Elektrownia atomowa w Zaporożu na Ukrainie. Zdjęcie archiwalne (1994 rok). Fot. PAP/EPA/SERGEI SUPINSKY
Elektrownia atomowa w Zaporożu na Ukrainie. Zdjęcie archiwalne (1994 rok). Fot. PAP/EPA/SERGEI SUPINSKY

Czy w związku z walkami przy elektrowniach atomowych grozi Czarnobyl 2? Ekspert odpowiada

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
Aby w wyniku działań wojennych doszło do katastrofy porównywalnej z Czarnobylem bądź Fukushimą musiałoby być działanie intencjonalne. Atak pociskiem kierowanym w konkretną elektrownię po to, by złamać jej zabezpieczenia i doprowadzić do wybuchu, katastrofy. To o tyle mało prawdopodobne, że takie działanie byłoby mieczem obosiecznym, szkodziłoby obu stronom. I byłoby zupełnie nieopłacalne. Nie leży ani w rosyjskim, ani niczyim interesie – mówi Saloowi 24 Jakub Wiech, Defence 24.

Trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. Giną ludzie, niszczone są budynki mieszkalne. Do Polski zmierzają tysiące uchodźców. W naszym kraju ogromne zaniepokojenie budzi fakt, że na terenie Ukrainy znajdują się elektrownie atomowe. Pojawiły się obawy dotyczące potencjalnego skażenia radioaktywnego. Ludzie biegną do aptek, masowo wykupują płyn lugola, który był podawany po katastrofie w Czarnobylu w roku 1986. Czy to przesadna reakcja, czy może faktycznie zagrożenie skażeniem radioaktywnym i przeniesieniem promieniowania do Polski jest realne?

Jakub Wiech: Nie ma na dzień dzisiejszy żadnego zagrożenia radiacyjnego w związku z wojną na Ukrainie. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa związanego z Zaporoską Elektrownią Jądrową, ani żadną inną. Wreszcie – nie ma potrzeby stosowania żadnych środków medycznych przeciwko skażeniu radioaktywnemu. A już na pewno nie należy stosować płynu Lugola, który jest pewnym substytutem, a użyty bez potrzeby może być wręcz niebezpieczny dla zdrowia. Należy zachować spokój i nie ulegać medialnej panice.

Przeczytaj też:

Nowe dane o liczbie uchodźców w Polsce. Zełenski: Nie mamy już granicy z przyjazną Polską

Jednak walki toczą się w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni jądrowych. Mer Kijowa, Witalij Kliczko ostrzegał, że to bardzo groźna sytuacja. Że grozi tragedią większą niż Fukushima i Czarnobyl razem wzięte?

Działania podejmowane wokół elektrowni jądrowych nie spowodowały żadnego zagrożenia. Atak artyleryjski wywołał jedynie pożar budynku administracyjnego. Nie ma tam żadnej awarii jądrowej. Państwowa Agencja Atomistyki, Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej i podobne organizacje monitorują sytuację na bieżąco. I uspokajają, że zagrożenia żadnego nie ma. Nie trzeba się obawiać. Nawet gdyby Rosjanom przyszedł do głowy pomysł zniszczenia elektrowni jądrowej – co jest kompletnie nielogiczne – to nie ma istotnych szans na powtórkę z Czarnobyla. Jeśli już nastąpiłoby jakieś skażenie, to byłoby ono lokalne, w bliskim otoczeniu elektrowni. Na pewno nie zagroziłoby to Polsce.

Jednak do katastrof elektrowni jądrowych dochodziło w przeszłości. Czarnobyl, Fukushima. Tam skażenie było ogromne, a po Czarnobylu chmura radioaktywna dochodziła i do nas. Nie jest więc dziwne, że ludzie są zaniepokojeni w związku z tym, że koło elektrowni toczy się wojna?

Owszem, ale by w wyniku działań wojennych doszło do katastrofy porównywalnej z Czarnobylem bądź Fukushimą musiałoby być działanie intencjonalne. Atak pociskiem kierowanym w konkretną elektrownię po to, by złamać jej zabezpieczenia i doprowadzić do wybuchu, katastrofy. To o tyle mało prawdopodobne, że takie działanie byłoby mieczem obosiecznym, szkodziłoby obu stronom. I byłoby zupełnie nieopłacalne. Nie leży ani w rosyjskim, ani niczyim interesie.

Sama wojna to oczywiście tragedie ludzi, niszczenie budynków mieszkalnych. Są jednak też akcje pomocy dla zwierząt – czy to w ogrodach zoologicznych, czy zwierzaków domowych, np. psów. Tu wiadomo – zwierzęta też giną. Jaki jest wpływ działań wojennych na ekologię?

Wojna zawsze wiąże się z tragedią, zniszczeniem, zarówno humanitarnym, jak i infrastrukturalnym, środowiskowym. Rosja uruchomiła niszczącą siłę. Warto zauważyć, że ta reakcja Zachodu na działania rosyjskie będzie skutkować wzmocnieniem polityki nastawionej na dywersyfikację źródeł energii. I paradoksalnie doprowadzić może do większego wykorzystania alternatywnych źródeł energii. Europa gwałtownie przebudziła się z głębokiego snu. Wydawało się, że z Rosją da się normalnie rozmawiać. Okazało się, że się nie da. Więc trzeba wprowadzać zdecydowane działania w celu redukowania zależności surowcowej od Rosji. Nadszedł czas dywersyfikacji, dekarbonizacji i derusyfikacji naszej energetyki.

A jednak po wybuchu wojny pojawiło się wiele głosów po prawej stronie, że należy zerwać z naiwną polityką ekologiczną, że dla węgla nie ma jednak alternatywy?

Polska akurat korzysta z węgla rosyjskiego, więc trudno mówić, żeby ten surowiec miał dawać jakąś pełną niezależność. Oczywiście gwałtowność procesu odchodzenia od węgla może generować pewne turbulencje. Ale trend jest nieodwracalny. A nikt nie dał tak mocnego impulsu do dekarbonizacji, jak właśnie Władimir Putin atakując Ukrainę.

Przeczytaj też:

Wojna na Ukrainie. Rosjanie wysadzili tory dla pociągu ewakuacyjnego, trwają walki

1200 zł za pomoc uchodźcom z Ukrainy. Premier: Przygotowujemy "tarczę antyputinowską"


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo