Komisja ds. rosyjskich wpływów pomoże wygrać Tuskowi? (KOMENTARZ)

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 104
Komisja do zbadania rosyjskich wpływów byłaby potrzebna. Ale komisja, nie doraźny sąd w dodatku w trakcie kampanii wyborczej. Komisja, która zbadałaby i błędne decyzje jeszcze za rządów SLD, PO-PSL i PiS. Niestety, wydaje się, plemienne myślenie znów bierze w górę. Ze szkodą dla wszystkich. Z wyjątkiem rosyjskiego lobby.

Ci, którzy mają wątpliwości wobec komisji w sprawie rosyjskich wpływów wyraźnie się czegoś boją – twierdzą politycy PiS. I jako osoba mająca wątpliwości przyznam, że to prawda. Nie boję się, ale mam obawy. Nie przed działaniem komisji, a przed tym, że stanie się ona maczugą do okładania w polsko-polskiej wojence. A od rozliczenia rzeczywistych i oczywistych wpływów Rosji tylko nas oddali. Tymczasem wpływy te są warte zbadania bez politycznego zacietrzewienia i awantury. O sprawie krytycznie pisali nie tylko zwolennicy opozycji, ale nawet komentatorzy sympatyzujący z prawicą. 


Podkreślają oni, że wpływy rosyjskie badać trzeba, ale definicja ich jest nieprecyzyjna, co daje pole do nadużyć. Natomiast twierdzenie, że komisja będzie punktem zwrotnym w kampanii wyborczej, jest być może prawdziwe. Z tym, że zwrot może okazać się zupełnie inny, niż wszystkim się wydaje.   

Wspomnienie pewnej jesieni


Był rok 2007, początek października. Apogeum kampanii wyborczej przed wcześniejszymi wyborami do Sejmu i Senatu. Zadzwonił do mnie kumpel, o poglądach jednoznacznie liberalno-lewicowych. W tamtych, zamierzchłych czasach mówiło się „młody, wykształcony, z dużego ośrodka”. Po chwili luźnej rozmowy (ja się wtedy żeniłem, on tłumaczył, że nie będzie na ślubie) gadka zeszła na politykę.


„Wiesz, w sumie to mam gdzieś to, kto wygra wybory. Jestem za PO, ale czy będą oni, czy Kaczyńscy, specjalnie mnie nie interesuje. Idzie ku lepszemu, kaska w kieszeni jest, na koncie jest, robota jest. Może zamiast na wybory wyskoczę w góry” – mówił. Minęło parę dni, rozmawialiśmy ponownie. Nastrój rozmówcy był zupełnie inny. „PiS to banda nikczemników. Trzeba zrobić wszystko, by ich zablokować!” – zadeklarował. Od wcześniejszej rozmowy minęły dwa tygodnie. Cóż takiego się wydarzyło? Ano słynna konferencja, podczas której ujawniono nagrania pewnej posłanki PO.


Wątpliwe działania


Nagrania wskazywały, że pani poseł składała propozycje korupcyjne. W PiS byli pewni, że konferencja będzie postawieniem kropki nad „i” w udanej kampanii partii rządzącej. Przypomnijmy, że były wówczas sondaże dające Prawu i Sprawiedliwości większość w Sejmie. Ale skutek był odwrotny. Pani poseł rozpłakała się przed kamerami, a sondaże, zamiast wystrzelić w górę, poleciały w dół. Platforma Obywatelska przejęła władzę na osiem lat.


Czy faktycznie przez to jedno wydarzenie? Trudno na sto procent stwierdzić. Faktem jest, że nastąpiła mobilizacja wyborców antypisu, a równolegle poszła narracja do tzw. „zwykłych ludzi”, że rząd nie będzie zwalczał jedynie wielkiej korupcji, ale też drobiazgi, jak prezencik z podziękowaniem dla doktora. Nie jest istotne, jak sprawa się skończyła (sąd posłankę uniewinnił, ale uznał jej winę moralną). Wtedy, w 2007 roku liczyły się łzy i emocje. W efekcie coś, co miało partii rządzącej przynieść niesamowite profity, wywołało efekt odwrotny od zamierzonego.

Powtórka z rozrywki?


Minęły lata. Młodzi i wykształceni młodymi dawno być przestali. Osiem lat rządziło PO, od ośmiu rządzi PiS. Ciężko się jednak oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z powtórką. Chodzi o komisję do zbadania rosyjskich wpływów. O wątpliwościach wobec niej napisał już na naszych łamach redaktor Grzegorz Wszołek, którego ciężko posądzać o jakieś konotacje antypisowskie. Również uważam, że komisja jeśli ma powstać powinna badać i szerszy zakres czasowy (od 1989 roku). I nie powinna być jednocześnie komisją śledczą, organem prokuratorskim i sądem. Powinna powstać normalna komisja śledcza, której raport przyjęty przez Sejm umożliwiałby albo podjęcie normalnego trybu przez prokuraturę, albo w przypadku polityków postawienie ich przed Trybunałem Stanu. Zwolennicy nowego organu podnoszą, że za naszą granicą toczy się wojna. Może i są wątpliwości prawne, ale liczy się skuteczność, którą zapewni właśnie doraźne działanie. Rzecz w tym, że działania wątpliwe prawnie często obracają się przeciw ich autorom a niemal zawsze przeciw społeczeństwu.

Skuteczność wątpliwa


Wątpliwa jest też sama skuteczność. Rząd Zjednoczonej Prawicy zapowiadał gruntowną reformę wymiaru sprawiedliwości. Jak wyszło, pokazuje choćby opisywana u nas sprawa trwającego dwie dekady procesu przedsiębiorcy, którego niszczyły i sądy III RP i prokuratorzy awansowani za dobrej zmiany. Klęską okazał się program Mieszkanie Plus, który miał gwarantować tani wynajem i możliwość przejmowania po latach lokali na własność. Wreszcie projekty proprzedsiębiorcze, które przedsiębiorcom specjalnie nie pomogły. Czy Polski Ład, który miał być perpetuum mobile, a stał się synonimem obciachu i klęski. To wszystko każe stawiać pytania o skuteczność samej komisji. Jak pisałem już w „Nowym Telegrafie Warszawskim”, taka komisja powinna spojrzeć i na lata sprzed 2007 roku. Chodzi chociażby o afery szpiegowskie lat 90., kwestie dywersyfikacji gazu, reset za rządów PO-PSL ale też na przykład wpadki polityków obecnej władzy. Był w kadencji 2011 – 2015 poseł prawicy, który leciał na Krym uwiarygadniać skandaliczne referendum.

PiS ma swoje za uszami

 
Wreszcie sprawa ambasady RP w Berlinie budowanej przez firmę, udziałowcem której był oligarcha Putina, Oleg Dieripaska. W tym temacie milczeli pisowcy, milczały (poza nielicznymi, chlubnymi wyjątkami, jak m. in. redaktor naczelny Niezależnej Grzegorz Wierzchołowski) prawicowe media.


Na co dzień wyczulone na punkcie rosyjskich wpływów. Czy takie kwestie będą też badane przez komisję, czy będzie ona jedynie „młotem” na Donalda Tuska? Na pewno tak jest odbierana, co już przyniosło skutek – mobilizację zwolenników opozycji, decyzję Szymona Hołowni o udziale w demonstracji 4 czerwca.


Jeśli komisja faktycznie zakaże Tuskowi sprawowania funkcji premiera, opozycja wybory wygra. A Tusk będzie kierował rządem z ławy sejmowej, jako lider parlamentarnej większości. Komisja dalej będzie działać, tylko tym razem ścigać prorosyjskie działania przedstawicieli PiS. Tymczasem, sprawa jest zbyt poważna, by pozwolić sobie na „moralność cyklopa”, czyli patrzenie na grzechy wyłącznie jednej strony. „Partia prorosyjska” działa ponad podziałami, po obu stronach plemiennej wojny. Skutecznie ją podsycając.

Fot. Screen TVN24 

Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka