Znana prezenterka dostała unieważnienia małżeństwa. Teraz ma dość katolicyzmu

Redakcja Redakcja Celebryci Obserwuj temat Obserwuj notkę 137
Unieważnianie małżeństw to wciąż temat rozpalający dyskusje wśród Polaków. Swoje trzy grosze postanowiła wtrącić prezenterka Dorota Szelągowska, komentując swoje rozstanie z Adamem Sztabą. Gwiazda jasno opisała swój stosunek do religii: "Wolę nie być katoliczką, niż być hipokrytką".

Para z show-biznesu 

W 2013 r. - po 11 latach nieformalnego związku - Dorota Szelągowska, prezenterka i projektantka związana z TVN, stanęła na ślubnym kobiercu z muzykiem Adamem Sztabą. Już po dwóch latach jednak doszło do burzliwego rozstania pary. Jak ujawniono, ich małżeństwo zostało uznane przez Kościół za nieważne, było to zresztą drugi już formalny związk Szelągowskiej. Dawniej gwiazda telewizji otwarcie podkreślała swoje przywiązanie do religii, tak samo, jak Sztaba – o ile jednak kompozytor pozostał wiernym Kościoła, tak ona "zweryfikowała" swoje podejście do katolicyzmu. W felietonie dla "Wysokich Obcasów" 43-latka postanowiła dokładnie wyjaśnić, co takiego uwierało ją we wierze i dlaczego nie w smak jest jej istnienie "rozwodu kościelnego".

"To nie był jakiś nagły przebłysk, tylko proces. Dosyć długi. Katolicyzm jest nam tak wpojony, że na samą myśl, że można z niego zrezygnować, czujemy, jak piekielne języki pieszczą nasze pięty. Poczucie winy to broń ciężkiego kalibru. W końcu jednak stwierdziłam, że wolę nie być katoliczką, niż być hipokrytką" – pisała celebrytka w "Wysokich Obcasach".

Rzeczą, która najbardziej wpłynęła na zmianę poglądów prezenterki, było właśnie stwierdzenie nieważności jej małżeństwa ze Sztabą. Szelągowska nie ukrywała, że istnienie takiej opcji jest dla niej oburzające, a procedury wiążące się z "rozwodem kościelnym" przez lata uprzykrzały jej życie. 


Procedura unieważnienia małżeństwa. Szelągowska ją przeszła

"Najbardziej to czułam podczas rozwodu kościelnego, który nie jest ani rozwodem, ani unieważnieniem małżeństwa, tylko stwierdzeniem jego nieważności. Tak, jakby nigdy nie zostało zawarte, bo zaistniały przesłanki, które to uniemożliwiają. Cały proces trwał dwa lata, nikt nikomu nie dał łapówki, księża ślęczeli nad aktami dotyczącymi intymnych szczegółów naszego życia, przesłuchiwano świadków, a kościelni prawnicy dostali niezłe wynagrodzenie. A ja czułam niesmak. Taki porządny. I miałam poczucie, że nijak to się ma do tego, co wiedziałam o wierze i sakramentach. No a potem okazało się, że jesteś jednak wykluczony, jeśli nie zamierzasz brać kolejnego ślubu i nie zamierzasz też żyć w czystości. I w ogóle co znaczy czystość?" – stwierdziła.

Szelągowska wciąż deklaruje się jako osoba wierząca w Boga, jednak nie da się ukryć, że jej relacja z Kościołem uległa zdecydowanemu ochłodzeniu, choć nie wyklucza powrotu do wspólnoty. Swoje poglądy skwitowała słowami: "Popierająca in vitro, dostęp do antykoncepcji, wiedzy, opowiadająca się za legalizacją związków jednopłciowych. W imię równości wobec prawa. I szacunku. Niekatoliczka. Wierząca. Na razie nieprzynależąca". 

Fot. Dorota Szelągowska/Instagram

Salonik24


Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości