Mirosław Ciełuszecki, przedsiębiorca ścigany przez prokuraturę. Fot. Facebook.com
Mirosław Ciełuszecki, przedsiębiorca ścigany przez prokuraturę. Fot. Facebook.com

Układ zamknięty na Podlasiu. "Oprawcy bezkarni, robią to od 20 lat!"

Redakcja Redakcja Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 13
Kolejna odsłona w trwającym blisko dwadzieścia lat procesie przedsiębiorcy Mirosława Ciełuszeckiego. Sąd Najwyższy uwzględnił kasację, uznał rażące nieprawidłowości w trakcie postępowania i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez ten sam sąd, który wcześniej popełnił błędy.

Podczas procesu 17 czerwca w sądzie pojawiło się wielu policjantów. – Nie wiem, czy był to przypadek, czy nie, ale chyba w sądzie bano się, że dojdzie do jakichś protestów. Na sprawę Mirosława Ciełuszeckiego przyjechało wiele osób, byłych działaczy opozycji antykomunistycznej z okresu PRL, działaczy społecznych od prawa do lewa. Może się sąd czegoś obawiał. Zresztą, do wielkich protestów nie doszło, ale działanie sądu jest oburzające – mówi Salonowi 24 Dariusz Piekło, działacz opozycji demokratycznej w okresie PRL.

– Gdy Sąd Najwyższy uwzględnił kasację prawie wszyscy się cieszyli, że sprawiedliwość wreszcie zatriumfowała. Ale Piotr Ikonowicz przytomnie zauważył, że oprawcy, którzy Ciełuszeckiego skrzywdzili, znów otrzymują do ręki swoje narzędzia. I znów będą mogli prowadzić swoje skandaliczne działania. Niestety, muszę zgodzić się z tymi słowami – podkreśla nasz rozmówca.

Skandaliczny proces

O sprawie piszemy od dawna. Przypomnijmy jedynie, że – niezależnie od winy, bądź niewinności przedsiębiorcy – proces trwa prawie dwadzieścia lat, co samo w sobie jest szokujące.

– Biorąc pod uwagę, że kara przewidziana za rzekome przestępstwa, których Ciełuszecki miał się dopuścić, wynosiła 4 lata więzienia, tak długi proces należy uznać za nękanie i gnębienie człowieka. Kompromituje się tu zarówno sąd, jak i prokuratura – wyjaśnia Piekło.

Poważne wątpliwości budzi też jednak nie tylko czas trwania procesu, ale jego przebieg. Jak pisaliśmy wielokrotnie, przedsiębiorca został skazany za działanie na niekorzyść firmy, ale dokonując transakcji, do której prokuratura miała wątpliwości, korzystał z niezależnej opinii prawnej. Do tego firma nie straciła, ale zarobiła, więc trudno mówić o działaniu na jej szkodę.

Przedsiębiorcę oskarżono też o oszustwo. Miał oszukać prezesa własnej spółki, czyli… samego siebie. W trakcie procesu występował fałszywy biegły, ginęły kluczowe dowody (ktoś w prokuraturze zgubił… stacjonarny komputer z danymi). W 2018 roku białostocki sąd skazał przedsiębiorcę na trzy lata więzienia za działanie na szkodę firmy, ale uniewinnił z oskarżenia o oszustwa. Rok później Sąd Apelacyjny wyrok utrzymał, ale też nakazał sądowi niższej instancji zajęcie się na nowo oszustwem.

Kasacja trafiła do Sądu Najwyższego, który na wyroku pierwszej instancji nie zostawił suchej nitki. Dalsza sekwencja zdarzeń jest zadziwiająca.

Batalia w sądach

Sąd Najwyższy uwzględnił kasację - w uzasadnieniu wyroku stwierdził, iż w procesie popełniono rażące błędy. I uznał, że skoro przedsiębiorca dokonał transakcji na podstawie opinii prawnej, nawet gdyby była ona błędna, nie popełnia przestępstwa. Jednocześnie jednak SN przedsiębiorcy nie uniewinnił, ale skierował postępowanie do ponownego rozpatrzenia.

17 czerwca w Sądzie Apelacyjnym w Białymstoku odbyła się rozprawa po kasacji Sądu Najwyższego, która nie zostawiła suchej nitki na poprzednim wyroku. Jednocześnie sędziowie stwierdzili wyraźnie w uzasadnieniu, że jeśli przedsiębiorca prosił o ekspertyzę prawną, czy dane działanie jest zgodne z prawem i uzyskał opinię, że jest, to nie może być mowy o przestępstwie.

Tym razem sąd nie zajął się więc sprawą rzekomego oszustwa, ani rzekomej działalności na niekorzyść spółki. Oceniał, czy nie doszło do niegospodarności. Jednocześnie sąd postanowił przesłuchać biegłych, którzy występowali w sprawie. I odroczył rozprawę na czas nieokreślony.

Przypomnijmy, że w równolegle toczącej się sprawie rzekomego oszustwa, 2 kwietnia sąd przedsiębiorcę uniewinnił. Stwierdził, że nie mógł on oszukać prezesa spółki, bo Mirosław Ciełuszecki - obywatel i Mirosław Ciełuszecki - prezes to jedna i ta sama osoba. Od wyroku sądu odwołała się jednak prokuratura.

– Podlegli Zbigniewowi Ziobrze śledczy idą tu ręka w rękę z sądem i biegłymi – mówi Klaudiusz Wesołek, prawnik, publicysta i działacz społeczny.

Przemysław Harczuk 

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo