W restauracjach i podczas ćwiczeń na siłowni nie mamy maseczek i swobodnie oddychamy, natomiast w galeriach handlowych interakcji jest mniej - wyjaśniał minister Adam Niedzielski. To jeden z powodów, dla których poluzowano tylko część obostrzeń.
Od dziś znikają godziny dla seniorów w sklepach, które do 1 lutego obowiązywały w godzinach od 10 do 12. Ponownie otwierają się galerie handlowe, muzea i galerie sztuki. Okres próby - tak mówią przedstawiciele rządu - potrwa do 14 lutego. Wtedy premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia zdecydują albo o wydłużeniu lockdownu albo o kolejnych poluzowaniach w restrykcjach.
Przedsiębiorcy, którym zamknięto biznesy, krytykują władzę za brak konsekwencji w podejmowanych decyzjach. Wielu zastanawia się, dlaczego akurat wielkie galerie handlowe należy otwierać w pierwszej kolejności, skoro gromadzą się tam codziennie tłumy.
- Oprócz przesłanek naukowych, mamy potwierdzenie pewnego intuicyjnego stwierdzenia, kiedy jest wysokie prawdopodobieństwo zakażeń. W restauracji jesteśmy bez maseczki, trwamy w interakcji godzinę czy półtorej, rozmawiamy ze sobą, czyli wydalamy aerozole, to samo w siłowni, gdzie się pocimy, mamy przyspieszone tętno. To są pewne oczywistości - odpowiedział Niedzielski.
Mimo poprawiającej się sytuacji pandemicznej w statystykach, szef resortu zdrowia nie jest zwolennikiem natychmiastowego porzucenia obostrzeń. - Kroki, które będziemy podejmować, muszą być bardzo ostrożne. Jeżeli dokonuje się zbyt szybkiego luzowania, to przychodzi fala i zbiera żniwo, do tej pory tak było we wszystkich krajach w Europie - zastrzegł Niedzielski.
Zamknięcie konkretnych branż wiąże się również z doświadczeniami i badaniami w innych krajach. - Bazujemy na wynikach badań wykonywanych w Stanach Zjednoczonych, które pokazują w jakich miejscach dokonuje się transmisja wirusów. To, co wynika z nich, to fakt, że najmniejsze prawdopodobieństwo zarażenia jest w sklepach, a siłownie i restauracje są wysoko na liście miejsc, gdzie można się zarazić - przytoczył przykład minister zdrowia.
Zdaniem Niedzielskiego, nie można było postąpić inaczej niż pozostawić zdecydowaną większość obostrzeń w mocy przynjamniej do połowy lutego. - Podjęcie daleko idącej, innej decyzji, oznaczałoby zaraz ogromną krytykę. Jesteśmy w rzeczywistości takiej, że w innych krajach są lockdowny, sytuacja epidemiczna jest trudna - mówił.
Nauka zdalna uczniów potrwa co najmniej do marca, choć - jak zastrzegł Niedzielski - jest szansa na powrót do szkół "może tydzień wcześniej". Niedzielskiego zmartwiły za to dane, wskazujące na zmniejszoną liczbę badań lekarskich przeprowadzonych w gabinetach. Polskie Towarzystwo Chorób Cywilizacyjnych ostrzega przed alarmującym skutkiem pandemii koronawirusa. Wizyty w gabinetach - bez nagłych przyczyn - zastąpiły teleporady, odnotowano, że ich liczba spadła aż o 1/4 w porównaniu do okresu sprzed wybuchu zarazy.
- Z mojego punktu widzenia to bardzo niepokojące zjawisko. Późna profilaktyka jest później problemem zdrowotnym Polaków. W styczniu podjęliśmy decyzję, żeby odwołać wstrzymanie zabiegów, które było rekomendowane wcześniej przez NFZ - podkreślił Niedzielski. Dodał też, że NFZ przeprowadził kontrolę w środowisku lekarskim na skutek skarg pacjentów ws. preferowania teleporad przez specjalistów.
GW