fot. PAP/Wikipedia/Canva
fot. PAP/Wikipedia/Canva

Szwedzkie nagranie rozmowy braci Kaczyńskich i sędzia Łączewski [NEWS SALON24]

Redakcja Redakcja Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 915
W 2016 roku Agencja Wywiadu zapytała wszystkie sojusznicze i zaprzyjaźnione służby o informacje w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Większość odpowiedzi była negatywna. Poza jedną. Czy to właśnie ten dokument widział były już sędzia Wojciech Łączewski? O śladach ostatniej rozmowy Lecha i Jarosława Kaczyńskiego w dokumentach służb specjalnych pisze dziennikarz Salon24.pl Mariusz Kowalewski.

Ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich

Temat nagrania ostatniej rozmowy Jarosława Kaczyńskiego i prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraca co jakiś czas i rozgrzewa opinię publiczną. Teraz wrócił za sprawą wywiadu, którego Małgorzata Wassermann udzieliła telewizji wPolsce. Posłanka odniosła się do tego, co cztery lata temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" mówił były już warszawski sędzia Wojciech Łączewski. Prawnik dowodził wówczas, że zapoznał się z treścią rozmowy braci Kaczyńskich zarejestrowaną podczas tragicznego lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku.

Wasserman zdradziła, że podczas spotkania rodzin ofiar katastrofy prokurator krajowy Dariusz Korneluk miał przekazać, że w aktach sprawy nie ma takiej rozmowy. Potwierdził to Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej. - Prokurator Krzysztof Schwartz poinformował, iż z materiałów śledztwa jednoznacznie wynika, że przedmiotowa rozmowa (braci Kaczyńskich - red.) miała miejsce. Natomiast rzeczywiście nie udało się uzyskać jej zapisu w żadnej formie (w aktach nie ma nagrania ani stenogramu - red.). Jej treść jest odtwarzana na podstawie innych dowodów, np. zeznań świadków. Innymi słowy: dokładny przebieg tej rozmowy nie jest znany – mówi cytowany przez WP prokurator Nowak.

Informacjom tym zaprzeczył Łączewski, który opowiada, jak zapoznawał się z aktami jednej ze spraw. - Rzecz dotyczyła badania bezpieczeństwa prezydenta państwa. Nie tylko pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale również marszałka Sejmu pełniącego obowiązki prezydenta, Bronisława Komorowskiego. Tych akt nikt nie dotykał, ale niestety jestem takim sędzią, który ma - jakby to powiedzieć - niewłaściwe podejście, a mianowicie czytam to, co dostaję. Więc przeczytałem to, co dostałem. W tym pytanie polskiego MSZ do ministerstw innych państw, czy taka rozmowa mogłaby zostać zarejestrowana. Na dwóch kartkach odpowiedzi ambasady nic nie zarejestrowaliśmy. A na trzeciej kartce ambasada jednego z krajów NATO przyznaje: myśmy zarejestrowali coś takiego i to jest zapis – mówi w WP Lączewski.


Szwedzka pomoc

W 2015 roku do władzy w Polsce dochodzi PiS. Jest 5 lat po katastrofie smoleńskiej. W PiS cały czas silne było jednak przekonanie, że odchodzący rząd Donalda Tuska coś ukrył. Wierzono w rozmaite teorie spiskowe. Według jednych z nich miało nawet dojść do zniszczenia materiałów dowodowych wskazujących na zamach. Dlatego po przejęciu władzy i zainstalowaniu swoich ludzi w służbach PiS zaczął szukać wszelakich dokumentów, które miały świadczyć o tym, że nie chciano wyjaśnić tego, co wydarzyło się w Smoleńsku. W służbach przeprowadzono audyty. Te jednak nic nie ustaliły.

– Wysłaliśmy też zapytania do naszych sojuszniczych służb, czy któraś z nich posiada jakiekolwiek informacje, które byłyby nam przydatne w śledztwie w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Niemal wszyscy odpowiedzieli, że nic nie mają. Tylko jedna służba napisała do nas, że ma informacje z tamtego dnia – opowiada osoba związana Agencją Wywiadu.

Pozytywna odpowiedź napłynęła do Polski od Instytutu Obrony Radiołączności (FRA). To szwedzka cywilna agenda rządowa odpowiedzialna za wywiad łączności. Od lat blisko współpracuje z Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) USA, zajmującą się globalną inwigilacją elektroniczną. Według Edwarda Snowdena, byłego pracownika NSA, Szwedzi byli najważniejszym ogniwem w nasłuchu Rosji. W jednej z notatek ujawnionych przez Snowdena przedstawiciele amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego dziękowali FRA za kontynuację pracy, jaką jest "cel rosyjski", którym są m.in. "rosyjscy przywódcy". Przedstawiciele NSA nazywają Instytut „kluczowym partnerem”.

- Nie było to coś powalającego ani istotnego. Napisali nam, że w 2010 roku zarejestrowali rozmowy prowadzone między załogą TU154M a kontrolerami lotów w Białorusi i Rosji – opowiada nam osoba znająca kulisy korespondencji. - Nie było żadnego stenogramu. Nic takiego nie dostaliśmy. Tylko sucha informacja, że wtedy oni coś zarejestrowali, ale w 2016 roku nie mieli już nagrania – dodaje nasz rozmówca.

Korespondencja między AW a FRA została przekazana do prokuratury i wpięta do akt sprawy. Takich informacji było więcej. Wszystko, co udało nam się pozyskać, trafiło do akt sprawy – zapewnia nasz rozmówca związany z Agencją Wywiadu. Inny, wysoki rangą oficer, zaangażowany w 2016 roku w korespondencję z sojusznikami, dodaje: - Prowadząc nasłuch na kierunku rosyjskim FRA pozyskiwała z każdą minutą ogromną ilość danych. Z tego całego szumu wyłuskiwali tylko to, co było dla nich istotne. Korespondencja wychodząca z TU154M nie była istotna i nie została przez nich nigdzie zapisana. Dlatego nie mogli nam dać nic więcej poza informacją, że coś wtedy zarejestrowali.

Instalacja nasłuchowa na Warmii

W 2010 roku samolot TU154M śledzony był też przez polskie instalacje nasłuchowe, w tym przez tajną bazę na Warmii w Światkach Iławeckich. To mała wioska, leżąca kilka kilometrów od Górowa Iławeckiego na Warmii. Kilka domów, sklep i szkoła. Przez środek wsi przechodzi asfaltowa droga, którą można dojechać dalej do porozrzucanych wśród pól i lasów zabudowań. Od Świadek Iławeckich jest już tylko kilka kilometrów do granicy z Federacją Rosyjską.  W 2011 roku byłem współautorem reportażu o tajnej bazie na Warmii dla programu „Superwizjer” TVN. O instalacji rozmawialiśmy wtedy oficjalnie z gen. Gromosławem Czempińskim i gen. Zbigniewem Nowkiem. Interesowaliśmy się, czy znajdujące się w okolicach wsi Świadki Iławeckie urządzenia były w stanie nagrać rozmowy prowadzone za pomocą aparatu telefonicznego znajdujące się w samolocie TU154, który 10 kwietnia 2010 roku leciał do Smoleńska. – Poproszę o następny zestaw pytań – odparł wtedy gen. Nowek.

- W dokumentach przekazanych przez nas do prokuratury nie ma żadnego stenogramu, ani nagrania rozmowy braci Kaczyńskich. Nic takiego nie dawaliśmy, bo nic takiego nie było ani nie udało nam się pozyskać – mówi nasz rozmówca związany z AW.
Prokurator znający akta: - Jest tylko notatka mówiąca o tym, że jedna ze służb w 2016 roku zarejestrowała korespondencję wychodzącą i przychodzącą do polskiego samolotu. Nic więcej.

Mariusz Kowalewski

Zdjęcie: Bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, katastrofa Tu154M, fot. PAP/Paweł Kula/Wikipedia/Canva

 Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka