Tomasz Lis nie został zwolniony za mobbing? Mówi się o SMS-ach
Z rozmów na RASP-owych korytarzach można odnieść wrażenie, że bezpośrednim powodem nagłego rozstania z Tomaszem Lisem były wysyłane przez niego wiadomości SMS-owe, których ujawnienie byłoby dużym problemem dla wydawnictwa. - Są twarde dowody w postaci SMS-ów, które były podkładką do zwolnienia - mówi jeden z naszych rozmówców.
- W świetle wychodzenia na jaw nowych okoliczności - przedstawianych publicznie przez sygnalistów - można stwierdzić, iż sprawa jest rozwojowa i wymaga wszechstronnej kontroli zarówno stosowanych procedur antymobbingowych, jak i ich zastosowania w praktyce, w szczególności czy nie dochodziło do tłumienia i tuszowania takich przypadków - komentuje dla Salon24.pl poseł Piotr Sak z Solidarnej Polski, po którego zawiadomieniu sprawą zajęła się Inspekcja Pracy (kontrola zaczęła się w piątek).
Tomasz Lis odchodzi z "Newsweeka"
Przypomnijmy, że w maju po 10 latach z dnia na dzień odchodzi z "Newsweeka" redaktor naczelny Tomasz Lis. Ringier Axel Springer Polska (RASP) nie ujawnia przyczyn, nie mówi o nich też sam zainteresowany. Pojawiają się plotki i spekulacje, bo o Lisie od dawna mówi się, że rządzi twardą ręką, nie przebierając przy tym w słowach. Po publikacji Wirtualnej Polski staje się jasne, że przyczyną odejścia mogą być zarzuty podwładnych, których szef miał mobbingować.
Lis odpowiada na artykuł w radiu TOK FM mówiąc, że to "zbitka półprawd i ćwierćprawd przekazanych przez dwie osoby, które zwolnił z redakcji". Autor artykułu odpowiada, że rozmawiał z kilkudziesięcioma osobami przed publikacją.
Część oskarżeń pod adresem Lisa potwierdza w pierwszym wstępniaku nowy redaktor naczelny Tomasz Sekielski, który wspomniał też o swojej współpracy z byłym szefem "Newsweeka" w czasie pracy w TVN. "Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. Wybuchy złości, nieustająca presja, sprawiały, że nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę" - napisał Sekielski. Dziennikarz przyznał, że w ostatnich dniach odbył wiele rozmów z pracownikami, którzy mówili o toksycznej atmosferze. Bywali tacy, którzy czuli się zastraszeni i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego. Postawę Lisa skwitował słowami, że "Na szczęście czasy się zmieniają, tyle tylko, że nie zmienił się Tomek. Nadal jako redaktor naczelny zachowywał się jak autokrata, a jego drapieżny styl zarządzania sprawił ból konkretnym osobom".
Związki HR i Lisa
O swojej relacji z działem HR i Lisem opowiedział branżowemu portalowi wirtualnemedia.pl były sekretarz redakcji "Newsweeka" Ryszard Holzer.
- Pod koniec 2018 roku zostałem zaproszony do pokoju, gdzie siedział Tomasz Lis, szef "Forbesa" i dyrektor wydawnicza RASP, Anna Kaczmarska. Zaproponowano mi wówczas przejście do "Forbesa". Gdy odmówiłem, miałem kolejne wizyty osób z HR przy moim biurku, które uświadamiały mi, że redaktor naczelny ma prawo dobierać sobie współpracowników, a także może przenieść pracownika na pół roku do innego tytułu. Sprawdziłem, istotnie: było tak zapisane w umowie - powiedział Wirtualnemedia.pl Holzer. - Żeby było jasne: nie mam już pretensji do Tomasza Lisa, chociaż relacji z nim miałem powyżej dziurek w nosie. Natomiast uważam, że dział HR w RASP uczestniczył w wywieraniu nacisków na niektórych pracowników.
- Inspektor ma szerokie kompetencje i uprawnienia celem ustalenia istotnych okoliczności i sytuacji u pracodawcy. Przepisy umożliwiają złamanie zmowy milczenia, chociażby poprzez zatajenie danych świadka. Ufam, że doświadczeni inspektorzy będą w stanie dociec do prawdy i dokonać wartościowania zachowań objętych kontrolą - mówi Salon24.pl poseł Sak.
Marcin Dobski
Czytaj także:
Brytyjski premier pod presją. Boris Johnson ustępuje w jednym, ale nie idzie na całość
Prezydenci Polski i Litwy sprawdzą gotowość wojsk do obrony przesmyku suwalskiego
Zatrzymano trzech rosyjskich generałów. Wśród nich wpływowa postać
Komentarze