Rosja stanowi zagrożenie dla całej wspólnoty europejskiej. fot. PAP/EPA/MKHAIL METZEL / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Rosja stanowi zagrożenie dla całej wspólnoty europejskiej. fot. PAP/EPA/MKHAIL METZEL / SPUTNIK / KREMLIN POOL

Państwa regionu muszą zrozumieć, że nie chodzi o interesy. Stawka jest znacznie większa

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 63
Państwa naszego regionu, kraje bałtyckie, także Finlandia czy Szwecja mogą być zmuszone do podjęcia ścisłej współpracy z uwagi na świadomość zagrożenia ze strony Rosji. Ono ma charakter egzystencjalny. Czyli nie chodzi o takie, czy inne interesy, nawet uzależnienie surowcowe, a o to, czy będziemy żyć, czy będziemy mieć kulę w potylicy. I nie można już dziś mówić, że to nie 1937 rok, nie rok 1940, że czasy stalinowskie minęły. Nie minęły – mówi Salonowi 24 prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, Uniwersytet Łódzki.

W Jerozolimie doszło do dwóch zamachów. Pojawiły się w sieci komentarze, że napięcia na Bliskim Wschodzie mogą odwrócić uwagę Amerykanów od sytuacji na froncie ukraińsko-rosyjskim. To realne obawy?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Nie sądzę. W ogóle zamachy w Jerozolimie raczej nie mają związku z tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Chyba, że okazałoby się, że dokonał ich emigrant z Rosji – w Izraelu żyje dziś milion 750 tysięcy obywateli wywodzących się ze Związku Sowieckiego. Gdyby coś takiego miało miejsce, to można by snuć jakieś dywagacje. Ale nie mamy wiedzy na ten temat. Niestety zamachy na Bliskim  Wschodzie są smutną codziennością. Dlatego sam fakt, że do takich tragicznych wydarzeń doszło, nie będzie game changerem w polityce międzynarodowej.

Czytaj: Czesi wybrali prezydenta. Czeskie media ostrożnie wskazują na zwycięzcę

Game changerem, który może być chyba za to zmianą nastawienia Niemiec, które nie tylko się zgodziły, ale zdecydowały o przekazaniu Leopardów Ukrainie. Na ile ta decyzja może wpłynąć na dalsze losy wojny?

Przede wszystkim, to nie możemy mówić o zmianie nastawienia Niemiec. To nie jest tak, że rząd w Berlinie dokonał jakiegoś zdecydowanego, przemyślanego zwrotu. Do decyzji został zmuszony poprzez naciski całej Unii Europejskiej, na przekazanie przez Niemcy broni naciskali nawet Francuzi. Natomiast od strony militarnej to przede wszystkim kluczowy jest czas, w jakim te czołgi do Ukraińców trafią. Nie wiemy też, czy ukraińskie załogi są już przeszkolone do obsługi tego sprzętu, czy też będą dopiero szkolenia przechodzić. Jeśli tak, a broń trafi szybko, być może będzie użyta podczas najbliższej ofensywy Rosjan. Jeśli nie, podczas kolejnego etapu walk. Pamiętajmy, że w kwestii przebiegu dalszych działań wojennych duże znaczenie odgrywają warunki pogodowe. Ofensywa może nastąpić w okresie zimowym, gdy ziemia jest zmarznięta, nie podczas wiosennych roztopów. I potem drugi okres dogodny do prowadzenia walk jest wtedy, gdy ziemia wyschnie. A więc w lipcu i sierpniu.

Agresja Rosji na Ukrainę i sytuacje takie, jak spór o przekazanie broni skłaniają do dyskusji o przyszłości Unii Europejskiej. Z jednej strony mówi się o konieczności wzmocnienia integracji, z uwagi właśnie na bezpieczeństwo. Z drugiej niepokoi brak jedności, naiwność niektórych krajów wobec Rosji. A ujawnione ostatnio przypadki korupcji dowodzą słabości organizacji. Szczególnie, że Katar i Maroko to raczej wierzchołki góry lodowej. Bo dziwne byłoby, gdyby nie było wątków korupcyjnych w relacjach z większymi graczami – Chinami i Rosją. Czy Unia idzie w kierunku kolejnego kryzysu, czy przeciwnie – sytuacja międzynarodowa wymusi zacieśnienie współpracy?

Jest tu bardzo wiele wątków. Jeśli chodzi o politykę wschodnią, załamał się pomysł Amerykanów, którzy chcieli oprzeć całe bezpieczeństwo tej części świata na Niemcach. Uczynić z nich gwaranta polityki wschodniej. To się nie udało. Amerykanie chcieli mieć spokój od Rosji i możliwość skupienia się na rywalizacji z Chinami, bez angażowania się w tej części Europy. Ostatecznie nie mają spokoju, a angażować się muszą. Oczywiście są po stronie amerykańskiej opinie, że USA popełniły błędy w Iraku, Niemcy w sprawie Ukrainy, ale nikt nie powinien zrywać relacji z Berlinem i Waszyngtonem.

Ma to sens o tyle, że rząd Olafa Scholza przyparty do muru zmienił decyzję, z kolei w samej Republice Federalnej Niemiec opozycyjni chadecy z CDU dziś prezentują postawę jednoznacznie proukraińską i asertywną wobec Rosji?

Ale przypomnę, że będąc u władzy CDU prezentowało politykę dokładnie taką, jaką dziś prezentuje Olaf Scholz. Oczywiście teraz chadecy mówią co innego. Ale na tym polega bycie w opozycji – na krytyce władzy. Nie jest pewne, jak CDU zachowałoby się, gdyby dziś sprawowało rządy. Natomiast Unia jest podzielona w kwestii Ukrainy. Widzimy jednak zmianę w polityce Paryża. Francja odczuwa coraz większą konkurencję Rosji w rejonie Sahelu. Do tego chyba Macron zorientował się, że Ukraina może wygrać tę wojnę, nie bardzo chce być w gronie państw przegranych. A uporczywie chce w nim pozostać Olaf Scholz. Oczywiście Unia to nie tylko problem Ukrainy. To są w tym momencie trzy obozy. Jeden to „bogaci skąpcy z północy”, jak złośliwie się określa najbogatsze państwa UE. Tam najgłośniejsza jest Holandia, ale główny rozgrywający to Niemcy. Są zadłużone kraje południa, Europa w większości łacińska, gdzie liderem jest Francja. I Europa Środkowo-Wschodnia, która ma dość zdrowe gospodarki, bez wielkiego  zadłużenia, ale dużo biedniejsze nawet od Grecji. I przez długi czas kraje północy próbowały rozgrywać przeciwko sobie państwa Wschodu i Południa.

Unia Europejska przeszła już kilka bardzo poważnych kryzysów. Pierwszym był kryzys ekonomiczny końca poprzedniej dekady. Drugim uchodźczy, z 2015 roku. Trzecim COVID-owy. Obecne problemy są więc czwartym wielkim kryzysem Unii. Wspólna polityka obronna jest praktycznie żadna, nie widać perspektyw by stało się inaczej. Wola Szwecji i Finlandii, które chcą wejść do NATO pokazuje, że kraje te widzą swoje bezpieczeństwo w Waszyngtonie, nie w Brukseli. Proszę zwrócić uwagę, że w ostatnich latach nie ma żadnych unijnych traktatów. A przecież wcześniej mieliśmy Traktat z Maastricht uzgodniony w 1991roku, podpisany w 1992, wszedł w życie w 1993. Amsterdamski podpisany w 1997, wszedł w życie w 1999. Nicejski podpisany w 2001, wszedł w życie 2003. Był odrzucony w referendach we Francji i Holandii traktat konstytucyjny z 2005 roku. Wreszcie traktat z Lizbony, wynegocjowany w roku 2007, ratyfikowany w 2009. Minęło kilkanaście lat, żadnych traktatów nie ma. Nie dlatego, że brukselscy urzędnicy nie chcą pogłębienia integracji. Uważają jednak, że kolejne ustalenia społeczeństwa unijnych państw mogą odrzucić. Skoro nie ma możliwości poszerzenia kompetencji Brukseli w sposób zgodny z prawem, Unia poszerza je w sposób poza prawny. Ten spór o kształt Wspólnoty będzie się toczyć. A sojusze mają tu charakter zmienny.

Niedawno Boris Johnson, jeszcze będąc premierem Wielkiej Brytanii sugerował, że powinna powstać nowa silna koalicja, nawet konfederacja państw europejskich, mocno świadomych zagrożenia ze strony Rosji. Miałyby ją tworzyć państwa Europy Środkowej, skandynawskie, Wielka Brytania. Sojusz miałby silnie opierać się na współpracy z USA. Czy to realny scenariusz, czy luźne propozycje rzucane przez ustępującego już wtedy szefa brytyjskiego rządu?

Projekt Johnsona jest bardzo realnym scenariuszem. Państwa naszego regionu, kraje bałtyckie, także Finlandia, czy Szwecja mogą być zmuszone do podjęcia takiej współpracy z uwagi na świadomość zagrożenia ze strony Rosji. Ono ma charakter egzystencjalny. Czyli nie chodzi o takie, czy inne interesy, nawet uzależnienie surowcowe. A o to, czy będziemy żyć, czy będziemy mieć kulę w potylicy. I nie można już dziś mówić, że to nie 1937 rok, nie rok 1940, że czasy stalinowskie minęły. Nie minęły, wystarczy popatrzeć na obrazki z Buczy, czy Irpienia. Rosjanie wywieźli z terenów okupowanych ponad 600 tysięcy ukraińskich dzieci. Prowadzą politykę typu stalinowsko-hitlerowskiego. Niedawno Polski Instytut Stosunków Międzynarodowych wyliczył, ile czasu zajęłoby wywiezienie na Sybir społeczeństwa całego kraju wielkości Estonii, czy Łotwy. To jest kilka dni. A więc chodzi o samo życie, nie idee, dywagacje, interesy. W tym wymiarze ta integracja jest na poważnie. Ona będzie postępować. Czekamy tak naprawdę na to, aż Amerykanie ostatecznie uznają realia. Czyli rozczarują się co do roli Niemiec. W Republice Federalnej antyamerykanizm od czasów Schroedera przynosi wyborcze profity, i tak będzie, zawsze pojawi się ktoś, takie poglądy głoszący. Jednocześnie wejście w otwarty konflikt z Rosją, choćby na polu wyłącznie politycznym, jest dla społeczeństwa niemieckiego nie do przyjęcia. Amerykanom trochę czasu zajmie wybudzenie się ze snu, ale nie mam  wątpliwości, że taki będzie ostateczny finał. A realny sojusz w Europie w oparciu o USA i kraje zagrożone działaniami Rosji powstanie.

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo