Polacy podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie, fot. PAP/Paweł Supernak
Polacy podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie, fot. PAP/Paweł Supernak

Ukraina, Jan Paweł II, Robert Lewandowski. Pędzimy ochoczo ku katastrofie [OPINIA]

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 135
Wśród Polaków w dyskusjach na bieżące tematy dominują emocje, popadanie ze skrajności w skrajność, odbijanie się od ściany do ściany. Można to zauważyć w rozmaitych dziedzinach, od geopolityki i strategii państwa, poprzez religię, po piłkę nożną. Jeśli nie nabierzemy dystansu jako naród, pędząc od ściany do ściany, w końcu rozwalimy sobie łeb. Ze szkodą dla przyszłych pokoleń.

Gdy w lutym ubiegłego roku Rosja bestialsko napadła na Ukrainę, zmieniając wojnę hybrydową w pełnoskalową inwazję, większość Polaków ten akt potępiła i wykazała daleko idącą solidarność, przyjmując pod dach wojennych uchodźców. Byli jednak i tacy (całkiem wielu), którzy zaczęli tak zachwycać się współpracą z Ukrainą, że oczyma wyobraźni widzieli budowę wspólnego państwa. Pojawiły się w sieci (całkiem na serio) głosy ludzi, mówiących, że nie czują się Polakami, ale „Rzeczpospolitanami”, bo ich dziedzictwem jest Rzeczpospolita Obojga Narodów. Przypominających o zbrodni wołyńskiej nazywali pogardliwie „wołyniopamiętaczami”.

Znamienne było zachowanie mediów. Jeszcze przed 24 lutego 2022 roku jedna z prorządowych stacji wyemitowała materiał, w którym zachwycała się odnowieniem Cmentarza Orląt Lwowskich. Reporterka mocno gimnastykowała się, by podkreślić świetną współpracę władz polskich i ukraińskich, bez podania z kim owe Orlęta walczyły. W końcu padły słowa, że walczyły z „wrogiem”. Teraz ci sami ludzie, którzy chcieli wspólnego państwa, mówią o braku wdzięczności ze strony Ukraińców. Widzę znajomych, którzy jeszcze wczoraj odmieniali Ukrainę przez wszystkie przypadki, dziś są zaskoczeni, że w kwestii zboża doszło do konfliktu. I dziś do głosu dochodzą ci, którzy mówią, że Ukraina to wróg numer jeden, promując przy tym narrację Putina.

Wsparcie nie wyklucza pamięci i obrony interesów

Tymczasem wsparcie dla Ukrainy w wojnie z Rosją, która jest cywilizacyjnym i egzystencjalnym zagrożeniem dla całego naszego regionu, nie musi wykluczać pamięci o zbrodni wołyńskiej, domagania się ekshumacji jej ofiar. Niegodziwe jest mówienie, że współcześni Ukraińcy, mordowani w Buczy, uciekający przed bombami, odpowiadają za Wołyń. Haniebne jest też jednak obrażanie tych, którzy o straszliwej zbrodni na Polakach przypominają. Naszym obowiązkiem jest pomóc cierpiącym ludziom, ale też upamiętnić i godnie pochować ofiary zbrodni sprzed lat.

W naszym interesie jest to, by Rosja przegrała wojnę. Jest też nim jednak twarda obrona bieżących interesów. Piękne są nawiązania do monarchii Jagiellonów i I Rzeczpospolitej. Budowanie jednak jakiejś kategorii „Rzeczpospolitan”, zamiast Polaków i Ukraińców, nie jest nawiązaniem do wielokulturowego państwa, ale do sowieckiej urawniłowki. Ci komentatorzy, którzy gardłowali za jednym państwem z Ukrainą, nie mieli nawet pojęcia, jakie w kijowskim parlamencie zasiadają partie, jak wygląda polityka Ukrainy. Brakuje rozsądnego podejścia, na zasadzie "ok, wspieramy Ukrainę w wojnie z Rosją, ale są sprawy, gdzie mamy różne interesy". Przyjmujemy uchodźców, pomagamy im. Twardo domagamy się jednak prawdy o Wołyniu, ekshumacji i pochówków ofiar. Niestety, u nas albo się wrzeszczy o jednym państwie, albo o wrogu gorszym niż Rosjanie.

Utopione w kremówce encykliki

Temat Ukrainy nie jest jedynym. Popadanie ze skrajności w skrajność dotyczy szeregu tematów historycznych, społecznych, religijnych. Jan Paweł II przez lata był niekwestionowanym autorytetem. Niestety, zamiast człowieka media (również te lewicowe, Kościołowi nieprzychylne) lansowały postać sympatycznego i kochanego starszego pana, który zaklinał deszcz i jadł kremówki. Jego pielgrzymki sprowadzały do sentymentalnych podróży, trzymania się za ręce i wspólnego śpiewania. Władze lokalne ścigały się w budowaniu pomników. Na plan dalszy schodziły oczywiste (również dla niewierzących) zasługi Jana Pawła II, choćby przy obaleniu komunizmu. A już całkiem schowane było papieskie nauczanie.

Gdy w jednej ze stołecznych parafii proboszcz zorganizował msze z przypominaniem nauk papieża-Polaka chodziła na nie garstka wiernych. W efekcie, gdy przyszły ataki na Jana Pawła II, młodzi, kojarzący go tylko z cukierkowym (a raczej kremówkowym) przekazem, chętnie w atakach tych uczestniczą. Najpierw mieliśmy postać pomnikową, teraz mamy modę na pomnika obalanie. Tymczasem święci – co wyraźnie widać na kartach Ewangelii – to ludzie z krwi i kości. Mający zalety, ale i wady. W przypadku papieża-Polaka nie ma dyskusji, bo ważniejsza od przesłania stała się kremówka, pomnik. A potem pomnika tego burzenie.

Skrajności nawet wokół futbolu

Skakanie ze skrajności w skrajność widać też w kwestiach „luźniejszych”, jak choćby w przypadku rzeczy najważniejszej z nieważnych, czyli piłki nożnej. Robert Lewandowski przez lata kreowany był na guru w każdej niemal sprawie. Chwalony nie tylko za osiągnięcia sportowe, ale wręcz przedstawiany jako człowiek bez skazy. Wyglądało na to, że wspólnie z małżonką staną się niekoronowaną parą królewską w Polsce. Nie było lodówki, z której nie wyskakiwałby „Lewy”, a kibice traktowali go nie jak człowieka, a wręcz herosa, który jest w stanie sam wygrywać mecze.

To się zdarzało, jednak mało kto brał poprawkę, że RL9 to nie genialny technik w stylu Messiego czy Maradony, ale sprawny, niezły piłkarz, bazujący na fenomenalnej fizyczności i zdrowiu. Ciężką pracą doszedł na szczyt. Był najlepszym piłkarzem świata w roku 2020 i może 2021. W szczytowej formie wygrywał nawet mecze reprezentacji, jak ten z Albanią za kadencji Paulo Sousy, gdzie „strzelał gole Krychowiakiem”. „Lewy” to jednak nie maszyna, a człowiek, i tak dobry jak dwa, trzy lata temu już nie będzie. Miał najgorszy rok w karierze, powoli się podnosi, może być jednak „co najwyżej” bardzo dobrym napastnikiem. Na szczyt ze swojego najlepszego okresu nie wróci.

Widzimy jednak, że gdy nastąpił zjazd, nierzadko ci sami, którzy chcieli stawiać mu pomniki, dziś kwestionują jego dorobek. Zapominają, że w wieku "Lewego" Zbigniew Boniek już dawno był po zakończeniu kariery, a wielu innych wybitnych zawodników nie grało już w reprezentacji. RL9, choć może coś jeszcze osiągnie, po prostu się starzeje. Chore jest odmawianie mu zasług z przeszłości. Tak samo chore było też jednak robienie z niego żywego pomnika.

To się może skończyć katastrofą

W sporcie łaska kibiców jedzie na pstrym koniu, swego czasu atakowany był nawet Adam Małysz. Jednak kluczowe w tym wszystkim jest właśnie to, jak bardzo królują u nas skrajne emocje. Jak łatwo najpierw budujemy komuś pomniki, potem z równą łatwością z cokołów zrzucamy. Szokuje, że ktoś mógł najpierw wpaść na pomysł, żeby Polaków zastępować „Rzeczpospolitanami” i Polskę łączyć z Ukrainą, a potem bredzić, że ten Putin nie jest taki najgorszy.

Wkurza, że z wybitnego papieża-Polaka robiono cukierkowy, kremówkowy pomnik, by po latach zapomnieć o wszelkich zasługach. A ze świetnego piłkarza najpierw robiono herosa, by potem na niego pluć. Jednak to chodzenie ze skrajności w skrajność w kwestiach zarówno istotnych, jak i istotnych mniej, wskazuje, że jest z nami naprawdę źle. Niestabilne społeczeństwo łatwo rozgrywać. A łażenie od ściany do ściany skończyć się może rozbitym łbem. I narodową katastrofą.

Przemysław Harczuk

(Na zdjęciu: Polacy podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie, fot. PAP/Paweł Supernak)

Czytaj także:




Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo