Mahlet Kassa, której ciało znaleziono 12 lutego kilometr od Hajnówki. Fot. gofundme.com
Mahlet Kassa, której ciało znaleziono 12 lutego kilometr od Hajnówki. Fot. gofundme.com

Szkielet kobiety na granicy polsko-białoruskiej. Wiadomo, kim była. Tomasz Lis: "Wstyd"

Redakcja Redakcja Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 371
Na początku lutego w lesie niedaleko Czerlonki (Podlaskie) znaleziono ludzkie szczątki. Potrzebne były badania antropologiczne, by ustalić tożsamość zmarłej osoby. Piotr Czaban z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego ujawnił tożsamość ofiary. To 28-letnia Mahlet Kassa z Etiopii. "Wstyd i hańba" dla Polski - napisał Tomasz Lis na Twitterze, udostępniając jej zdjęcie.

Ludzkie szczątki na granicy polsko-białoruskiej

Znalezione zostały fragmenty szkieletu, m.in. czaszka, części kręgosłupa czy kości nóg. Przy szczątkach znaleziono również elementy garderoby, np. spodnie i kurtkę oraz fotografie, a na nich postać mężczyzny w wieku 20-30 lat, wyglądającego na osobę narodowości spoza krajów europejskich. Z ustaleń z sekcji zwłok wynikało, że to szkielet młodej osoby, ok. 20-letniej, o wzroście ok. 170 cm. Na podstawie szczątków  nie można było jednoznacznie stwierdzić płci. Lekarze ocenili, że to najprawdopodobniej mężczyzna.

22 lutego szef Prokuratury Rejonowej w Hajnówce Jan Andrejczuk mówił, że w związku ze znalezieniem przy szczątkach zdjęć, prokurator podejmie próbę ustalenia, czy osoba na zdjęciu może być zmarłym. "Najprawdopodobniej odbędzie się to w ten sposób, że zostanie powołany biegły w zakresie antropologii, który będzie starał się wymodelować czaszkę i porównać tę czaszkę ze zdjęciem" - mówił. Jak zaznaczył "w oparciu o zabezpieczony szkielet i szczątki ustalono, że do zgonu nie przyczyniły się osoby trzecie" .

Aktywiści pomagający migrantom przy granicy z Białorusią już wtedy podawali informacje, że może być to ciało 28-letniej Etiopki. Prokuratura wystąpiła do Ambasady Etiopii w Berlinie o potwierdzenie autentyczności skanów dokumentów tożsamości tej kobiety, które przedstawiono prokuraturze. Także za pośrednictwem ambasady zwróciła się o poinformowanie rodziny kobiety o jej zgonie.

- Otrzymaliśmy odpowiedź z ambasady Etiopii, z której wynika, że siostra zmarłej, która przebywa w Stanach Zjednoczonych, rozpoznała ją jako swoją siostrę - informował prok. Andrejczuk. Dodał, że siostra zmarłej chce zorganizować pogrzeb i zabrać zwłoki do Etiopii.

Działacz ujawnił tożsamość Etiopki zmarłej na granicy

2 marca Piotr Czaban z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego ujawnił tożsamość ofiary. To Mahlet Kassa z Etiopii. Kobieta miała 28 lat.

"Zmarła w lesie kilometr od Hajnówki. Jej ciało odnaleźliśmy 12 lutego 2023 roku. Przyjaciele Mahlet prosili policjantów i strażników granicznych o pomoc dla niej, gdy jeszcze żyła. Pomoc nie nadeszła" - napisał Czaban.

Czaban pomagał rodzinie zmarłej w załatwieniu formalności związanych z wydaniem ciała. Jak twierdzi aktywista, kobieta zmarła w wyniku stosowanego przez Straż Graniczną "pushbacku".

Kobieta miała zostać sama w lesie ok. 4 lutego po tym, jak jej mąż i inny członek jej grupy poszli szukać pomocy, ponieważ była zbyt słaba, by kontynuować drogę. Obaj nie wrócili, ponieważ mieli zostać zatrzymani i odesłani na granicę białoruską przez polską Straż Graniczną, a funkcjonariusze nie zainteresowali się losem kobiety zostawionej w lesie i nie poszli na wskazane miejsce.


- Mogłaby jeszcze żyć, gdyby 4 lutego policja i Straż Graniczna pojechały w miejsce wskazane przez przyjaciół dziewczyny. Jeszcze wtedy żyła – twierdzi Czaban.

Zdjęcie Mahlet Kassy udostępnił na Twitterze Tomasz Lis. "To wstyd i hańba dla Polski" - napisał.

Etiopka mieszkała w Stanach Zjednoczonych

Co ciekawe, Etiopka jeszcze 2 lata temu mieszkała w USA. Jest jedną z bohaterek artykułu na stronie npr.org, gdzie opisywane są problemy mieszkańców Southern Towers w Alexandrii, niedaleko Waszyngtonu, którym w związku z niepłaceniem czynszu groziła eksmisja.

- Żyję z miesiąca na miesiąc. Nie mam więc pieniędzy na zapłacenie czynszu. Biorą mnie do sądu - mówiła w rozmowie z npr.org Mahlet Kassa, imigrantka z Etiopii, która do marca ubiegłego roku pracowała jako pomoc w domu opieki. Jak informuje portal, w Southern Towers mieszkała od prawie siedmiu lat. Straciła pracę podczas pandemii.

- Mam dwoje dzieci. Mieszkam sama. Kiedy nadchodzi fala COVID, nie mam opiekunki i zostaję w domu z dziećmi - mówiła, dodając, że martwiła się również o przyniesienie zarazka do domu, jeśli nadal będzie pracować.

Według npr.org Kassa otrzymała ubezpieczenie od bezrobocia i pewną pomoc w wynajmie, ale jak mówi, to nie wystarczyło, aby pokryć koszt1,400 dolarów miesięcznie czynszu na czas. Musiała więc kilka razy iść do sądu, w tym w zeszłym miesiącu, aby nie stracić domu.

W relacji działaczy z granicy polsko-białoruskiej brak informacji o dzieciach, natomiast pojawia się postać męża. Siostra Kassy do dziś mieszka w USA. Rodzina Etiopki utworzyła zbiórkę, by pokryć koszt transportu ciała i pogrzebu.

Sprawa została zgłoszona również do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

ja

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka