Klaudia Zwolińska w studio Salon24
Klaudia Zwolińska w studio Salon24

„G**niara z pagajem”. Zwolińska spełniona, bez followa Lewego

Redakcja Redakcja Wideo Salon24 Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
Trzy medale mistrzostw świata w slalomie kajakowym, w tym dwa złote, a do tego rosnąca popularność, której sama się trochę nie spodziewała. Klaudia Zwolińska, jedna z najbardziej utytułowanych polskich sportsmenek młodego pokolenia, opowiada, jak smakuje zwycięstwo, co się stało z jej kajakami po powrocie z Australii, jak reaguje na memy z własnym wizerunkiem i czy w Polsce opłaca się być mistrzem.

„To nie był przypadek, tylko plan”

– To spełnienie marzeń, ale przede wszystkim plan wykonany co do sekundy – mówi Zwolińska o swoim potrójnym sukcesie. W ciągu dwóch dni oddała dziesięć kluczowych przejazdów, utrzymując najwyższy poziom w trzech konkurencjach. Jak podkreśla, po doświadczeniach z igrzysk w Paryżu wszystko zadziałało „na zegarek”.

– Nie widzę sufitu. Co roku mam większe sukcesy niż w poprzednim. To pokazuje, że rozwój trwa, a nie kończy się na jednym sezonie – dodaje.


Zaginione kajaki i nadzieja w Locie

Kiedy kamera gaśnie, zaczyna się inny rodzaj wyzwań – ten logistyczny. Klaudia lata z trzema łódkami, każda waży po około 20 kilogramów i ma 3,5 metra długości. To więcej niż dopuszcza większość linii lotniczych, dlatego każda podróż to mała operacja.

– Często kombinujemy. Mówię, że to olimpijska długość, a ludzie patrzą na oko i mówią: „przejdzie” – śmieje się.
Obejrzyj całą rozmowa z Klaudią Zwolińską:


Po mistrzostwach świata w Australii coś jednak poszło nie tak. Po locie z Sydney przez Dohę do Monachium kajaki… zaginęły. – Próbujemy je ściągnąć. Na przyszłość, obiecuję, kupię AirTagi – mówi z dystansem.

Zawodniczka żartuje, że przed kolejnymi igrzyskami, tym razem w Los Angeles, liczy na lepsze szczęście. – LOT lata do USA i mam nadzieję, że będę latać z nimi, naszych na pewno kajaków nie zgubi. Logistyka w naszym sporcie to nie detal. Czasem medale wygrywa się wcześniej, bo na lotnisku. - mówi Klaudia Zwolińska.

„G**wniara z pagajem” i dystans do popularności

Internet pokochał ją błyskawicznie. Po dwóch złotach i brązie pojawiły się memy, które jak sama mówi ją rozbawiły.

– Lubię zabawne memy, byle nikogo nie obrażają. Najbardziej śmieszył mnie ten, że „po dwóch złotach brąz, kończysz się”. Idealnie polskie poczucie humoru – mówi z uśmiechem.

Z dystansem odnosi się też do porównań z Robertem Lewandowskim czy Igą Świątek. – Robert jest ikoną sportu i bardzo w porządku człowiekiem. Spotkałam go raz i naprawdę szanuję.  Jeszcze mnie nie followuje na Instagramie – żartuje.


Czy w Polsce opłaca się być mistrzem?

Na to pytanie odpowiada bez wahania: – Nigdy nie miałam motywacji finansowej. Gdybym ją miała, pewnie wybrałabym inny sport.

Droga do igrzysk w Tokio była trudna. Sponsorzy nie pchali się drzwiami i oknami, mimo że Zwolińska już wtedy należała do światowej czołówki. Dziś jest inaczej, bo sukcesy przyniosły nie tylko uznanie, ale i zaufanie partnerów.

– Teraz współpracuję z Kryniczanką, PGE, Polskim Związkiem Kajakowym, Centralnym Wojskowym Zespołem Sportowym i Patagonią. To marki, z którymi patrzymy w tym samym kierunku – mówi Zwoleńska w rozmowe z Salon24. – Przygotowuję się do igrzysk w Los Angeles, a żeby tam powalczyć o medale w trzech konkurencjach, potrzebna jest dobra logistyka i jeszcze lepszy zespół. To kosztuje, więc jestem otwarta na nowych partnerów, którzy chcą być częścią tej historii.

Siła zespołu i głowa na karku

Choć kajakarstwo slalomowe wydaje się sportem indywidualnym, Zwolińska podkreśla, że za sukcesem stoi sztab ludzi.

Z pomocy psychologa korzysta „kiedy trzeba”. – Spędzamy razem z innymi zawonikami prawie cały rok, więc konflikty się zdarzają. Ważne, żeby umieć je rozwiązać. Dla mnie to też część pracy nad sobą – przyznaje.

Cisza, serniczek i klasyka

Poza torem Klaudia nie potrafi długo usiedzieć w miejscu, ale gdy już ma wolne, ucieka do rodzinnego Kłodnego. – Cisza, spokój, serniczek, kawa i rodzina – to mój reset. Po jednym dniu takiego odpoczynku od razu wracam do roboty – mówi.

W samolotach słucha podcastów sportowych i kryminalnych, a przed snem czyta… lektury szkolne. – W liceum udawałam, że je czytam, teraz nadrabiam. Okazały się naprawdę ciekawe – śmieje się.

„Nie widzę sufitu”

Klaudia Zwolińska ma 26 lat i nie zamierza zwalniać. – W kajakach mogę mieć długą karierę, jeśli zdrowie pozwoli. Cały czas się rozwijam. Chcę zapisać się na kartach polskiego sportu,  nie tylko medalami, ale też działaniem.


Dlatego uruchomiła autorski program „Na fali z Klaudią Zwolińską”, realizowany wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki. To projekt dla dzieci i młodzieży, który ma zachęcać do ruchu i odkrywania sportu.

– Działam już teraz, nie czekam na koniec kariery. Chcę wiedzieć, że coś po mnie zostanie – mówi w Salon24 podwójna mistrzyni świata.

Czy opłaca się być mistrzem? W sensie finansowym, nie zawsze. W sensie życiowym, zdecydowanie tak. Zwolińska ma dziś wszystko, co w sporcie najważniejsze: wyniki, plan, spokój i poczucie sensu. A jeśli ktoś znajdzie po drodze jej kajaki z Australii to prosimy o kontakt.

red.

Fot: Klaudia Zwolińska w studio Salon24

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj4 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo