Wyszła biegać z kartką: "Moje zwłoki odeślijcie mamie”

Redakcja Redakcja Wideo Salon24 Obserwuj temat Obserwuj notkę 15
Walka o powrót do zdrowia Sabiny trwała osiem lat. Pierwszym krokiem było wyjście na bieganie. "Nazywam się Sabina Mil. Jeśli znajdziecie moje zwłoki, odeślijcie je mamie na adres:…” – ściskając w rękach kartkę o takiej treści, wybiegła z domu, powtarzając w głowie: "Nie umrę, nie umrę”. Każde kolejne wyjście było trudne, ale odrobinę łatwiejsze niż poprzednie.

Dziś Sabina Mil jest certyfikowanym coachem i autorką książki "Triki na ataki paniki. Jak pokonałam nerwicę lękową bez leków”. Jej profil na Instagramie "@niepanikuj" śledzi już niemal 70 tys. osób. To pokazuje, jak wiele osób zmaga się z zaburzeniami lękowymi i szuka sposobów na radzenie sobie z atakami paniki.

Pierwszy atak paniki

Sabina nerwicę lękową zna nie tylko z teorii, ale przede wszystkim z autopsji. Pierwszego ataku paniki doznała w wieku 18 lat, gdy wyjechała do pracy za granicę.

– Zatrudniłam się w eleganckiej restauracji w Londynie – wspomina. – Było gorąco, a ja wbiegłam spóźniona do lokalu, zmęczona po 12-godzinnej zmianie. Poprosiłam barmana o podwójne espresso i wypiłam je na pusty żołądek. Weszłam po kręconych schodach na salę i nagle poczułam, że robi mi się słabo. Serce waliło mi jak szalone, czułam mrowienie wokół ust i palców. Przeszło mi przez myśl, że mam zawał.

Na miejsce wezwano karetkę. Po podstawowych badaniach lekarze powiedzieli, że to atak paniki. Nikt jednak nie ostrzegł jej, że może się powtórzyć – a ten wrócił jeszcze tego samego dnia. Wieczorem Sabina ponownie zadzwoniła po pogotowie, przekonana, że tym razem to coś poważniejszego.

Ataki nasilały się w zawrotnym tempie. W ciągu dwóch tygodni przestała wychodzić z domu. Zrezygnowała z pracy, żyła z oszczędności. Bała się, że kolejny atak nadejdzie, gdy tylko opuści pokój. Aby dostać się na wizyty lekarskie, musiała prosić znajomych o eskortę. Do sklepu nie wychodziła wcale – pamięta, jak towarzyszyło jej uczucie głodu.  

Zobacz rozmowę z Sabiną Mil w Salonie24:



Głód i samotność

Naprzeciwko jej mieszkania znajdował się sklep prowadzony przez Pakistańczyka, u którego wcześniej często robiła zakupy. Pewnego dnia zapukał do jej okna.

– Kiedy mnie zobaczył, przeraził się. Schudłam do 42 kilogramów, wypadły mi niemal wszystkie włosy. Stres wyniszczał mój organizm – opowiada Sabina.

Powiedziała mu, że boi się wychodzić z domu. W końcu jednak umówili się: szybko wbiegnie do sklepu, weźmie potrzebne produkty i wróci do mieszkania. Rozliczać się mieli później – przy jej oknie.

Większość czasu spędzała leżąc w łóżku i płacząc. Nie chciała wracać do Polski. Wiedziała, że musi zmierzyć się ze swoim strachem. 


Spotkanie z komandosem

Pewnego dnia, zmierzając na wizytę lekarską, spotkała znajomego komandosa. Mężczyzna nie krył szoku, widząc jej wygląd.

– Zapytał, czy mam śmiertelną chorobę. Kiedy powiedziałam, że to ataki paniki, odparł: „Ja mam je codziennie w pracy – i nie wyglądam tak jak ty.”

Te słowa uderzyły Sabinę. Zrozumiała, że wielu ludzi doświadcza paniki, ale nie boją się jej tak, jak ona. Postanowiła spróbować zrobić to samo.

Jak pokonała lęk?

Pierwszym krokiem było wyjście na bieganie. Za każdym razem czuła ogromny strach, ale wiedziała, że musi to robić. Wykorzystywała techniki stosowane przez komandosów, które pomagają kontrolować reakcje organizmu.

– Moja ulubiona technika to „oddech snajpera” – tłumaczy Sabina. – Polega na regulowaniu tętna poprzez odpowiedni rytm oddechu. Ćwicząc go regularnie, można skutecznie spowolnić puls i aktywować układ przywspółczulny, odpowiedzialny za relaksację.

Inna metoda, której używała, to „Bój się, a rób”.

– Komandosi trenują, wchodząc do maszyny imitującej helikopter, która zanurza się w wodzie i obraca wokół własnej osi. Muszą szybko znaleźć wyjście ewakuacyjne i wypłynąć. Ćwiczą to tak długo, aż strach przestaje ich paraliżować – mówi Sabina. – Ja też ćwiczyłam wychodzenie z domu tak długo, aż strach zniknął.

Atak paniki? Zajmij się czymś

Sabina podkreśla, że atak paniki sam w sobie nie jest groźny – trzeba go przeczekać i nie nakręcać się dodatkowo.

– Jeśli jesteśmy sami w domu i czujemy, że nadchodzi atak, zajmijmy się czymś. Przygotujmy sałatkę, upieczmy ciasto. Po pięciu, maksymalnie piętnastu minutach objawy powinny ustąpić.

Wśród jej klientów jest pilot, który doświadcza ataków paniki w trakcie lotów.

– On po prostu kontynuuje pracę. Nie nakręca lęku – i atak mija. 


Czasem rodzina pogarsza sytuację

Nieświadomie mogą to robić także bliscy.

– Pamiętam studentkę, która regularnie miała ataki paniki. Wtedy cała jej rodzina uruchamiała „procedurę ratunkową”: pies przybiegał na łóżko, babcia wachlowała, mama śpiewała, tata smyrał po uszach, brat czytał książkę. Wszyscy przeżywali to razem z nią – nie wiedząc, że wzmacniają ten mechanizm – mówi Sabina.

Z paniki można wyjść

Nie zgadza się z twierdzeniem, że ataki paniki zostają z człowiekiem na zawsze.

– Znam tysiące osób, które z tego wyszły. Ja też wyszłam. I wiem jedno: z lęku można się uwolnić – a ja pomagam innym uwierzyć, że to możliwe. 


Rozmawiała Marianna Fijewska-Kalinowska

fot. Salon24

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj15 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo