskiej, a potem pod MSWiA - czytamy. 

- W komentarzach uczestników manifestacji bardzo często pojawia się słowo "chaos" - podawała "Gazeta Wyborcza". - Jest więcej policji niż protestujących. To inaczej powinno wyglądać, myślałam że będzie wielki protest - powiedziała Katarzyna, uczestniczka manifestacji w stolicy. Przyjechała do Warszawy z Piotrkowa Trybunalskiego zawiedziona, że w jej mieście nie zorganizowano ulicznego strajku. 

Podczas protestu raz słychać było świąteczny utwór Georga Michaela "Last Christmas", a kiedy indziej ścieżkę dźwiękową z "Ojca Chrzestnego". Według "Gazety Wyborczej", potęgowało to wrażenie chaosu. 


- "Tłum protestujących kobiet szczelnie wypełnił rondo Dmowskiego". Ja bym na miejscu wydawcy trochę bardziej dbał o zsynchronizowanie obrazu z dźwiękiem - ironizował publicysta Rafał Ziemkiewicz z relacji TVN24. 

- Samowygaszania się Strajku kobiet ciąg dalszy. Bez zaskoczenia. Wyraźnie słabnie kryterium uliczne, pozostaje zaś to co ostatnie tygodnie zmieniły w głowach wspierających w różnej formie. Znamy finał w przypadku KOD, Obywateli RP czy Czarnych Marszów (wybory 2019-2020). Nie wiemy czy będzie tak samo czy inaczej w 2023 - analizował politolog Marcin Palade. 

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo