Antoni Macierewicz, szef podkomisji smoleńskiej. Fot. PolskieRadio24
Antoni Macierewicz, szef podkomisji smoleńskiej. Fot. PolskieRadio24

Macierewicz: Przyczyną katastrofy smoleńskiej były dwa wybuchy

Redakcja Redakcja Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 426

Antoni Macierewicz w "Sygnałach Dnia" kolejny raz przekonywał, że doszło do dwóch eksplozji w samolocie Tu-154-M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. 

Dwa wybuchy - na lewym skrzydle oraz w centropłacie - a nie uderzenie w słynną brzozę w Smoleńsku doprowadziły do śmierci 96 osób udających się na uroczystości katyńskie. - Do tragedii doszło na 100 m przed miejscem, w którym rosła tzw. brzoza Bodina i to nie ona stała się przyczyną tej tragedii. Nie było uderzenia w tę brzozę - zapewniał szef podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz w radiowej "Jedynce". 

Zdaniem polityka PiS, drzewo nie mogło spowodować rozcięcia skrzydła i takiego rozrzutu szczątków maszyny. - Został utracony statecznik poziomy i fragment statecznika pionowego, a później - została zniszczona lewa burta centropłatu z drzwiami, które zostały wbite na metr w ziemię. Zidentyfikowaliśmy też miejsce wybuchu w centropłacie i określiliśmy czas eksplozji - mniej więcej kilka sekund później nad samym wrakowiskiem - relacjonował ustalenia ekspertów Macierewicz. 

W opinii naukowców współpracujących z podkomisją, aby Tupolew runął z taką siłą musiał lecieć 10 razy szybciej. Kolejnym argumentem Macierewicza był fakt wbicia drzwi samolotu metr w głąb ziemi. - Nie ma żadnych wątpliwości, że doszło do eksplozji, także dlatego, że zostały przez cztery różne laboratoria zidentyfikowane materiały wybuchowe, właśnie na tych fragmentach, które komisja zidentyfikowała jako miejsce eksplozji - ocenił. 

Marszałek-senior bronił polskich pilotów, często od 11 lat oskarżanych w mediach o nieodpowiedzialne zniżanie Tu-154 M mimo fatalnych warunków atmosferycznych. Niektórzy publicyści wprost sugerują podatność załogi na naciski, które miał wywierać prezydent Lech Kaczyński. Do takich wniosków doszła też rosyjska komisja MAK.  

- Polscy piloci nie popełnili żadnego błędu. Analiza najlepszych polskich pilotów jednoznacznie to stwierdza, a także odczyt poszczególnych decyzji, jakie podejmowali. Mniej więcej od godziny 8. polskiego czasu wielokrotnie powtarzali, że nie mają zamiaru lądować, że zrobią tylko kontrolne podejście i odejdą na drugi krąg do Mińska. Był spór między kontrolerami lotu a stroną rosyjską - mówił Macierewicz. 

Kontrolerzy lotu mieli przyznać podczas przesłuchania w rosyjskiej prokuraturze, że celowo wprowadzali załogę Tupolewa w błąd.  - Kilkakrotnie przekazywano pasażerom, że ze względu na złą pogodę nie będzie można lądować i trzeba będzie odejść na drugi krąg. Tak się stało. Mamy świadectwa rosyjskich kontrolerów, którzy to powtarzają - argumentował szef podkomisji smoleńskiej. 

- Jeden z kontrolerów rosyjskich, podczas przesłuchania w rosyjskiej prokuraturze, przyznał się, że świadomie podawał fałszywą informację na temat pogody, a następnie podawano fałszywe informacje co do odległości od pasa lotniska - dodał Macierewicz. 

W opinii posła PiS, osoby publiczne, które oskarżały pilotów o doprowadzenie do katastrofy smoleńskiej, powinny odpowiedzieć "przed sądem za systematyczne wprowadzanie w błąd polskiej i światowej opinii publicznej". Podkomisja uważa też, że Rosjanie manipulowali zapisem cyfrowym czarnych skrzynek. 

- Były interwencje w ścieżkę dźwiękową. Komisja bardzo precyzyjnie analizowała zapis dźwiękowy CVR, wskazując także na fałsze, których dokonała strona rosyjska - ujawnił Macierewicz. 

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka